To dzięki Piratom artyści jeżdżą Porszakami
29/01/2012
456 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
Wyobraźmy sobie, że w internecie nie ma piratów, że nikt nie linkuje do YouTube, że nie ma torrentów i chomików, że nikt nie ściąga filmów, muzyki… Brak dyskusji. Brak polecanek – bo i po co ktokolwieki miałby narajać im klientów za darmochę.
Internet żyje głównie dzięki pasjonatom, hobbystom i ludziom, którzy unikają wydawania pieniędzy w sposób zbędny. Stąd te wszystkie wymiany plików, podsyłanki, komentarze, fora dyskusyjne itd. itp. Przy tym, wszyscy czują się moralnie usprawiedliwieni, bo rzadko, kto tym, co ściągnie handluje, robi to głównie na użytek własny, a za korzystanie z filmów i muzyki w ramach użytku własnego zapłacił już nieraz w cenach czystych CD, DVD i czystych taśm do kamery video – pisał już o tym Łażący Łazarz, Robert Gwiazdowski czy Ewidentny Oszust.
Artyści, twierdząc, że Polacy okradają ich na 6 mld złotych tak naprawdę nie zdają sobie sprawy z rozmiaru nieuczciwości, jaką uprawiają występując przeciwko swoim własnym odbiorcom. W końcu obrażają ludzi, od których już skasowali pieniądze za użytek własny. Gdyby zjawiska tzw. "piractwa" nie było, nie byłoby podstaw prowadzenia "antypirackiej" płatności w ramach ceny czystych nośników – więc artyści nie dostaliby kupy forsy. A to jest dostawa ciągłą, niezależna od tzw. kwestii artystycznej. Wiec bardzo korzystna dla Artystów.
Poza tym każde ściągnięcie filmu poprzedza masa informacji na temat najnowszej produkcji filmowej, co już jest dostępne, kto, z kim tam gra, o czym to jest itd. Po ściągnięciu i obejrzeniu przez piratów pojawiają się wszędzie dyskusje na forach, recenzje, polecenia, grafiki, które niesłychanie generują zainteresowanie. Jest to wszechobecny marketing społecznościowy, generyczny i wirusowy. By osiągnąć taki poziom dotarcia do odbiorców, jaki zapewniają "piratujący" Internauci dystrybutorzy i producenci filmowi musieliby wydać na reklamę pieniądze przekraczające kilka lub kilkadziesiąt razy dostępny im budżet.
Dodajmy, że te 6 mld to chwycik propagandowy, bo nie mówimy o szkodzie, ale o utraconych korzyściach, które trudno oszacować. Bo to, ze ktoś ściągnął film i obejrzał na kompie jeszcze nie znaczy, że inaczej kupiłby go na DVD lub poszedł na niego do kina. Zazwyczaj ani by nie kupił ani by nie poszedł. Po pierwsze, niemiałby tyle pieniędzy by kupować filmy za każdym razem, gdy mu się zachce zobaczyć cos nowego. Pożyczyłby od sąsiada, siostry lub z jakiejś wypożyczalni, która artystom i tak płaci ryczałtowo. Do kina by nie poszedł na każdy z tych filmów, bo nikt nie ma tyle pieniędzy ani czasu by, co chwila siedzieć w kinie. Przy tym łaskawie artyści nie uwzględniają, że pirat, który obejrzał film za darmo (choć nie za darmo, bo becelował już za użytek własny) jednocześnie jest chodzącym agentem reklamowym dobrego filmu (bo za złe produkcje to producenci powinni zwracać widzom za stracony czas) i w Internecie – o czym pisałem – i w świecie realnym, bo nigdy nie wiadomo ilu przyjaciół, członków rodziny i znajomych z pracy zachęcił do pójścia do kina.
Podobnie z koncertami, płytami z muzyką dawanymi w prezencie i książkami kupowanymi na półkę.
Nie będzie piratów, bo zostaną zastraszeni, zaszczuci i zwalczeni przez koncerty to rychło się okaże, że nikt palcem nie kiwnie by za darmo, choć wspomnieć o artyście, że zamiast zwiększonej sprzedaży pojawi się podziemny rynek pożyczających sobie do pojedyńczego obejrzenia bądź wysłuchania, że nagle zostanie zauważone, jakimi furami jeżdżą i na jak odległym dla ludzi poziomie żyją pazerni twórcy i pojawi się ich bojkot. Nikt nie będzie o nich rozmawiał, interesował się nimi, ich kupował, śledził, co tam wyprodukowali, komentował, przekazywał sobie, wklejał. Bo niby, dlaczego ktokolwiek miałby za darmo pomagać tym osobom w trzepaniu kasy swoim kosztem. W niedługim czasie okaże się, że bez tej "twórczości wszelakiej" spokojnie można żyć, że są inne pasjonujące tematy niż gadanie o nadętych artychach, że nikt o nich nie pamięta a jeśli jeszcze pamięta, to kojarzy ich z czymś oślizgłym, wstrętnym i śmierdzącym, a ludzie mieszkający z dala od kin, dobrych sklepów muzycznych i akcji plakatowych będą woleli się wybrać na koncert dico-polo i balangę w pobliskiej remizie.
Kiedyś, gdy nie było piratów i wolontariuszy, nie było też celebrytów, artyści nie mieli tyle pieniędzy, tych rozpoznawalnych, co mogli się utrzymać ze swojej pracy była raptem garstka, wytwórni garsteczka, a większość utalentowanych ludzi albo była na bezrobociu, albo uprawiali swoje artystyczne działania do szuflady wykonując, na co dzień zawody hydraulika, listonosza czy agenta ubezpieczeniowego.
Jak wprowadzą ACTA to artyści się zdziwią, bo wrócimy wtedy do tych przedinternetowych i przed piracko-vhsowych czasów. Tyle, że będzie jeszcze gorzej dla nich, bo do tej pory przynajmniej się nie kojarzyli źle i chciano o nich pamiętać. A za chwilę: nie będzie już przychodów z występów w reklamie – bo albo artysta nie będzie rozpoznawany albo wręcz bojkotowany towar zachwalany przez niego. Stracą także znaczenie wszelkie sklepy z gadżetami, dodatkami i materiałami promocyjnymi. Nikt nie kupi dziecku komiksu, jeśli jego twórca będzie gdzieś zrzeszony, nikt nie kupi książki z oficjalnej dystrybucji przez EMPIK (gdzie ilość pośredników największa i ceny najwyższe).
Aby artystom uzmysłowić, że walcząc z Internautami sikają sobie do farby proponuję bezterminowy bojkot zakupów towarów reklamowanych przez Artystów krajów – sygnatariuszy ACTA, oraz bojkot płyt audio i video wybranych tu i teraz zwolenników tego międzynarodowego gniota.
Jeśli akcja będzie masowa, bardzo szybko ARTYŚCI się przekonają, jak niewiele może być warta dla ludzi ta ich tzw. własność intelektualna, jeśli nie będzie jak jej wcześniej nadmuchać, a każdy będzie tracił korzystając z ich wizerunku. Rychło Porszaki zamienią się na Skodaki, a pałacyki w długi.
Czas na następny krok po pikietach i demonstracjach. Chodzi oto by ZAIKS sam poprosił Sejm aby nie ratyfikował ACTA – w imię ochrony artystów przed utratą roboty.