Najtrudniejsze są proste zabiegi
Spoglądam na te wszystkie książki, pisma i czasopisma leżące tutaj przede mną, których przeczytać nie zdołałem – zabrakło sił, a może wiary w sens rozkodowywania literek, lawirowania między samogłoskami i spółgłoskami?
Opływam chwiejną pamięcią te całe ich sterty, które zdołałem pochłonąć: staram sobie przypomnieć, co z nich zrozumiałem, na co się przydały.
Niestety, nie znajduję niczego, co miałoby siłę stokrotek rosnących na przerwach w betonie.
Kontrowersyjny poeta, spoczywający w spokoju, popełnił swego czasu wiersz, w którym pisał: „chodzę i pytam, gdzie jest moja…”.
Wystarczy przechylić się w lewo, potem w prawo, aby wieża rozsypała się na elementarne części dychotomicznych bytów, z których (być może) ktoś utworzy jeszcze jeden, kolejny tytuł, najdłuższy, zbudowany z trzech kropek, myślnika i znaku zapytania – potem wszystko wróci do pionu.