Nie trzeba było nic mówić. Wszystko było widać gołym okiem. I siniaki, i twarz spoconą, i włosy potargane i ubranie poszarpane.
Nie trzeba było nic mówić. Wszystko było widać gołym okiem. I siniaki, i twarz spoconą, i włosy potargane i ubranie poszarpane.
– Znów się biłeś – rzekła babcia Łukaszka z przyganą w głosie. – Pewno napadłeś jakieś biedne dziecko!
– Akurat! – machnął ręką dziadek Łukaszka. – On się bija tylko z tymi dwoma… Jeden jest gruby, a drugi w okularach. Teraz tylko pytanie, który z nich to był…
– Obaj – odparł wściekle Łukaszek. – Podłe świnie! Nędzne fiuciny! Dwóch na jednego!
– Przecież jak was jest trzech to zawsze bijecie się dwóch na jednego – zauważył dziadek.
– Ale ja rzadko byłem tym jednym! Poza tym często było jeden na jednego! A teraz…Szkoda gadać. We dwóch, od tyłu… Ech…
– A zatem mamy do czynienia ze zdrajcami – dziadek odchylił się w fotelu. – W skrócie mówiąc, są to ludzie niehonorowi i powinieneś ich wykluczyć.
– Z czego?
– Ze swojego grona.
– Ale wtedy zostanę sam!
Babcia zachichotała, a dziadek z zakłopotaniem tarł brodą i bąkał, że deficyt ludzi honorowych jest od dawna…
– Wyginęli od masowego palnięcia w łeb – zauważyła zgryźliwie babcia.
– Raz powiedziałaś coś prawdziwego! A spust naciskali funkcjonariusze NKWD!
– Gdyby tak każdego skreślać dożywotnie za to co raz zrobił i powiedział… – powiedziała z przekąsem babcia. – Nikt by się nie ostał.
– Oprócz prawdziwie honorowych ludzi! – uniósł się dziadek. – A co, może siadać do stołu z katami i mordercami, którzy nie wyrazili najmniejszej skruchy?!
– Rozmawiać trzeba z każdym – oświadczyła z namaszczeniem babcia.
– Rozmowa z niektórymi osobnikami byłaby despektem dla uczciwych ludzi i nobilitacją szumowin!
– To znaczy? – chciał wiedzieć Łukaszek.
– Z dręczycielami się nie rozmawia – tłumaczył mu dziadek.
– Wszystkich trzeba skreślić – wtrąciła się babcia.
– Oczywiście, że nie – złagodził swoje stanowisko dziadek. – Nieporozumienia między przyjaciółmi można i trzeba wyjaśniać…
– Czyli co, nie trzeba być pryncypialnym?
– Co to jest pyncy-ryncy? – pytał Łukaszek.
– To jest ktoś, kto mówi na przykład tak: „dziesięć lat temu powiedziałeś, że jestem głupi, więc do końca życia nie będę już z tobą gadał” – zadeklamowała babcia. – Chciałbyś tak?
– Nigdy!
– Nieprawda! – oburzył się dziadek. – Chodzi o to, że z pewnymi osobami nie da się rozmawiać, spotykać, a nawet przebywać. Chciałbyś mieszkać w jednym mieszkaniu z nauczycielami ze swojej szkoły?
– Nigdy!
– Aleś pojechał! – prychnęła babcia. – Ten chwyt z nauczycielami…
– To po co mieszasz dziecku z głowie?
– Ja mieszam? Ja go uczę praktyczności, a nie tej twojej śmiesznej pryncypialności…
– Ona nie jest śmieszna! Przed wojną było wielu ludzi honoru…
– Strzelało sobie w łeb z byle powodu, a ktoś musiał pracować…
– I pilnować komuchów siedzących w więzieniu, żeby nie ukradli kraju…
– Ty się od tych komuchów odczep, bo oni potem wyzwalali kraj…
– Jakie „wyzwalali”? Prędzej „przejmowali”…
– Co ty możesz wiedzieć, przecież wtedy ty…
– A ty…
– A twoja rodzina…
– A twoja…
I od słowa do słowa babcia z dziadkiem strasznie się pokłócili. I obrazili się na siebie nawzajem. A potem poszli do kuchni i razem zrobili sobie herbatę, żeby dwa razy wody nie gotować, bo to kosztuje.
Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!