Wiara jednak, ujęta metafizycznie, jest najpierw relacją osobową.
– W swojej książce „On ma wzrastać” napisał Pan, że największą radością jest radość kochania. Chciałby Pan, aby rozumieli to wszyscy ludzie. Czy to jest motto życiowe profesora i filozofa Mieczysława Gogacza?
– Myślę, że moją orientacją życiową jest orientacja religijna. Inaczej mówiąc, światopogląd, którym reguluję swoje zachowania wobec wszystkiego, jest światopoglądem religijnym. Znaczy to, że w zespole różnych twierdzeń, reguł zachowania i postępowania, wartości dominują przekonania religijne. Ponieważ religia jest zespołem więzi osobowych łączących nas z Bogiem, a więzi osobowe, jakie identyfikuje metafizyka, to miłość, wiara i nadzieja, wobec tego te więzi wydają mi się podstawowe w życiu każdego człowieka.
Można dać im wykładnię humanistyczną i można je zinterpretować religijnie, wiele bowiem jest relacji, której treść pochodzi od obydwu podmiotów, a więc ze strony dwu osób ludzkich oraz ze strony człowieka i ze strony Boga, To, co pochodzi od Boga, jest w tej relacji ładunkiem nadprzyrodzonym. To, co my wnosimy, jest normalnie ludzkim elementem tych treści. W zespole więzi osobowych stanowiących religie dominuje miłość. Jest ona naczelna, pierwsza. Stąd miłość jest podstawą odniesień do ludzi i odniesień do Boga. Podstawowym losem człowieka staje się los jego miłości, zarówno do Boga, jak i do ludzi. I w tym szerokim sensie można by się ewentualnie zgodzić, że to jest jakieś motto, orientacja życiowa,
– Twierdzi Pan, że "Miłość jest źródłem męki, jest źródłem bólu, a tym samym jest dnem i początkiem tego, co nazywamy samym środkiem przeżyć. […] Miłość wciąż boleśnie powiększa poczucie niespełnienia, odkrycia odległości między nami i tym, co kochamy". Jak pogodzić mękę miłowania z radością kochania?
– Jest to jakiś skrót całego życia religijnego człowieka, życie religijne możemy określać i badać poprzez analizę modlitwy. Modlitwa jest bowiem sposobem przejawiania się naszego poziomu odniesień do Boga i zarazem jest prośbą, aby te odniesienia trwały możliwie w różnych jej etapach. Można je rozważać na linii oczyszczenia czynnego człowieka, a więc na linii naszych inicjatyw, przy pomocy których chcemy pogłębić swoje odniesienia do Boga i na modlitwie. Można je rozważać na linii oczyszczenia biernego, to znaczy tego wszystkiego, co Bóg w nas przemienia, aby powiązania były takie, jakie Bóg zamierzył, powiązania z Bogiem. Modlitwa ujawnia nam takie sytuacje w życiu człowieka, że nim uzyskamy jasność, modlitwę można rozważać na linii oczyszczenia biernego, to znaczy z tego wszystkiego, co Bóg w nas przemienia, aby powiązania były takie, jakie Bóg zamierzył, powiązania z Bogiem. Modlitwa ujawnia nam taką sytuację w życiu człowieka, że gdy uzyskamy sprawność modlitwy najpierw ustnej, myślnej, modlitwy afektywnej, czyli aktów strzelistych, a potem modlitwy prostego wejrzenia, czyli nabytego skupienia, zaczyna się modlitwa skupienia własnego. Znaczy to, że sposób naszego kontaktu z Bogiem określa sam Bóg. W tej linii różnych odmian modlitwy pewna grupa nazywa się kontemplacją. Jest nią skupienie nabyte, skupienie wlane czynne i skupienie wlane bierne. W okresie skupienia wlanego czynnego i biernego musimy uzgodnić swoje inicjatywy z inicjatywami Boga, swoje życzenia z życzeniami Boga. W tym dość trudnym okresie naszemu odniesieniu do Boga towarzyszy radość, skupienie, pokój. Cieszą nas więzi z Bogiem i dają nam głębokie poczucie pokoju. Przejawia się to wszystko w skupieniu, które przy pomocy modlitwy myślnej pozwala dystansować wszystkie rzeczy, wszystkie sprawy, które nie są Bogiem. Te właśnie elementy, jak radość, pokój, skupienie, są skutkami naszego kontaktu z Bogiem. Do etapu skupienia wlanego są one naturalną cechą poziomu naszych odniesień do Boga. Istnieje jednak zagrożenie, że przywykniemy do skupienia, do pokoju, radości i wobec tego Bóg musi nas od nich odzwyczaić. To w języku ascetycznym nazywa się oczyszczeniem biernym zmysłów, wyobraźni i duszy. Znaczy to, że musimy się nauczyć bardziej odniesienia do Boga niż do skutków spotkania z Bogiem. I wtedy pojawia się w życiu religijnym etap oschłości, taki etap, w którym skutki spotkania przestają nas cieszyć. Jest to trudny okres. Nie umiemy bowiem jeszcze właściwie odnosić się do Boga. W prawidłowym odniesieniu Bóg jest pierwszy, wszystko inne jest drugie.
Św. Teresa powiedziałaby, że „wszystko jedno czy będę w piekle, czy w niebie, byle z Chrystusem”. To jest właśnie ta umiejętność kontaktu wprost z osobą kochaną. Jednak przeżycie tego wszystkiego nie jest łatwe, bo albo brakuje nam wiedzy teologicznej, albo psychologicznej, albo ascetycznej, a ponadto dary Ducha Świętego jeszcze nie funkcjonują w nas tak, żebyśmy mogli nie dać się wszystkim naszym niepokojom. Stąd istotą modlitwy kontemplacji własnej biernej jest uzgodnienie naszych życzeń z życzeniami Boga, a istotą modlitwy prostego zjednoczenia jest uzgodnienie już intelektu, wspomaganego darem rozumu, z tym, co jest treścią prawa wiary. Zanim ten etap nastąpi, jest tak zwana ciemna noc duszy, czyli w przeżyciach ludzkich bardzo ciężki okres dezorientacji. Dar rozumu funkcjonuje w ten sposób, że kieruje nas do Boga także los, jaki nam będzie dany in visione beatifica, do Boga oglądanego „twarzą w twarz“. Brakuje nam więc widzenia Boga. Proszę sobie teraz wyobrazić miłość, przyjaźń, powiązania z kochaną OSOBĄ, której nie można w tym życiu spotkać, której bezpośrednio się nie widzi, z której nie można zamienić kilku słów. Kontaktujemy się z tą OSOBĄ tylko na mocy wiary, czy jak mówi św. Jan od Krzyża, w nocy wiary. Miłość wtedy jest cierpieniem, wywołuje cierpienie, im większa miłość, tym większa tęsknota, Jest to tęsknota o charakterze cierpienia. Sama ta tęsknota zadaje ból. Miłość, która nas wiąże z Bogiem, jest w tym życiu źródłem zasadniczego cierpienia, które polega na braku w naszych przeżyciach bezpośredniej obecności osoby kochanej, osoby Boga. Jest w tych przeżyciach ciemna noc, udręczenie.
– Czy jedynym źródłem cierpienia jest miłość?
– Nie, lecz czym jest cierpienie? Cierpienie jest – poetycko powiedzmy – przeniesieniem bólu w obszar duszy. Cierpienie jest uświadomionym bólem. Źródłem bólu mogą być różne powody; możemy lękać się, możemy przeżywać poczucie zagrożenia, różnego typu zawstydzenia, gdy nam się coś nie udaje w studiach, w jakiejś działalności organizacyjnej… To wszystko nas boli. Bolą nas nasze różne nieudane przedsięwzięcia, wynikające z ograniczenia natury ludzkiej bytów stworzonych. Sprawia nam ból także to, że nie umiemy czegoś zrobić tak, jak chcemy. Boli nas zarazem pewna zazdrość o to, czego nie można osiągnąć. Boli nas marzenie o całym szeregu możliwości, których albo nie możemy realizować, albo nie chcemy, wybierając coś innego. Otóż ten ból by nas zniszczył, ból zarazem fizyczny i psychiczny.
Chorujemy, bolą nas różne organa ciała, więc istnieje ból w porządku fizycznym i ból w porządku psychicznym. Jeżeli ból zostanie w psychice, to nas zniszczy. Przez refleksję, przez uświadomienie sobie, przenosimy go w obszar intelektu, w obszar duszy, a ponieważ dusza jest nieśmiertelna, to jej ten ból nie zaszkodzi, jedynie może ją jak umartwienie oczyszczać.
– Tutaj możemy wskazać na jeszcze jedno źródło bólu i cierpienia, na zło, które jednak istnieje w świecie. Jak przyjmować zło?
– Istnieją byty, każdy realnie istniejący byt jednostkowy jest powiązany relacjami z innymi bytami, te relacje są też realne. To, co realne, ma właściwość dobra. Zło w sensie bytowym nie istnieje, ale istnieje w porządku aksjologicznym, to znaczy w porządku celów, jakie wyznaczamy bytom i relacjom.
– W książce "Istnieć i poznawać" zdefiniował Pan zło jako niebyt i brak w dobru…
– … zło jest brakiem dobra, lecz nie w tym sensie, że brak występuje w dobru. Owszem, w sensie moralnym dobro może być – powiedzmy – niedoskonałe czy doskonałe. Jednak w sensie bytowym dobro jest dobrem i tam, gdzie jest byt, jest dobro. Zło występuje tylko w obszarze aksjologicznym, w obszarze naszych działań, którym wyznaczamy cel niekorzystny dla osób. Mogą się tak odnosić do nas różni ludzie, mogą na przykład założyć sobie taki cel, żeby nam dokuczyć czy swoiście szkodzić. Przeżywamy to bardzo boleśnie, ale obszar zła jest mniejszy niż obszar dobra. Natomiast przeżywanie zła jest boleśniejsze niż cieszenie się dobrem czy rzeczywistością. I realne jest tutaj "wrażenie zła", jako nam dokuczającego. Mamy takie wrażenie, że przeważa zło. Tymczasem przeważa byt, przeważa dobro. Przeżycie dobra jest spokojniejsze, przeżycie zła jest gwałtowniejsze i stąd to złudzenie. Poza tym, zagrożenia płynące z tego, że ktoś wobec nas stosuje cele niszczące, trzeba złagodzić prawdą o Opatrzności. Nie mam poczucia lęku. Uważam, że wszystko, co się dzieje, dzieje się zarazem za zgodą Opatrzności. Zawsze się tylko zastanawiam, jaka jest w tym dla mnie propozycja czy lekcja, co mam przez to zrozumieć, że doznaję takich czy innych kłopotów. Nie godzę się na egzystencjalistyczną koncepcją zła, czy jakąś zoroastryczną, że zło jest czymś bytowym, że jest w ogóle pewną siłą faktyczną. Zło jest na miarę człowieka. Człowiek wyznacza złe cele. Jest też jednak i Bóg, który jest po stronie bytu i dobra. Oczywiście, jeszcze dodajmy, że jest duch zły, że jest szatan, ale wiemy, jak sobie z nim radzić. No, co nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Brak jedzenia, ubrania, nasilenie zagrożenia, miecz, uwięzienie, ograniczenia? Co nas może odłączyć od miłości Chrystusowej, jeżeli nie zechcę?
– Do tego potrzebna jest wiara, a wiara jest łaską.
– Wiara jest łaską, Bóg nikomu tej łaski nie odmawia. Wiara jednak, ujęta metafizycznie, jest najpierw relacją osobową. Jako relacja osobowa, wiara jest normalnym otwieraniem się osób na siebie. Bóg także jest wobec nas otwarty, udostępnia nam siebie. I teraz chodzi o to, czy naszymi działaniami, decyzyjnymi wspieramy relację wiary, rozwijamy, czy raczej ją niszczymy. Bóg wspiera nasze działania łaskami uczynkowymi, które pomagają nam podejmować chroniące wiarę działania intelektualne i wolitywne. Samą relację wiary chroni dar rozumu, dar Ducha Świętego. Wiara jest łaską, wniesioną przez Boga w normalne, bytowe odniesienie człowieka do Boga. Łaska przecież zawsze wspiera się na naturze. Gdyby nie było relacji realnej, nie mogłaby się łaska w ogóle w nas pojawić, łaska wiary. Łaska w tym wypadku jest obecnością Boga w naszym do Niego odniesieniu. Obecność w nas Boga jako Trójcy Osób staje się na mocy naszego ukochania Chrystusa. Gdy ukochamy Chrystusa, Bóg Trójosobowy w nas przebywa. Tak na razie rozumiem łaskę uświęcającą… I nie jest ona w nas wynikiem kaprysu Boga, że łaskę daje lub nie. Jan Duns Szkot wiązałby takie jej źródła, gdy szkotystyczna teoria Boga jest teorią Boga Kapryśnego, który grzech może zamienić w cnotę. Św. Tomasz uważa, że Bóg działa na miarę swej natury na miarę tego, kim jest. Jego działanie jest rozumne. Bóg nie skąpi swojej obecności nikomu, jeżeli spełniamy zwykłe, zrozumiałe warunki; jeżeli odnosimy się do Niego życzliwie, to znaczy z miłością. Naturą miłości jest podstawowa życzliwość. Łaska wspiera się na niej i ją doskonali zgodnie z prawdą, że łaska właśnie doskonali naturę. Musimy istnieć, żeby istniały nasze odniesienia do Boga. Życie religijne tworzy w nas Bóg. Łaska należy do porządku rzeczywistości, ma charakter relacji. Miłość, wiara, nadzieja ma charakter relacji i stanowi to dno bytowe, w którym łaska się pojawia, gdy dwie osoby istniejące są jakoś in conspectu sui, w zasięgu siebie, jak mówi św. Tomasz. I w tym wszystkim jest obecny Bóg. Rozwijam swój kontakt z Bogiem lub nie rozwijam, wspieram go swoimi działaniami lub nie. I zarazem Bóg swoimi środkami rozwija go i wspiera. Uzgodnienie działania człowieka i działania w nas Boga nazywa się ciemną nocą, trudem swoistego naszego zrozumienia i zaakceptowania tego, co Bóg uważa dla nas za najlepsze. My, na mocy skłonności do podkreślania siebie, chcielibyśmy nawet związki z Bogiem realizować według swojego modelu. Jest to swoisty egoizm, może nawet niekoniecznie egoizm. Może to tylko jakaś próżność pcha nas do tego, byśmy nawet miłość sami określali, rozwijali, proponowali, wybierając odpowiednie ćwiczenia duchowe. A Bóg może mieć inne plany. I trzeba umieć je odebrać, dostrzec. Wspomagają nas w tym dary Ducha Świętego, które usprawniają nas w umiejętności odbierania tego, co Bóg nam przekazuje. Zbawiają nas bowiem i uświęcają życzenia Boże, a nie środki ascetyczne.
– W swojej rozprawie "Świat natury – świat kultury“ wyraża Pan pogląd, iż teraz bardzo dominuje myślenie aksjologiczne i że to myślenie jest błędem. Jakie myślenie powinno dominować?
– Myślenie identyfikujące. Polega ono na rozpoznaniu, czym są byty i że są. Identyfikowanie polega więc na ujęciu pryncypiów, to znaczy tworzywa stanowiącego byty. To tworzywo nazywa się także przyczynami wewnętrznymi. Na tej kompozycji z tworzyw, stanowiących dany byt, pojawiają się własności, relacje i wszystkie układy przypadłościowe. Nienaruszalna jest ta podstawowa, stanowiąca nas kompozycja zasad, czy – lepiej jest mówić – pryncypiów, przyczyn wewnętrznych. Identyfikowanie pryncypiów nie jest jednak takie proste. Żeby to uwyraźnić, stwierdźmy najpierw, iż myślenie aksjologiczne polega na tym, że swoją opinię o rzeczy, czy o czymkolwiek, uważam za odczytanie tego, czym rzecz jest.
– We wspomnianej pracy wyjaśniał Pan, że "myślenie aksjologiczne polega na ujmowaniu wszystkiego jako czegoś dla mnie“.
– Natura aksjologii na tym polega, że traktuję wszystko jako coś dla siebie, a nie jako coś w tym, czym jest. Swoją właśnie opinię o rzeczy czynię jej istotą. Z tego względu rzecz jest czymś ze mnie i dla mnie. Jeżeli na pytanie, kim jest człowiek, odpowiadam, że jest to ktoś uprzejmy, to ujmuję człowieka aksjologicznie. Wiadomo, że nie powiedziałem wszystkiego o człowieku. Gdy powiem, że człowiekiem jest ten ktoś, kto pracuje, to także ująłem go aksjologicznie. Wiadomo, że praca nie jest tym, kim człowiek jest, jest jednym z przypadłościowych jego zachowań. Te przykłady uwyraźniają to, o co tu chodzi, że zadanie, opinię, a zadanie to coś dla mnie, które spełnia dany byt, uważam za ten byt. Jeżeli powiem, że człowiek jest tym kimś, kto ma przygotować szczęście przyszłych pokoleń, to przyjmuję takie eschatologiczne trochę rozumienie człowieka, rozumienie projektujące jak w marksizmie. Trzeba tu powiedzieć, że myślenie aksjologiczne jest słuszne na swoim miejscu. Jeżeli matka mówi, że dziecko jest jej szczęściem, to powiedzenie to jest głęboko prawdziwe. Nie znaczy to jednak, że dziecko jest szczęściem. Dziecko jest człowiekiem, zbudowanym z istnienia i istoty, która jest duszą i ciałem. Dla mnie jest szczęściem, tym, co mnie uszczęśliwia. Takie ujęcie jest aksjologiczne. Ma ono ponadto różne swoje poziomy i dotyczy także problemu wartości. Teoria wartości ma w Polsce cztery różne wersje. Wszystkie te elementy składają się na pogląd, który tak można wyrazić: myślenie aksjologiczne polega na przypisaniu mojej opinii danemu bytowi, w tym sensie, że uważam ten byt za to, czego od niego oczekuję. Zauważmy tu, że byt jest najpierw czymś w sobie, a później spełnia pewne relacje. Nie wolno tego pomylić. To identyfikujące ujęcie jest typowym ujęciem dla metafizyki, bo metafizyka polega na rozpoznawaniu, czym byty są w swej istocie i że są, istnieją.
Warszawa, 28 marca 1984 roku
* W rozmowie wziął udział Franciszek Mickiewicz
Rozmowa prof. Mieczysławem Gogaczem, której pierwszą część teraz przypominamy była, jak dotąd, prezentowana jedynie na łamach niskonakładowego, hektografowanego i przeznaczonego do użytku wewnętrznego, czaspopisma alumnów WSD w Oltarzewie "Nasz Prąd" (w kwietniu 1984 roku).
Mieczysław GOGACZ. Urodził się w 1926 roku w Nadrożu koło Włocławka. Emerytowany profesor Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Papieskim Instytucie Studiów Mediewistycznych w Toronto i paryskiej Sorbonie. Od 1967 do 1997 roku był kierownikiem Katedry Historii Filozofii Starożytnej i Średniowiecznej w warszawskiej ATK (obecnie Uniwersytet im. kard. Stefana Wyszyńskiego). W 1996 roku został odznaczony papieską Komandorią z Gwiazdą św. Sylwestra. Wydał m. in. „Problem istnienia Boga u Anzelma z Cantenbury i problem prawdy u Henryka z Gandawy” (1961), „On ma wzrastać” (1965), „Obrona intelektu” (1969), „Ważniejsze zagadnienie metafizyki” (1973), „Błędy brata Ryszarda” (1975), „Poszukiwanie Boga” (1976), „Filozoficzne aspekty mistyki” (1985), „Modlitwa i mistyka” (1987), „Wprowadzenie do etyki” (1993), „Platonizm i arystotelizm. Dwie drogi metafizyki” (1996).
~o~
Żródło: http://www.recogito.pologne.net/pazdziernik/znaki1.htm
Zdj. wprow.: James Tissot, Jezus uciszający burzę,1886 – 1894
Jest to pierwsza część rozmowy z Panem profesorem.
Część druga – "Miejsce filozofii" (lub lokalnie), część trzecia – "Świadectwo rzeczywistości".
Domena: eukarionty, Królestwo: zwierzeta, Typ: strunowce, Podtyp: kregowce, Gromada: ssaki, Rzad: walenie, Podrzad: zebowce, Rodzina: delfinowate, Rodzaj: Delphinus, Gatunek: delfin zwyczajny (na zdjeciu d. butlonosy)