Bez kategorii
Like

Cięcia Donalda… na szyjach polskich rodzin!

15/11/2011
419 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

W „Księciu” Niccolò Machiavelli stawiał pytanie: czy lud swojego księcia powinien bardziej kochać, czy też się go bać? Polacy (…) w większości stwierdziłaby, że polskiego księcia, ani nie kocha, ani się nie boi. Ma go zwyczajnie w dupie…

0


W swoim wiekopomnym „Księciu” Niccolò Machiavelli stawiał pytanie: czy lud swojego księcia powinien bardziej kochać, czy też się go bać? Polacy do pracy włoskiego pisarza dodaliby zapewne jakąś nową jakość. Większość stwierdziłaby, że polskiego księcia (premiera Tuska), ani nie kocha, ani się nie boi. Ma go zwyczajnie w dupie. A przynajmniej możliwość taką powinni w najbliższej przyszłości rozważyć.

Z opublikowanych w jakiś czas temu badań OBOP-u, wynikło że widzimy w Donaldzie Tusku przymioty niemalże boskie (inteligentny, sumienny itd.). Szkoda, że żaden z ankieterów nie zapytał w tej sprawie mnie o zdanie. Ani nikogo z mojej rodziny. Jak podaje dzisiejsza „Rzeczpospolita”, premier ma w swoim expose zapowiedzieć likwidację ulg prorodzinnych. Chodzi o (stosunkowo niewielkie w stosunku do wydatków budżetu) becikowe, jak również ulgę podatkową z tytułu wychowania dziecka. Po rządowej zmianie, bonifikata ma przysługiwać – jakże mogło by być inaczej – tylko najuboższym (właśnie przejechał mi czołg pod powieką).

W Tusku wyraźnie więc dała o sobie znać liberalna ikra. Pamiętam jeszcze wykładnię założeń programowych, jaką w sierpniu 2005r., w programie u Lisa, zaprezentował obecny premier. „Mój rząd nie ugnie się przed żądaniami żadnej grupy społecznej, choćby ta głośno, z zaciśniętymi pięściami manifestowała swą siłę”. Wtedy chodziło o reformę emerytur górniczych, której wprowadzenie wywołało zamieszki goszczących na ten czas w stolicy górników. Paplanina swoje, a życie swoje. Ostatnie czterolecie pokazało dobitnie, że polityka rządu PO-PSL idzie zupełnie w przeciwnym kierunku. Tam, gdzie obywatele nie są skonsolidowaną tkanką, gabinet Tuska uderza precyzyjnie i bezwzględnie (patrz: podwyżka VAT, grabież emerytur, „walka” z sześciolatkami w przedszkolach). Przecież sześcioletnie brzdące nie pojadą (fakt, nie mają czym – kolej w rozkładzie) pod Kancelarię Premiera i nie zaczną naparzać smoczkami lub pampersami z kupą. Z kolei w tych wszystkich obszarach, w których wymagana jest męskość i zawzięcie, Tusk rejteruje (patrz: reforma KRUS, cięcia w administracji, dbanie o interesy Polaków na Litwie i na Białorusi i wiele innych).

Obawiam się, że siła, którą w zwalczaniu niezorganizowanych grup społecznych wkłada kaszubski kanclerz sprawi, że niedługo miast per Donald Tusk, potomni zwać go będą Ronald Prus. Posunięcie premiera godne jest odnotowania jeszcze z innego powodu. Likwidacja rozwiązań prorodzinnych stawia nas w gronie krajów zupełnie ignorujących sytuację demograficzną społeczeństwa. Kryzys pokoleniowy w krajach Europy Zachodniej to fakt. Państwa te stawiają mu czoła, nie dlatego, że czczą wartości rodzinne jak totem (chociaż nie można tego wykluczyć), tylko dlatego, że myślą w kategoriach przyszłości (a nie „tu i teraz”). W Norwegii wysokie opodatkowanie singli, bezdzietnych i osób z do dwójką dzieci, nie wynika z nacisku Kościoła (ciekawe którego?), czy „okupacji Watykanu”, tylko troski o to, by Norwegów było na tyle mnogo, aby obecne pokolenia miały w przyszłości zapewnioną godną jesień życia. Podobne rozwiązania funkcjonują w innych krajach skandynawskich, czy chociażby w Wielkiej Brytanii. I nikt z tamtejszych polityków nie bierze na poważnie feministycznych bredni o „patriarchalnym ucisku”.

Wróćmy jednak na polskie podwórko. Rozmawiałem w jakiś czas temu z moim wujkiem. Ojcem trójki małoletnich dzieci, na co dzień pracującym jako przedsiębiorca (sprzedaje polisy ubezpieczeniowe). Utarg od trzech lat jest tak marny, że musi dorabiać pracami sezonowymi w kotłowni. Jego żona, a moja ciocia, pracuje jako salowa w państwowym szpitalu na pełny etat, za grubo poniżej minimalnego wynagrodzenia (to temat na osobny kryminał). Ostatni rok podatkowy i możliwość skorzystania z opisanych ulg, sprawiły, że w budżecie rodzinnym zostało im prawie 3,5 zł więcej (doliczając ulgę internetową oraz wspólne opodatkowanie małżonków, które Platforma również zamierza skasować!). Ubolewam, że pytający Polaków o zdanie nt. premiera OBOP nie zadzwonił uprzednio do nich, z prośbą o wyrażenie opinii…

W sprawie „reform” Tuska może zaskakiwać również to, że o żadnym z przygotowywanych przez gabinet PO-PSL cięć nie dowiedzieliśmy się w kampanii wyborczej. Było coś o tym, że trzeba „wybrać miłość”, bo Kaczyńskiemu Unia nie da 300 mld. Ale w takim razie – skoro Unia nam już teraz da – dlaczego Donald Tusk musi jeszcze jakieś pieniądze zabierać polskim rodzinom? Pieniądze, które – przypomnijmy – ulgami wprowadził bezdzietny Jarosław Kaczyński w 2007r. Przypominam sobie, ileż to było śmiechu i szyderstw przed rokiem, gdy z mediów klauni przekonywali nas, że tylko Komorowski, który zrobił piątkę dzieci wie, co to znaczy utrzymać rodzinę (sic!).

W planie reformatorskim Tuska nic za to nie wspomina się o cięciach w administracji rządowej. O wychudzeniu biurokratycznej narośli, którą rząd PO-PSL pieczołowicie hoduje od 2007r., ze skutkiem w postaci stutysięcznego przyrostu. Tyle tylko, że wiszący na państwowym cycku urzędnicy, odcedzeni w procesie rekrutacyjnym zgodnie z partyjnym namaszczeniem, są siłą, przed którą Donald klęka (i na tym nie kończy). Najmłodsi Polacy, sześciolatki i uczniowie, a także ich rodzice – to grupa, która dla Tuska znaczy wiele więcej, niż wczorajsza wizyta w ustępie.

0

sed3ak

o polityce (a reszta wyjdzie w praniu)

14 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758