Zacznijmy od relacji Polacy-Niemcy, która jest skomplikowana i nie rokuje za dobrze.
Ponieważ mój ulubiony autor, podpisujący się czasem, miast imienia i nazwiska, zagadkowym skrótowcem – RAZ, raczył był popełnić „rzetelną analizę” tyczącą się polityki Niemiec i ich zbrodniczych planów wobec nas, postanowiłem dorzucić do tego kociołka swoje trzy grosze. Po co trzy grosze w kociołku? – spyta ktoś. A tak – żeby bigos był smaczniejszy. Nie będę polemizował z RAZ-em, bo swoje przemyślenia opiera on – jak zwykle zresztą – na gruntownej niewiedzy, chciejstwie i kilku kalkach propagandowych. Napiszę po prostu co wiem i co przeczuwam. Zacznijmy jednak od relacji Polacy-Niemcy, która jest skomplikowana i nie rokuje za dobrze. Polacy aspirujący do miana inteligenta, jak wspomniany tu już RAZ, postrzegają Niemcy i Niemców poprzez pryzmat dwóch światowych wojen, planów imperialnych Wilhelma II, nazywanych „próbą zawładnięcia światem” czym w istocie nie były, oraz Hakaty. Aspirujący do roli inteligentów Polacy zajmują się Niemcami bez pobieżnych nawet studiów nad wymienionymi problemami, wyjąwszy oczywiście II wojnę światową, którą wszyscy znamy na wyrywki, w dodatku w rozmaitych wersjach propagandowych, lirycznych i epickich. To jest clou jeśli chodzi o relacje pomiędzy inteligentnym Polakiem a Niemcami. Są jednak jeszcze Polacy nie inteligentni i nie aspirujący. Ci widzą Niemcy i Niemców zupełnie inaczej. Wiedzą oni, na przykład, w odróżnieniu od autora niniejszego tekstu, że nie ma sensu już dziś sprowadzać samochodów z Niemiec, bo Niemcy nie dbają już o nie tak jak dawniej. Jak im się zagotuje woda w chłodnicy, nie sprawdzają co się dzieje z uszczelką pod głowicą, tylko odłączają czujnik temperatury silnika, dolewają wody miast płynu do zbiorniczka i jeżdżą dalej, aż trafi się Polak frajer, który auto od nich odkupi. Dla nie inteligentnych Polaków współczesny Niemiec jest istotą przewidywalną, wręcz nudną w swym uporze i próbach oszukania głupich Polaków. Nie inteligentni Polacy, a wielu z nich ma niemieckie paszporty w kieszeni, lub niemieckie żony u boku, w ogóle nie czują lęku przed Niemcami. Nie próbują też Niemców kokietować. Gdyby tym nie inteligentnym Polakom RAZ próbował opowiadać o IV Rzeszy i Wilhelmie II, popukali by się w czoła i odesłali go do jakichś niemieckich Tworek, mieszczących się w okolicy miasta Pasewalk na Pomorzu Przednim. Straszenie Niemcami Polaków dziś, Polaków, którzy są większością bo głosują na Tuska, to czynności głęboko nie rozsądna, zajęcie jałowe i wywołujące skutki odwrotne od zamierzonych. Rozumiem jednak RAZ-a, który musi sobie dorobić i utrzymać swoją pozycję politycznego guru. Stąd te wszystkie „rzetelne analizy”.
Zostawmy go więc z jego problemami i spróbujmy opisać sytuację realnie, na tyle na ile to możliwe. Jak to jest z tą Polską i Niemcami.
Propagandyści rządu naszego niemiłościwie panującego podsuwają nam dwa słowa-klucze dotyczące relacji polsko – niemieckich. Pierwszy z kluczy to „porozumienie”, a drugi „podporządkowanie”. Ten drugi jest trochę perfidny, bo zakłada, że Polska prócz obśmianej wielokrotnie i nieciekawej dla Niemców i Niemek „moralności” nie może zainteresować sąsiadów zza Odry niczym. Ten drugi klucz jest z zapałem używany przez wszystkich, do prawa do lewa, ponieważ w modzie jest dziś bać się Niemców i czekać aż nas rozstrzelają, albo przynajmniej gdzieś wywiozą, pozostawmy go więc ludziom, dla których emocje stanowią treść życia. Zajmijmy się ”porozumieniem”.
Czy mamy jakieś tradycje porozumiewania się z Niemcami? Jeśli chodzi o tradycje polityczne i gospodarcze na większą skalę – żadnych. Pominę pracę Wojciecha Kossaka dla Wilhelma II, siedem lat wzajemnej fascynacji cesarza i malarza. To dobre dla kucharek. Pominę Korfantego i jego „biznesy”. To jest w skali dwustuletniego, permanentnego konfliktu drobiazg. Mógłbym coś wspomnieć o Goeringu polującym w Białowieży, ale od tego RAZ mógłby zemdleć. Relacja Polska – Niemcy to konflikt nie ustający od lat jak powiedziałem dwustu. Konflikt, który zakończył się całkowitą likwidacją Polski. Polski ale nie Polaków. Po konflikcie Polska-Niemcy, przyszedł czas na konflikt Polacy-Niemcy. Konflikt ten Niemcy przegrali. Jeśli ktoś nie wierzy, niech sprawdzi jak zakończyło się życie niesławnej ustawy o wywłaszczeniach, która miałaby ukoronowaniem polityki Wilhelma II na wschodzie. Konflikt o własność, konflikt o ziemię Niemcy z Polakami przegrali. Trzeba to wyraźnie powiedzieć, bo miało to swoje konsekwencje. Gdyby Niemcy przegrali tylko ten konflikt może nie byłoby tak źle. Oni jednak przegrali także inne konflikty. Relacja zaś pomiędzy Polakami a Niemcami jest zawsze funkcją relacji pomiędzy Niemcami a Europą. Do II wojny światowej – relacji pomiędzy Niemcami a Wielką Brytanią po prostu, a po II wojnie światowej relacji pomiędzy Niemcami a USA. Jest także ów konflikt funkcją relacji Niemcy- Rosja. Dopiero analiza tych aspektów europejskiej polityki da nam jakie takie pojęcie o tym co może się dalej wydarzyć w relacjach polsko-niemieckich. Spróbujmy więc się nad tym zastanowić i do zastanowienie użyjmy jedynego dostępnego nam narzędzia, czyli analogii. Jest ono mocno niedoskonałe i wadliwe, ale innego nie mamy.
Zacznijmy jednak od sukcesu Polaków, sukcesu Wielkopolan w tak zwanej Najdłuższej Wojnie Nowoczesnej Europy. Na czym się ów sukces zasadzał. Oczywiście na odrębności Polaków, na ich sile, na poczuciu własnej wartości, na przywiązaniu do ziemi, na odwadze i na przemyślności. Także na oparciu jakie dawał Polakom Kościół. Była jeszcze jedna rzecz, która gwarantowała Polakom sukces – były to niemieckie standardy. Celowo nie mówię prawo, bo prawo to bywało po wielokroć naginane. W czasach jednak, o których mówimy, coś takiego jak standardy działało i póki nie było wojny nikt nie śmiał ich naruszać. Własność była po prostu święta. Ustawa o wywłaszczeniach podniosła na nogi wszystkich nawet najbardziej zniemczonych Polaków, nawet hrabiego Hutten- Czapskiego, nawet Radziwiłłów z Antonina, u których Wilhelm II był stałym gościem. Po prostu wszystkich. Podniosła na nogi także sporą część niemieckiego społeczeństwa, uważającą, że tego rodzaju praktyki to zwierstwo i prosty bandytyzm. A więc klęska. Cicha, ale ostateczna i nieodwołalna.
Jak to się przekłada na czasy dzisiejsze? Ano tak; nie mamy zjednoczonego wokół ziemi i Kościoła narodu, nie mamy w ogóle tej ziemi na zachodzie na własność, a stosunki własnościowe są mocno pogmatwane, co być może Niemcy spróbują wykorzystać. Być może – powtarzam, bo jak ktoś zada sobie trud i pojedzie do kilku z przygranicznych miast za Odrą zauważy tam dziwną pustkę i ciszę. Jak człowiek wchodzi do sklepu z butami w Guben, niemiecka sprzedawczyni wita go jakby był aniołem, który przybył z dobrą nowiną. Kiedy wychodzi nie zakupiwszy butów, jest tam smutna jakby się miała za chwilę rozpłakać. W tymże Guben stoi – elegancko odnowiony drogowskaz z XVIII wieku, z herbami Saksonii, Brandemburgii, oraz Królestwa Polskiego informujący o tym ileż to mil, konny i pieszy wędrowiec musi przebyć by znaleźć się w Krakowie, a ile w Warszawie. Załóżmy jednak, że Niemcy spróbują zmienić stosunki własnościowe na zachodzie Polski. Nie sądzę, by uczynili to przy pomocy Bundeswehry, Landsturmu lub czegoś podobnego. Mogą spróbować zrobić coś za pomocą podatku katastralnego. I to jest niebezpieczeństwo realne. Realne, ale póki co nie istniejące. Może więc zastanówmy się co zrobić? Mam co prawda zły rząd, rząd który dąży do podporządkowania nas sąsiadom, ale mamy też opozycję. Mamy – ponoć wiele organizacji społecznych, działających oddolnie, które mogłyby przecież zająć się czymś pożytecznym, a nie siać histerię i organizować panele dyskusyjne na temat nowych elit w Polsce czy reformy mediów. Mogłyby? Czy nie?
Jak wiemy wielu Polaków ma podwójne obywatelstwo. Nie wiem jakiego rzędu są to wielkości, ale zakładam, że chodzi o kilkaset tysięcy ludzi. Wszyscy ci ludzie są potencjalnym odbiorcą niemieckiej propagandy, która nie będzie dziś wcale agresywna i bojowa. Możliwe, że wcale jej nie będzie. Ludzie w podwójnym paszportem nie potrzebują jej bowiem – mieszkają w Niemczech, pracują tam i kraj ten nie jest przez nich postrzegany jako zagrożenie. Może się jednak zdarzyć, że za takie zagrożenie zostanie przez nich oraz ich rodziny uznana Polska. Polska bowiem – poprzez „rzetelne analizy” RAZ-a, które póki co nie dochodzą do ludzi, o których pisze, ale mogą dojść, Polska dostaje histerii. Powiedzcie mi kochani co by było, gdyby na początku XX wieku Wielkopolanie miast opracować strategię przeciwko Hakacie i wdrożyć ją w życie dostali histerii? Pewnie polałaby się krew. A odpowiedzialność za jej rozlanie spadłaby na nasze głowy. Polityka wobec Niemiec, przy takiej a nie innej postawie rządu, polityka i publicystyka, bo opozycja czyli – my – robi politykę poprzez publicystykę, niestety, nie może być histeryczna. I nie może być głupawa. Mamy bardzo mało argumentów w ręku i bardzo mało możliwości, ale nie znaczy to, że nie mamy ich w ogóle. Publicystyka zaś – o czym RAZ nie pamięta – to nie jest propaganda.
Idźmy dalej. Gdzie widzę realne niebezpieczeństwo? W zastosowaniu podwójnych standardów. Oto Niemcy, jeśli mają wobec nas jakieś plany szczególnie nieciekawe, mogą próbować je realizować nie za pomocą standardów niemieckich, co do których już się tu wypowiedziałem, ale jakichś innych. Na przykład rosyjskich. Mamy teraz bowiem czas intensywnej współpracy niemiecko-rosyjskiej. To jest niebezpieczeństwo prawdziwe, to właśnie, nie Bundeswehra, Landsturm i próby zawładnięcia światem oraz budowa IV Rzeszy. Jeśli Niemcy zdecydują się na zarządzania Mitteleuropą metodami mafijnymi to koniec. Po nas. Nie założymy bowiem własnej, skuteczniejszej mafii, nie mamy w tym względzie żadnych doświadczeń. Nie wiem czy mogą tak zrobić czy nie, ale patrząc wstecz w historię łatwo zorientujemy się, że w czasie współpracy niemiecko-rosyjskiej niepodległość Polski po prostu zanika. Nie ma jej. Wobec braku niepodległości obywatele stają się ofiarami nowego prawa, pół biedy jeśli prawo jest dobre i przestrzegane. Może się jednak zdarzyć, że będzie złe i nagminnie łamane.
Niepodległości Polski nie ma tak długo jak długo trwa współpraca Niemiec z Rosją, kiedy zaś współpraca się kończy wybucha wojna. Wojny rosyjsko niemieckie toczą się na naszym terytorium. I to jest o wiele groźniejsze niebezpieczeństwo niż wszystko inne. I nie zmienia mojej opinii wcale fakt, że po pierwszej wielkiej wojnie odzyskaliśmy niepodległość, a po drugiej mamy nowe, lepsze ponoć granice. To nie rokuje za dobrze, ale omówię te kwestie w osobnym tekście.
Skąd się biorą wojny niemiecko-rosyjskie? One są zwykle inicjowane przez czynnik zewnętrzny. Do II wojny światowej były inicjowane przez Wielką Brytanię, o czym autor 'rzetelnych analiz” RAZ może oczywiście nie wiedzieć. Dziś zaś mogą, choć nie muszą, być zainicjowane przez USA. W to ostatnie wątpię, ponieważ Niemcy są dziś na pozycji najkorzystniejszej w dziejach, chyba. Nie dość, że korzystają z dobrodziejstw sojuszu z Rosją, to jeszcze USA dają im carte blanche na zarządzanie środkiem Europy. Żyć, nie umierać. Co to oznacza dla nas? Mniej więcej to, że zostaliśmy pozostawieni sam na sam z Niemcami, a jak się będziemy burzyć to Niemcy mogą po cichu zastosować „rosyjskie standardy”. Sytuacja oczywiście jest dynamiczna i, choć dziś nic tego nie zapowiada, Niemcy mogą utracić pozycję lidera w Europie. Polska może wtedy dostać jakąś bardzo interesującą propozycję. Byłbym wielce ostrożny przy podejmowaniu decyzji tyczącej się jej przyjęcia. Z kilku powodów. Po pierwsze mam w pamięci angielską gwarancję z roku 1939, po drugie, propozycja przyjdzie z daleka. Niemcy zaś są blisko i zawsze tu będą. Rosję można odepchnąć od naszych granic, to się już odbywało i jest to do wyobrażenia, choćby dziś wydawało się niemożliwe. Niemcy jednak ciągle tu będą. I trzeba o tym pamiętać.
Co czynić nam wypada? Przede wszystkim przydałby się jakiś ośrodek studiów niemieckich i studiów nad Niemcami oraz ich historią, analogiczny do Ośrodka Studiów Wschodnich. Być może jest taka instytucja, ale szczerze wątpię. Myślę, że już samo powołanie tej placówki, bez oglądania się na Niemców, wywołałby spore zaskoczenie i reakcję, nader oczekiwaną. Nikt nie lubi być bowiem obiektem badań, każdy chce być badaczem. Przydałoby się kilka organizacji zajmujących się kontaktami z Niemcami niezadowolonymi z obecnej polityki rządu, o ile tacy są, bo mam silne podejrzenia, że nie ma. No, ale bądźmy optymistami. Przydałoby się kilka witryn internetowych tyczących się Niemiec, a linki do nich oraz najciekawsze kawałki winny być dyskutowane i omawiane, choćby na platformach blogerskich. Zalecam także, przede wszystkim to – mniej histerii. Wilhelm II to nie był przyjaciel Polski, ale na pewno nie zamierzał on zawładnąć światem. Nie wywołał też I wojny światowej. Kiedy wybuchła był na wakacjach w Norwegii. Czy RAZ słyszał coś o tym?
I jeszcze jedno; kiedy Niemcy są najbardziej niebezpieczne? Kiedy przegrywają na zachodzie. Do tej pory Francja i Anglia neutralizowały siłę i ekspansję Niemiec popychając ten kraj na wschód. Nie szczędzono przy tym Niemcom upokorzeń i zajadłości, z czego my cieszyliśmy się jak najgłupiej na świecie, Niemcy zaś swoje upokorzenia odreagowywali u nas. I mieli na to pozwolenie tak zwanego cywilizowanego świata. Czyż nie? Nie liczmy więc na klęskę i upokorzenie tego kraju, bo niczego dobrego nam to nie przyniesie. Liczmy na zwycięstwo z Niemcami triumfującymi, bo raz nam się to już udało, historia zaś lubi się powtarzać. Niemcy zaś, dziś właśnie wchodzą w fazę triumfu. My zaś nie mamy na to wpływu. I nie mówcie mi, ze kryzys im zaszkodzi.
Zakładam, dość bezczelnie, że tekst ten, jak wszystko co nie jest wezwaniem do szarży z gołymi rękami i bez gaci na baterie armat, wywoła oskarżenia o zdradę. Uprzedzam, że będę wyrzucał bez litości. Głupoty nie mogę tolerować.
Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić książki moje, Toyaha i Ojca Antoniego Rachmajdy.
swiatlo szelesci, zmawiaja sie liscie na basn co lasem jak niedzwiedz sie toczy