Helmut Schmidt, liczący 92 lata kanclerz Niemiec, wygłosił na zjeździe SPD testament polityczny na temat UE. Na tym tle Sikorski w Berlinie sprawia ważenie mokrego pudla.
Wystąpienie Helmuta Schmidta, kanclerza seniora z ramienia SPD, sędziwego polityka, pamiętającego ojców Europy (zawsze o nim mówiono, że należy do niewłaściwej partii) miało na celu sprowadzenie bujającej w obłokach Angeli Merkel i jej menażerii na ziemię.
Schmidt
w Berlinie powiedział o Merkel to, co w Warszawie Kaczyński: Niemcy zmierzają do dominacji w Europie. I dodał to, czego nie powiedział Kaczyński: mianowicie, że poniosą klęskę. Na tle mądrego przemówienia Schmidta wypracowanie, przeczytane przez gończego z psiarni Tuska
w Berlinie
wygląda na to, na co zasługuje: na tani panegiryk, kompromitujący Polskę w oczach Niemców. Niemcy zawsze miały za nic swych pochlebców i w tej materii nic się nie zmieniło. Schmid z właściwą wielkiemu politykowi ironią zacytował słowa towarzysza kanclerz
Merkel
z ław CDU, Volkera Kaudera („w Europie będzie się znowu mówić po niemiecku). Przestrzegł Berlin przed chrapką na mocarstwową rolę i powiedział to, co robi Kaczyński: „my, Niemcy, nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nasi sąsiedzi przez kolejne pokolenia nie będą nam ufać“.
Przemówienie Schmidta:
Post scriptum: Schmidt ocenia Angelę Merkel podobnie, jak polska opozycja demokratyczna. Zwraca on uwagę na fakt, że Niemcy otrzymały po wojnie pomoc, kiedy były w potrzebie, a teraz muszą okazać ją innym. To tyle w temacie krytykowanych przez Merkel euroobligacji. Schmidt mówił też o „postnarodowym napinaniu mięśni“ przez Berlin. Kto o tym jeszcze mówił, no kto? Sikorski w Berlinie?
Jedna z dzisiejszych gazet przypomina, że wprawdzie Niemcy są płatnikiem netto Europy, ale i w takim samym stopni kasjerem netto i na wspólnocie zarobiły najwięcej. Czy p. Tusk i jego wybitni eksperci coś o tym wiedzą?
Chapeau bas, panie kanclerzu!