Trudno powiedzieć, czy wielki ekonomista Paul Krugman – laureat Pokojowej Nagrody Nobla oszalał, czy świadomie prowokuje innych, do polemik, żeby mieć dużo „cytowań”?
W każdym razie zasugerował ostatnio, co prawda nie wprost, tylko w sposób nieco zakamuflowany, że przydałaby się jakaś wojna i stawki podatkowe w wysokości 91% dzięki którym Ameryka się szybko rozwijała w latach 50-tych.
www.nytimes.com/2012/11/19/opinion/krugman-the-twinkie-manifesto.html
Bili wówczas Murzynów, którzy jeszcze nie nazywali się Afroamerykaninami, kobiety siedziały w domu i wychowywały dzieci, a senator McCarthy tępił komunistów dopytując: „Are you now or have you ever been…?”. Ale przynajmniej przemysł się rozwijał i nie kwitły nierówności dochodowe. Menadżerowie mieszkali w małych domkach na peryferiach i nie kłuli w oczy służbą i wielkimi jachtami.
Nie wiem tylko, czy Krugman bardziej zrzędzi na to, że zmniejszono marginalną stawkę podatku dochodowego, czy że McCarthy’emu udało się na trochę komunistycznych agentów, w rodzaju Algera Hissa, powstrzymać?
Dziś rozpiętości są znacznie, znacznie większe. To prawda. Tylko pierwsze pytanie: skąd one się wzięły? I pierwsza odpowiedź – wzięły z całkowitej zmiany stylu życia i zmiany hierarchii wartości. Swoich postaw nie zmienili jedynie najbogatsi, ale także i najbiedniejsi. W tamtych czasach z jednej strony nie wypadało żyć ponad stan, z drugiej – nie wypadało domagać się świadczeń od innych. Ale nie wypadało też nosić bikini, czy chwalić się homoseksualizmem. Przewartościowaniu uległo wszystko. Rewolucja 1968 roku ma swoje konsekwencje. Drugie pytanie brzmi: dlaczego zaszły takie zmiany zachowań menagerów? Bo zmieniono zasady funkcjonowania gospodarki. Niechby kiedyś pracownik – choćby na wysokim stanowisku – zażądał od właściciela takich apanaży jakie otrzymują oni dziś. Dziś prawdziwych właścicieli – kapitalistów już nie ma na Wall Street. Sektor finansowy wygenerował jakieś bajońskie kwoty, które są czysto wirtualne. W wycenie różnych aktywów uwzględniono bowiem lewar. Pojawiło się za dużo papierowych pieniędzy, więc ci, którzy mieli do nich dostęp wydawali je na rzeczy, których do niczego nie potrzebowali poza tym, by je mieć. A robili to bo mogli – nikt ich efektywnie nie kontrolował. Polityka drukowania pieniędzy – postulowana z upodobaniem przez Krugmana – utrwala więc model, który on krytykuje.
Ale do polemiki z Krugmanem skłoniło mnie udawanie przez niego, że czytał „Atlas Shrugged” Ayn Rand. Albo nie czytał, albo nic nie zrozumiał. A już na pewno nic z tego:
„Sądzi pan, że pieniądze są źródłem zła. A czy zapytał pan kiedykolwiek co jest źródłem pieniędzy? Pieniądze są narzędziem wymiany, która nie może istnieć, jeśli nie istnieje produkcja towarów i ludzie, którzy je produkują (…) Akceptując pieniądze jako zapłatę za swój wysiłek, robi to pan jedynie w przekonaniu, że zamieni je na produkt wysiłku innych. To nie grabieżcy nadają pieniądzom wartość. Wszystkie karabiny świata nie mogą przekształcić tych kawałków papierów w pańskim portfelu w chleb, którego będzie pan potrzebował, by przeżyć jutrzejszy dzień (…) Czy pieniądze robi człowiek, który wynalazł silnik kosztem tych, którzy go nie wynaleźli? (…) Pieniądze są tworzone – zanim będzie można je zagrabić lub wyłudzić – wysiłkiem każdego uczciwego człowieka, wysiłkiem na miarę jego zdolności. (…) Pieniądze nie pozwalają, by o wartości pańskiego wysiłku stanowiła jakakolwiek siła poza dobrowolnym wyborem człowieka, który pragnie wymienić na nie swój wysiłek. Pieniądze pozwalają panu otrzymać za swoje towary i za swoja pracę tyle, ile są one warte dla ludzi, którzy je kupują, ale nie więcej (…) Pieniądze wymagają, aby sprzedawał pan nie swoją słabość głupocie ludzi, lecz swój talent ich rozsądkowi (…)”