Naprawa Rzeczpospolitej to arcytrudne zadanie. Nie ma innej drogi: albo dokonamy tego wspólnie i nigdy jeden przeciw drugiemu, albo oczekujmy z rozłożonymi rękami na trudniejsze czasy. Trudne lata właśnie nadchodzą, w związku z niefrasobliwą – najdelikatniej mówiąc – polityką rządu Tuska w finansach oraz brakiem reform, czy zaniechaniem modernizacji państwa, a z drugiej strony, fatalną sytuacją gospodarczą w sporej części Europy i świata. Naiwnym pozostawię wiarę, że co złe, to oni i nigdy my. Sam mam belkę w oku. Założę się, że o tym wiesz, lecz własnego pyłku nie widzisz. Oko czyste jak łza? Świetnie. To mi przywal, że nie wynoszę pod niebiosa Jarosława Kaczyńskiego, a Donalda Tuska nie wpycham do gnoju, gdzie jego miejsce. Lub przywal mi z odwrotnego powodu. Własnie tego […]
Naprawa Rzeczpospolitej to arcytrudne zadanie. Nie ma innej drogi: albo dokonamy tego wspólnie i nigdy jeden przeciw drugiemu, albo oczekujmy z rozłożonymi rękami na trudniejsze czasy. Trudne lata właśnie nadchodzą, w związku z niefrasobliwą – najdelikatniej mówiąc – polityką rządu Tuska w finansach oraz brakiem reform, czy zaniechaniem modernizacji państwa, a z drugiej strony, fatalną sytuacją gospodarczą w sporej części Europy i świata.
Naiwnym pozostawię wiarę, że co złe, to oni i nigdy my. Sam mam belkę w oku. Założę się, że o tym wiesz, lecz własnego pyłku nie widzisz. Oko czyste jak łza? Świetnie. To mi przywal, że nie wynoszę pod niebiosa Jarosława Kaczyńskiego, a Donalda Tuska nie wpycham do gnoju, gdzie jego miejsce. Lub przywal mi z odwrotnego powodu. Własnie tego potrzebuje naprawa Rzeczpospolitej – twojej wściekłości.
A może nie tego? Może raczej nowego spojrzenia na wiele obszarów i tematów. Rzeczowej debaty, a nie narracji, ściemy i manipulacji. Naprawdę potrzeba wielkiej odwagi, żeby stanąć na poboczu wojny polskiej i spokojnie przeanalizować taktykę i strategię Wielkiego Demagoga polskiej polityki, który jest bratem Wielkiego Brata.
Potrzeba otwartego serca i głębokiej wiary, by zmierzyć się z materią problemu. Naprawa Rzeczpospolitej to problem z natury praktyczny. Ze sfery praxis, a nie z areopagu filozoficznych idei. Od czego zacząć? Co uczynić, aby sprawy przybrały właściwy obrót, a Polacy poczuli, że Rzeczpospolita to wspólny dom, to Ojczyzna?
1. Każdą naprawę zacząć trzeba od początku, czyli od siebie.
To pierwszy aksjomat tego artykułu. (Cały artykuł opublikuję w dziesięciu fragmentach, nieśpiesznie. Z namysłem, z nastawieniem na dialog i na debatę. Jeśli nie będzie dyskusji, trudno. Rzeczpospolita zasługuje widocznie na brak refleksji. Nasza klasa polityczna jest super, a onych to bydło. Nasz okręt dzielnie płynie do brzegów Zielonej Wyspy. I niech trwa nawalanka majtków na pokładzie, bo nie ma dziur w burtach i dnach łajby. Dopłyniemy, o ile wcześniej nie dorżniemy watah wrogich lub one watahy w odwecie nas nie dorżną!)
Każdą naprawę zaczynamy od siebie. Najprostszy powód takiego postawienia sprawy brzmi: bo sprawa tylko tak stanie na nogi. Naprawiam siebie, czyli w tym przypadku, własną zdolność do bycia świadomym obywatelem. Tylko tyle i aż tyle.
Pomyśl, co to znaczy w praktyce. Świadomy obywatel myśli samodzielnie, pro-aktywnie gra o interes własny i wspólnoty, do której przynależy. To znaczy, że nie da się dwa razy zwieść na pokuszenie i nie wybierze dwa razy tych, co zawiedli. Kropka.
Żadne ujadania i mizdrzenia wypudrowanych pacynek telewizyjnych nie zwiodą go dwa razy na manowce. Żadne piary nie upiją i nie pozbawią siły samodzielności dokonywania ocen i wyboru. Czy nie o to powinno chodzić nam, wyborcom, lecz – uwierz – cel całkiem przeciwstawny przyświeca politykom, wszystkim, bez wyjątku.
Polityk to nie idol, nawet Najwyższy zabronił, żeby czcić go jak idola. Dlatego ostrzegam: nie traktuj nikogo ze sfer politycznych jak bałwana czy bożka. Nędza onych, wyniesionych na piedestał, jest bowiem wielka. Jeśli nie chcesz uświadomić im tego faktu, nie dziw się, że sponiewierają potem każdą świętość. Skoro da się bezkarnie robić prawie wszystko, to róbmy wszystko. Skoro obiecaliśmy, że obniżymy podatki, potem je podwyższyliśmy, a oni nadal chcą na nas głosować, to wolno nam wszystko. Kropka. Takich kropek, po zdaniach skonstruowanych według schematu: "skoro, to wolno nam wszystko" – trzeba by postawić ze sto dwadzieścia trzy. Litanii do wszystkich diabłów nie warto jednak pisać, bo grozi to popadnięciem w czarną rozpacz.
Problem w tym, że "kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera" – jak słusznie stwierdza przysłowie ludowe. A oni dają obietnice, których nie realizują notorycznie (czyli odbierają), lecz nie zamierzają się w piekle poniewierać. Nadal będą rządzić. W nieco odmienionej konfiguracji. I tu jest pies pogrzebany. Nam nie pozostawiono żadnego wyboru.
Tak, nasza wina, odpowiadamy częściowo za taką bez-alternatywność. Bo siebie nie naprawiliśmy, nie staliśmy się obywatelami Rzeczpospolitej. Bo jesteśmy jak zepsuty zegar, który wskazuje tylko dwa razy na dobę prawidłową godzinę. Pierwszy raz, gdy budzimy się pełni obaw, co przyniesie kolejny dzień, w szkole, w pracy, w urzędach; drugi raz, gdy zasypiamy bez nadziei, że jutro nie przyniesie ze sobą jeszcze więcej trosk.
Są różne kręgi wspólnot na wodzie historii Polski – ty, twoja rodzina, parafia, gmina, region, Ojczyzna – a dopiero gdzieś na horyzoncie świat cały. Działać warto lokalnie i naprawiać przede wszystkim to, co znalazło się w naszej strefie wpływu. Gdy kamień zostanie wrzucony do jeziora, fala kręgów popłynie dalej i dalej. Aż do brzegu przeznaczenia. I chodzi o coś takiego: niech każdy dołoży swój kamyczek do wspólnej budowli, przeznaczenie jest współzależne – od dobrej woli wiedzie nasze ścieżki do dobrej woli, od złej do złej. To proces wspólnotowy, wespół kształtowany.
Naprawiaj siebie. To twoja strefa wpływów. Jeśli zechcesz naprawiać Tuska, Komorowskiego, Kaczyńskiego, Napieralskiego, Pawlaka, czy innego przedstawiciela klasy politycznej, to natrafisz jedynie na twardy opór. Dadzą odpór i dadzą radę tym mocniej ugruntować w okopach obrony własnej doli swój upór, by traktować twoje życie jak maszynkę do głosowania przy urnie. Nie łudź, że cokolwiek dla nich znaczysz w obecnym ustroju Rzeczpospolitej. Jesteś tylko maszynką do głosowania. Jeśli nie da się zagonić więcej baranów do urn w jednodniowych wyborach, będą one trwały dwa dni, a potem nawet tydzień lub zastosuje się przymus jak w PRL-u. Nie naruszy się przy tym rdzenia systemu, który korumpuje naszych przedstawicieli i nie zsyła ich w niebyt, lecz – co najwyżej – na ławy dla opozycji.
Tak, w obecnym stanie polskiej demokracji, tylko tyle jesteś wart, że wybierasz między dżumą a cholerą. Oddasz głos, możesz spadać na drzewo lub nawet umrzeć. Oj, jasne, że tego nie usłyszysz od onych, bo gdybyś nie umarł jednak, to twój głos znów będzie potrzebny onym, a oni znów wystartują. Wystartują i przejdą przez sita demokracji, bo ty nie naprawiłeś siebie, żeby być obywatelem własnego państwa.
A gdy przejdą – przez najbliższe miesiące popracują bardziej nad wizerunkiem, byś znów zasnął w letargu – sypną stamtąd, z nowego ufortyfikowania obozów i koalicji, gradem strzał we wrogów, jedni w drugich. Obsypią swoich zwolenników gruszkami wierzbowymi, ale znów zasadniczo zostaniesz zaliczony do wrogów całej klasy politycznej. Do baranów, którym da się wcisnąć każdą hucpę, do tragarzy podatków i domiarów fiskalnych, by rzeczpospolita urzędnicza rosła w siłę a darmozjadom żyło się dostatniej.
Tak to mniej więcej działa. Każdy polityk gada o cudzych winach i własnych cnotach. I nigdy odwrotnie. Każdy polityk nauczył się traktować wyborcę jak idiotę. Ma przyzwolenie i wszelką pomoc prawną ze strony ustroju III RP. Tak sobie dla siebie przy tym majstrował, żeby było dobrze. Majstrów mamy sprytnych, lecz majster nie ma umiejętności, żeby naprawić Rzeczpospolitą. A gdzie tu jego interes, gdzie kasa dla niego za usługę. Kasa i premia jest za psucie, za nepotyzm, za udział w spektaklach medialnych. Nigdy za solidną robotę ustawodawczą, czy wykonawczą.
Gada więc Tusk o przywarach Kaczyńskiego, a Kaczyński o zdradach Tuska. Jeden i drugi chce, żebyś przyłączył się do jego obozowiska i gadał tak samo.
W armii Kaczyńskiego – przywalasz w Tuska, w armii Tuska, dajesz fałszywe świadectwo przeciw Kaczyńskiemu. A tu, za węgła, wyskakuje Napieralski i gada: a widzicie, nie ma wyboru, zagłosujcie na SLD. Tylko my przerwiemy wojnę polską. A kuku, kukułeczka kuka.
A ja powiadam: zacznij mówić własnym tekstem o polityce polityków. Oceń najpierw jakość całości bantustanu, a następnie dokonuj wyborów. Wiem, że dziś głos podobnych do mnie nie ma najmniejszego znaczenia. Po prostu nie liczy się w rachubach. Jesteśmy na emigracji wewnętrznej.
Mimo to zaapeluję jako ten głos wołającego na puszczy: krytyka z serca i własna, lepsza niż papugowanie i małpowanie.
Wyjdźmy pierwsi z cyrku. Pokażmy, że można. Porozmawiajmy o tym, sprawdźmy naszą zdolność do samodzielnego formułowania recenzji. Moja najkrótsza recenzja: to nie są moje małpy i nie mój cyrk. Rozwinięcia tej recenzji będą dopiero ciekawe. Każdy ma w sobie takie rozwinięcie. Czas pokazać, że Rzeczpospolita to nie cyrk, a obywatele mają dość małp na arenach mediów.
Napiszę jednak coś stronniczego, z serca i z własnych przemyśleń. Donald Tusk to słaba lokomotywa. Nie da rady uciągnąć wagonów Rzeczpospolitej do stacji Naprawa. Miał na to prawie cztery lata. Naprawił coś?
Naprawił coś? No chciałbym zobaczyć to coś, co naprawił. Niestety, widzę wyłącznie prawa, rzeczy i ludzi, które – wspólnie z towarzyszami broni – popsuł; widzę prawa, rzeczy i ludzi zepsute wcześniej i pozostawione na pastwę losu. Nie widzę szans na przełom, zaś za kontynuację nicnierobienia dziękuję. Nie kupię bajek o żelaznym wilku Jarosławie i o nowym zrywie klasy politycznej, która po wyborach weźmie się do roboty i zacznie sprzątać stajnię Augiasza. Bo widział kto, żeby ten, co nauczył się srać i Polskę traktować jak oborę, zmienił nagle obyczaj i przemienił siebie w Herkulesa.
Herkules śpi. My Naród Polski, śpimy. Nie chcemy posprzątać obory z gnoju, którego przez dwadzieścia lat nikt nie raczył posprzątać. Dlaczego?
Jak długo będziemy godzić się na płacenie haraczu, byle tylko cyrk postawiony na mediach mainstreamu trwał?
Moja odpowiedź brzmi: tak długo, jak nie uświadomimy sobie, że naprawę Rzeczpospolitej warto zacząć od siebie. To była niedoskonała odpowiedź. Odpowiedź, jak ser szwajcarski, z dziurami niedomówień. A jaka jest twoja odpowiedź?
Tu, w połowie zdania, kończę pierwszą część eseju. Kolejne części będą koncentrować się na obszarach i zagadnieniach, które wymieniam poniżej w punktach.
2. Budżet zadaniowy jako remedium na myślenie proinwestycyjne państwa w gospodarce.
3. Polityka prorodzinna ma służyć rodzinie i gospodarce .
4. Polityka jagiellońska to realna i racjonalna gra o miejsce Polski na mapie.
5. Twardy kurs na obronę interesów gospodarczych Polski w Europie.
6. Patriotyzm w wymiarach gospodarczym i kulturowym
7. Zmiana ordynacji wyborczej i innych zasad funkcjonowania partii.
8. Każdy region ma prawo do rozwoju i własną indywidualną drogę .
9. Tam, gdzie Ojczyzna, tam wartości, cele i wspólnota.
10. Praca, inwestycje, gra o społeczeństwo innowacyjne.
Nie wiem, czy taki dobór tematów wyczerpuje cykl "Naprawa Rzeczpospolitej". Pewnie coś przeformułuję i dodam do listy. To zobaczy się w praniu. Nie chcę poganiać pióra. Powody są dwa. Mam mało czasu i zechcę się rozejrzeć po możliwych rozwiązaniach.
Napisałem już post z cyklu "Rzeczpospolita do naprawy". Niezbyt słodki, raczej gorzki, jakby w beczce nie było miodu. Dziegciu nie da się strawić bez nadziei, że są rozwiązania, po które nikt nie raczy sięgnąć. Zresztą, nie mam monopolu na rozwiązania. Zapraszam do rozmowy.