Trzeci oręż globalizmu
27/12/2011
349 Wyświetlenia
0 Komentarze
26 minut czytania
Euroatlantyckie imperium (USA & UE) nie wzdraga się przed użyciem siły militarnej kiedykolwiek uznana zostaje ona za „produktywną”, ale głównym orężem jest dziś niewątpliwie ekonomia, a zwłaszcza finanse.
Od zarania dziejów współzawodnictwo poszczególnych grup społecznych, plemion, narodów i ras odbywało się przy pomocy trzech rodzajów oręża: militarnego (fizycznej przemocy), gospodarczego (przejmowania dóbr materialnych), oraz cywilizacyjno-kulturowego (narzucanie idei, religii, obyczajów, zasad i języka).
W różnych okresach rozwoju ludzkości różne były proporcje zaangażowania poszczególnych rodzajów „oręża” w tych zmaganiach.
Najprymitywniejszą formą była zawsze przemoc fizyczna, czyli oręż militarny. Nie wymagał on nigdy nadmiaru inwencji a dawał zwykle najszybsze rezultaty. Z tego też powodu stanowił on główną metodę agresji międzyludzkiej.
W miarę rozwoju cywilizacyjnego ludzkości coraz większego znaczenia nabierał też „oręż ekonomiczny”. Potężnymi stawali się ci władcy i te narody, które były w stanie skupić jak największe terytorium, gdyż ziemia i jej zasoby stanowiły podstawę gospodarki, a więc wykładnik siły materialnej. Wypracowany system zależności lennych, kontrybucji i podatków płaconych suwerenom dywersyfikował stopniowo tą metodę dominacji.
Z czasem cywilizacja i kultura zaczęły nabierać znaczenia oręża. W tym obszarze, na podobieństwo ekonomii, w której zgodnie z teorią naszego wielkiego rodaka Mikołaja Kopernika: „gorszy pieniądz wypiera lepszy”, prymitywniejsza kultura wypierała szlachetniejszą. Grecję, kolebkę naszej kultury, podbili rzymscy „barbarzyńcy”. Z czasem sami stworzyli najwspanialszą w dziejach ludzkości cywilizację i kulturę, tylko po to by ulec germańskiej dziczy z północy, która wtrąciła cały kontynent w „noc” średniowiecza. To ostatnie zaś korzystając z niewyczerpanego źródła kultury rzymskiej i chrześcijańskiej, wyprowadziło nasz kontynent na czołowe miejsce w świecie.
Nie inaczej mają się sprawy w dobie globalizmu. Znacznym zmianom uległy jednak proporcje w stosowaniu poszczególnych rodzajów oręża. Euroatlantyckie imperium (USA & UE) nie wzdraga się przed użyciem siły militarnej kiedykolwiek uznana zostaje ona za „produktywną”, ale głównym orężem jest dziś niewątpliwie ekonomia, a zwłaszcza finanse. Przy ich pomocy dzisiejsi hegemoni mogą rabować, doprowadzać do nędzy i pełnej zależności całe kontynenty.
Niewątpliwą zaletą tej broni jest jej „niezauważalność” dla narodów będących celem agresji. Z tego powodu nie podejmują one żadnych działań obronnych. Jeśli w pewnym momencie sytuacja ekonomiczna ulegnie takiemu pogorszeniu, że dane społeczeństwo nie może już jej dłużej tolerować, jego działania obronne wymierzone są jedynie w miejscowych wykonawców finansowej agresji do jakich należą rodzimi oligarchowie i własny rząd. Tymczasem rzeczywisty agresor znajdują się daleko poza jego zasięgiem.
W ten sposób w ciągu ostatniego dwudziestolecia udało się zamienić Polskę w kolonię a Polaków w ekonomicznych niewolników. Podobny scenariusz realizowany jest obecnie w Grecji, a w kolejce oczekują następne europejskie nacje, które dotychczas postrzegane były przez Polaków jako „lepsze”.
Trudno przecenić reperkusje jakie ta agresja przyniosła Polsce, a wkrótce przyniesie innym Europejczykom.
Deindustrializacja spowodowała ogromne bezrobocie, a w konsekwencji brak jakichkolwiek perspektyw rozwojowych dla młodego pokolenia. Rezultatem jest gigantyczna emigracja oraz spadek przyrostu demograficznego stanowiące w swej istocie „miękkie” ludobójstwo dokonywane na Polakach za pomocą finansowych instrumentów.
Czy jednak wszystkie plagi jakie dotykają obecnie Polaków można tłumaczyć tragiczną sytuacją gospodarczą? Wiele krajów świata znajduje się w jeszcze gorszej. Przykładem jest sąsiadujący z nami Bliski Wschód. Pomimo nędzy, brutalnych dyktatur sprawujących tam władzę, wojen i braku stabilizacji, społeczeństwa tego rejonu charakteryzuje wysoka dynamika demograficzna, oraz silne przywiązanie do kulturowych tradycji i religii. Procentowa emigracja z krajów arabskich do UE jest minimalna i często tymczasowa. Arabki, w przeciwieństwie do Polek nie uganiają się po naszym kontynencie jak szalone w poszukiwanie jakiegokolwiek niedopiętego miejscowego rozporka, w który można by wskoczyć i tym samym zapewnić sobie „lepszą przyszłość”. Ci którzy wyemigrowali wykazują pełne przywiązanie do swych tradycji i religii, oraz patriotyzm. Niejednokrotnie, gdy nadarza się sposobność powracają do swych ojczyzn i to nawet tak ciężko doświadczonych przez los jak Palestyna czy Irak.
Czemu przypisać taką różnicę w zachowaniu?
Odpowiedź na to pytanie daje skala sukcesu trzeciego zaangażowanego przez globalizm oręża jakim jest kulturkampf. W sformalizowanej postaci znany jest on obecnie pod amerykańskim terminem HTS (Human Terrain System). Armia amerykańska używa go w celu „rozmiękczenia” społeczeństw państw będących ofiarami agresji USA, lub tych na które ją się aktualnie przygotowuje.
Zadania stawiane przed HTS są dwukierunkowe. Z jednej strony ma on dostarczyć wojsku informacji na temat specyfiki kulturowej danego społeczeństwa, z drugiej zaś dostarczyć temuż atrakcyjnych wartości cywilizacyjno-kulturowych Zachodu w ogólności a Stanów w szczególności.
Znajomość specyfiki kulturowej danego państwa pozwala Amerykanom unikać „gaf obyczajowych” mogących niepotrzebnie dodatkowo rozdrażniać autochtonów. Pozwala też na opracowywanie efektywnych strategii skierowanych na manipulowanie, skłócanie, czy przekupywanie poszczególnych odłamów okupowanego społeczeństwa.
Drugi kierunek działania to szerzenie wśród lokalnej populacji zachodnich wartości kulturowych. Na główny cel tych działań wybierane są zwykle kobiety. Z natury skłonne są one do fascynacji „błyskotkami” za jakie można uznać zachodnią konsumpcyjną kulturę masową. Ważniejszy jest jednak fakt, że to kobiety odpowiedzialne są głównie zarówno za prokreację, jak i wychowanie młodego pokolenia w rodzinie. Jak ważnym jest stan ich ego świadczy stare żydowskie powiedzenie, że „jeśli mężczyzna upada to upada sam, a gdy kobieta to z nią całe społeczeństwo”. Tak więc sukces polegający na zdemoralizowaniu kobiet stanowi imperatyw w procesie niszczenia i zniewalania społeczeństw. Jeśli uda się osiągnąć ten cel w przypadku młodych kobiet w jednym tylko pokoleniu, to dalszy proces degrengolady biegnie już niejako automatycznie i samoistnie się katalizuje.
Dynamiczny rozwój technologii informatycznej na przełomie stuleci znacznie ułatwił powyższe zadanie. Pomimo to HTS nie może pochwalić się nadmiernymi sukcesami na terenie krajów islamu. Surowe prawa, którym poddane są kobiety w tych społeczeństwach znacznie utrudniają lub wręcz uniemożliwiają penetrację ich świadomości przez zachodnie ideały.
Stąd też wynika skwapliwość z jaką Zachód pragnie „wyswobodzić” kobiety islamu z „ucisku i niewoli” swych ojców, braci, mężów i synów. Nie jest moją intencją ocenianie kanonów kulturowych obcej nam cywilizacji, pragnę jedynie podkreślić że „troska” Zachodu o tamtejszą kobietę nie ma nic wspólnego z altruizmem.
O ile zachodni kulturkamf nie może poszczycić się większymi sukcesami na obszarze islamu, o tyle święci on ogromne tryumfy w krajach byłego bloku sowieckiego. Wyrwane z szarej komunistycznej egzystencji społeczeństwa tego rejonu zgłodniałe są kolorowego luksusu i wolności, które utożsamiają z awansem na „prawdziwego człowieka”.
Należy podkreślić, że atak na te kraje odbywa się pod przywództwem Niemiec. Pomimo, że HTS nie jest tam bezpośrednio wykorzystywany, to wszelkie jego osiągnięcia grają zasadniczą rolę. Dostarczana do Polski i innych krajów „papka” pop-culture jest zasadniczo amerykańska, gdyż to właśnie ona od dawna zdominowała cały Zachód z Niemcami włącznie.
Czy trzeba przeciwstawiać się tej „naturalnej” globalistycznej tendencji? Być może amerykańska kultura ubogaca naszą polską?
Los tak zrządził, że wyrósłszy w polskiej kulturze, całe swe dotychczasowe dorosłe życie spędziłem w stolicy amerykańskiej pop-culture, jakim jest Los Angeles (Hollywood). Miałem okazję dobrze ją poznać zarówno od błyszczącego frontu, jak i od brudnego podwórka. Co więcej, miałem sposobność na dokładne przyjrzenie się rezultatom jakie przynosi ona społeczeństwu jej twórców. Powstrzymam się od szerszej oceny wspomnianych wyżej aspektów tym bardziej że z natury swej musi ona być uznana za subiektywną. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że potwierdza ona zacytowaną na wstępie zasadę, według której niższa prymitywna kultura wypiera doskonalszą bardziej wyrafinowaną.
Być może w takim razie należy poddać się tej „regule dziejowej” i zaakceptować nieuchronny los zmieniający nas Ludzi w bydło?
Od pewnego czasu, pragnąc odnowić dawną znajomość języka rosyjskiego, zacząłem oglądać najbardziej masowe i ogólnie dostępne kanały telewizji rosyjskiej: Channel One Russia i RTR. Dygresję tą zamieszczam jedynie w celu ostudzenia „czujności ideologicznej” wielu polskich patriotów, którzy z takim zaangażowaniem zwróceni są na wschód w celu wypatrzenia zbliżającego się zagrożenia rosyjskiego, że nawet nie zauważyli jak Niemcy od zachodu dokumentnie im dupy obrobili. Mam nadzieję, że dzięki temu wyjaśnieniu nie zostanę zakwalifikowany przez nich do grona agentów KGB działających sekretnie na polskim odcinku.
Przy tym nie jest moim zamiarem negowanie wrogiego nam charakteru wielkoruskiej władzy, która w ścisłej współpracy z Niemcami niszczy polską państwowość. Na pewno nie leży to w interesie narodu rosyjskiego, który w momencie skonsumowania wspomnianego sojuszu stanie znów oko w oko ze śmiertelnym wrogiem Słowian, germańskim Drang nach Osten.
Wydaje się, że stereotypy myślowe zwykłych Rosjan dotyczące zarówno Polski i Polaków, jak Niemców różnią się znacznie od tych prezentowanych przez władze. W oglądanych przeze mnie programach rozrywkowych niejednokrotnie usłyszeć można tzw. „dowcipy etniczne”, także te dotyczące Polaków. Wszystkie, które dotąd słyszałem były w pełni strawne dla Polaka, w przeciwieństwie do obraźliwych nasyconych jadem nienawiści i pogardy „Polish jokes” rodem z krajów anglosaskich czy Niemiec. W charakterze kontrastu zacytuję tu jeden niedawno usłyszany dowcip w jakimś stopniu charakteryzujący stosunek zwykłych Rosjan do Niemców:
Jakie trzy rzeczy musi koniecznie zrobić każdy rosyjski turysta w Europie? Popływać w basenie hotelowym, napić się wody z tego basenu i wrzucić doń Niemca.
Należy tyko życzyć sobie by zaczynający się w Rosji ferment usunął ze szczytów władzy rezydujące tam obecnie szumowiny i wprowadził uczciwych Rosjan.
Pozostając przy temacie rosyjskiej rozrywki (popularnej i poważnej) należy podkreślić, że jej poziom artystyczny i kulturowy stoi o całe niebo wyżej od amerykańskiego, nie wspominając już o murzyńskim śmieciu serwowanym codziennie polskiej młodzieży przez Polsat czy TVN. Jak więc widać można oprzeć się wspomnianej uprzednio „regule dziejowej”.
W trakcie mych telewizyjnych lekcji rosyjskiego nie omijam też fabularnych produkcji, wliczając w to nawet z natury prymitywne opery mydlane. W większości z nich daje się zaobserwować wątek ukierunkowany na promowanie wartości rodzinnych i macierzyństwa. Wiele ukazuje też całe zło aborcji i jej niekończące się konsekwencje. Rosyjscy twórcy filmowi prezentują nawet tak skomplikowany problem jakim jest gnębiąca, w równej mierze Rosjanki co Polki, patologia polegająca na nieprzepartej pokusie sprzedawania siebie w zamian za „dobrobyt”. Patologia ta w praktyce wyraża się nieokiełznaną gonitwą za zagranicznymi mężami lub partnerami. Twórcy owi ośmielają się promować tezę, że „nie wszystko złoto co się świeci”, że nie zawsze ta forma zakamuflowanej prostytucji staje się przepustką do lepszego życia, a nawet jeśli tak to nie oznacza ono automatycznie szczęścia, a często nawet wręcz przeciwnie. Takie „szkolenie” bardzo przydałoby się zdemoralizowanym do szpiku kości Polkom.
A co oferują im w tej dziedzinie „polskie” media? Nigdy nie kończący się instruktarz, jak najskuteczniej wpakować się komuś do łóżka. Przy czym najlepiej jeśli będzie to łóżko należące do cudzoziemca, a już idealnie do murzyna, Araba, czy innego przedstawiciela obcego nam kręgu kulturowego. A wszystko to promowane jest przez media z taką gorliwością, jakby Polki ciągle jeszcze nie dzierżyły w tej konkurencji tytułu mistrzyń świata.
Porównując idee przewodnie lansowane w rosyjskich i polskich mediach widać wyraźnie, że o ile te pierwsze służą interesom narodu rosyjskiego, o tyle drugie nakierowane są na spowodowanie jak największych szkód naszemu społeczeństwu. Nie jest to odkrywczy wniosek. Fakt kontroli wszystkich głównych mediów naszego kraju przez wrogą Polsce agenturę jest od dawna tajemnicą poliszynela.
Biorąc pod uwagę ten istotny fakt, można zaryzykować tezę, że nawet w przypadku gdyby z nieba rzeczywiście zaczęła spadać unijna manna (jak to Polakom obiecywano) i gdyby nasze wojsko przewyższyło swą potęgą Budeswehrę, to i tak III RP byłaby pariasem Europy, a jej obywatele wstydziliby się zarówno jej jak i samych siebie. Żadna materialna potęga nie skompensuje bowiem nicości duchowej, tak jak żadna materialna potęga nie jest w stanie pokonać duchowej wielkości.
Wydawałoby się, że ta oczywista prawda znana jest dobrze naszym narodowym liderom. Nie kto inny jak właśnie polscy przywódcy Kościoła Katolickiego propagowali wizję zbawiennego wpływu polskiego chrześcijaństwa na zachodnie neopogaństwo. Wizja ta stanowiła kamień węgielny projektu polegającego na wtłoczeniu naszej Ojczyzny w struktury unijne. W rezultacie tego Polska stała się nie tylko jednym z najbiedniejszych i najbardziej upodlonych państw wspólnoty (także tych postkomunistycznych), ale również przodującym pogańskim barbarzyńcom tejże.
Z tego powodu głośno rozlega się dziś chichot historii a właściwie samego szatana.
Można zrozumieć to, że uwarunkowania zewnętrzne okazały się silniejsze od Ducha Narodu i całą władzę w III RP zagarnęli wrogowie Polski, ale także (a może przede wszystkim) Chrystusa. Trudniej już zrozumieć postawę polskich katolików, który pozostają bierni w obliczu tej sytuacji. Katastrofalny stan moralny społeczeństwa, który leży u podstaw wszystkich innych kataklizmów jakie dotknęły naszą Ojczyznę w ostatnich dekadach, nie jest preferowanym tematem do dyskusji. Najlepiej taktownie go omijać, a jeśli się nie da to załatwiać całą sprawę gładkimi okrągłymi truizmami takimi jak to, że należy przestrzegać nakazów dekalogu, nauki społecznej kościoła, moralności itp. Z takimi deklaracjami każdy formalnie się zgadza, nawet ten kto je całkowicie w praktyce ignoruje. Nic z tych deklaracji nie wynika i do niczego one nie prowadzą.
Katoliccy intelektualiści, jeśli już zdecydują się na podjęcie tej tematyki to starają się analizować ją na poziomie naukowo-teologicznym a nie praktycznym. Taka taktyka zapewnia im bezkonfliktowość ale ze społecznego punktu widzenia jest całkowicie bezproduktywna.
Owszem oburzamy się na obecność Palikota w Sejmie, parady homoseksualistów, czy propagandę aborcji, zapominając przy tym że są to symptomy choroby a nie jej przyczyny. A jak uczy praktyka, leczenie objawowe z góry skazane jest na niepowodzenie.
Jakoś nikt nie może zdobyć się na odwagę powiedzenia wprost, że zasadniczą przyczyną wszelkiego zła trapiącego naszą Ojczyznę jest fakt, że znaczna część społeczeństwa, a w szczególności ta ukształtowana w III RP to wymóżdżeni ignoranci, bezideowi oportuniści, oraz wyzbyte jakichkolwiek hamulców moralnych prostytutki. A na dodatek, że na nich wszystkich ciąży ogromny balast skrzętnie ukrywanego przed sobą i otoczeniem kompleksu niższości, wynikającego z podświadomej negatywnej autooceny swego ego.
Gdyby prominentne koła katolickich intelektualistów zdobyły się na odwagę publicznego wyartykułowania powyższej diagnozy, można by opracować program sanacyjny i wyrwać przynajmniej część tych osób z ich upodlenia. Byłoby to z wielkim pożytkiem i dla nich i dla naszej Ojczyzny. Wygodniej jest jednak udawać, że problem takowy nie istnieje, lub jest na tyle marginalny, że nie warty nawet wzmianki.
Nawet w obecnej krytycznej sytuacji polscy katolicy posiadają środki (w tym medialne) do podjęcia prób przeciwdziałania zaistniałej sytuacji, choćby metodami stosowanymi przez Rosjan.
A tak to pozostała nam tylko modlitwa. Jest to niewątpliwie wygodna postawa, ale trącąca nieco faryzejstwem. Oczywiście nie można negować, że promowanie modlitwy jest najistotniejsze. Wiara i modlitwa czyni cuda. Warto by jednak wyjść trochę naprzeciw tym cudom. Dla zdemoralizowanej do cna polskiej młodzieży, a zwłaszcza kobiet nie będzie ona wystarczająco atrakcyjna do zwrócenia ich uwagi. Natomiast młode ladacznice może ewentualnie przyciągnąć do Dobra ciekawy film, program publicystyczny lub rozrywkowy, który przy okazji przemyci do ich podświadomości wartości zgodne z nauką Chrystusową.
W obecnej krytycznej sytuacji nie można zaniedbywać żadnej metody prowadzącej do sanacji moralnej i narodowej naszego społeczeństwa. W przypadku jej braku, na nic zdadzą się wszelkie wysiłki w sferze materialnej. Z góry zdane one będą na niepowodzenie, a Naród na rychłą ostateczną anihilację.