Bez kategorii
Like

Prawda i historia

04/10/2011
353 Wyświetlenia
0 Komentarze
27 minut czytania
no-cover

Prawda i historia – z Robertem Pieńkowskim, kandydatem PiS do Sejmu (okręg nr 3) rozmawia Joanna Barańska*

0


 


Prawda i historia – z Robertem Pieńkowskim, nauczycielem historii w XVII LO we Wrocławiu, kandydatem PiS do Sejmu (pozycja 16 w okręgu nr 3 – powiaty: górowski, milicki, oleśnicki, oławski, strzeliński, średzki, trzebnicki, wołowski, wrocławski oraz miasto na prawach powiatu: Wrocław) rozmawia Joanna Barańska*

 

Jest Pan nauczycielem i wie, jak ważnym okresem w rozwoju człowieka jest dojrzewanie, kiedy to kształtuje się idealistyczne i krytyczne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość, co owocuje w całym późniejszym życiu. Czy obecnie obowiązujące w szkołach podręczniki budują w młodym człowieku poczucie dumy narodowej i tak potrzebnego współcześnie patriotyzmu?

   W podręcznikach do historii dla szkół średnich raczej nie dostrzegam zbyt wielu wątków budujących poczucie narodowej dumy. Nie oznacza to, że ich nie ma, pozostają one jednak na marginesie podstawowego materiału. Co prawda autorom podręczników nie można zarzucić pomijania faktów, ale marginalizując jedne, a uwypuklając drugie kształtują u młodzieży świadomość ważności i błahości minionych spraw, całkiem wypaczając historyczne znaczenie wielu faktów. Pole do popisu mają oczywiście nauczyciele, którzy mogą pomóc młodzieży dostrzec i wskazać te fragmenty polskich dziejów, które na tle Europy są wyjątkowe. Nauczyciele są jednak różni i nie wszyscy mają „patriotyczne” podejście. Od wielu lat istnieje tendencja do pokazywania naszej historii na tle dziejów Europy, przy czym nacisk kładzie się na historię Europy. To sprawia, że nasza staje się marginesowa, a niekiedy „zaściankowa”. Poza tym w ostatnich latach forsowano „nowoczesne” podręczniki skoncentrowane wokół określonej problematyki, np. „kobiety w dziejach”. Jest to skądinąd ciekawe, problem w tym, że młodzież nie zna często podstawowych faktów historycznych. Poznawanie więc historii w ten sposób nie ma sensu, a ponadto bezpośrednio nawiązuje do „naukowego podejścia do historii” z podręczników marksizmu-leninizmu, które – wydawałoby się – powinno dawno odejść do lamusa. Podczas konferencji „Stan edukacji po czterech latach rządów minister Hall” zorganizowanej przez Klub Parlamentarny Prawo i Sprawiedliwość oraz Sekcję Krajową Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” w dniu 4 czerwca 2011 r. w Sali Kolumnowej Sejmu RP zabrałem głos w dyskusji i apelowałem o odwołanie minister Katarzyny Hall, gdyż szkodzi polskiej oświacie. Naprawa takich praktyk możliwa jest poprzez odwołanie minister oświaty, ale niezbędne byłoby także solidne przewietrzenie całego ministerstwa.

 

Co sądzi Pan na temat potrzeby funkcjonowania IPN? Jakie powinien mieć kompetencje, czym powinien się zajmować i kto powinien go finansować? Czy zgadza się Pan z opinią, że rozgrzebywanie minionych spraw" i wyciąganie konsekwencji niczemu ani nikomu nie służy?

   W 2008 r. napisałem, że „historia nie jest nauką ścisłą. Każdy historyk ma prawo do poglądów politycznych, ale co ważniejsze ma prawo (a wręcz obowiązek) do interpretowania źródeł i wyrażania własnych opinii. Problemem badań nad najnowszą historią Polski nie są poglądy polityczne historyków, ani to, gdzie są zatrudnieni (!), tylko naga historyczna prawda, która się ze źródeł wyłania.” I dalej: „dotykanie materii dwudziestowiecznej naraża historyka na posądzenia o stronniczość, ale to ze stronniczością nie ma nic wspólnego. Po prostu badania takie mogą naruszać czyjeś wymierne interesy. Czy z tego powodu historyk ma nie badać najnowszych dziejów Polski ? W imię ochrony czyichś interesów ? Stałby się historykiem konformistą, który dla świętego spokoju woli nie dotykać tematów, które mogą narazić go na czyjeś niewybredne ataki”. Uważam, że dotychczasowa działalność IPN-u jest prowadzona należycie, pod auspicjami Instytutu powstają dziesiątki wspaniałych publikacji, które stopniowo wypełniają „białe plamy”, bądź uzupełniają naszą dotychczasową wiedzę. Niezwykle istotną rolę odgrywa pion edukacyjny, choć z punktu widzenia nauczyciela historii odczuwam pewien niedosyt. Zbyt mała obecność Instytutu w działaniach edukacyjnych na terenie szkół spowodowana jest jednak ograniczeniami finansowymi. Warto to zmienić. Badanie historii PRL-u rzeczywiście traktowane jest przez sporą część środowisk postkomunistycznych, a także z nimi sprzymierzonych jako „rozgrzebywanie minionych spraw”. Jest to postawa kuriozalna. Gdyby traktować ją na serio, to całkowicie przekreślałoby sens pracy historyka, a przecież historia XX w. jest tak samo ważna jak i wieków wcześniejszych. Polska nie doczekała się lustracji na wzór niemiecki, więc jedynie działalność IPN-u daje szansę na odbrązowienie autorytetów, które nimi nie są (vidé L. Maleszka, czy ks. M. Czajkowski) i pozwala dostrzec, jak dalece system opierał się na degradacji człowieka i całych środowisk. Poprzez publikacje IPN-u poznajemy historię ludzi, którym pamięć się należy. Wielu zginęło w okresie PRL-u, abyśmy my byli wolni. Świadkowie tamtych wydarzeń, dziś najczęściej już w podeszłym wieku, dożywają swych dni w zapomnieniu i powoli odchodzą. Musimy o nich pamiętać, jak i o wielu ofiarach terroru komunistycznego, które przeżyły koszmar reżimowych więzień. Środki na takie badania muszą się znaleźć w budżecie państwa. Jesteśmy to winni wszystkim ofiarom komunizmu. Poza tym trzeba pamiętać o milionach przyzwoitych Polaków, obywateli „drugiej kategorii”, dyskryminowanych tylko z tego powodu, że zachowywali się przyzwoicie: nie donosili, nie chodzili po komunistycznych komitetach, wstawiali się za słabszymi, w końcówce PRL-u dzielili się bibułą z sąsiadami, składali kwiaty ofiarom komunizmu, palili świeczki w oknach, bojkotowali reżimowe media z Dziennikiem telewizyjnym na czele, itd.

 

Jak Pan ocenia "grubą kreskę"? Czy nie jest już za późno na dekomunizację i rozliczenia, na powiedzenie co było zbrodnią, a co bohaterstwem, co było zdradą, a co patriotyzmem?

   Na prawdę nigdy nie jest za późno. Prędzej czy później ujrzy światło dzienne, ale dobrze byłoby, aby stało się to jak najwcześniej. Nie widzę żadnego powodu, dla którego mielibyśmy podarować winy zbrodniarzom komunistycznym, a triumfalnie ogłaszać skazywanie zbrodniarzy hitlerowskich. W marcu 2010 r. gazeta Rzeczpospolita poinformowała, że sąd w Akwizgranie skazał na karę dożywotniego więzienia 88-letniego byłego członka Waffen SS, który w 1944 r. zastrzelił trzech holenderskich cywili. Zbrodniarze hitlerowscy i komunistyczni powinni być traktowani jednakowo. Dekomunizacja jednak to coś więcej niż odpowiedzialność karna za zbrodnie. To odsunięcie ludzi aparatu władzy, służb i tajnych współpracowników od piastowania jakichkolwiek funkcji publicznych bądź zaufania publicznego w Sejmie, Senacie, rządzie, administracji państwowej, szkolnictwie (niższym i wyższym), nauce, wymiarze sprawiedliwości, w mediach(!), dyplomacji, służbach, wojsku itd. W Czechach i dawnej NRD przyjęto 10 lat za wystarczający okres. Jest to konieczne, ale nie możemy sobie z tym poradzić od ponad dwudziestu lat. Może wreszcie się uda?

 

Czy dążenia rządu Donalda Tuska do zbliżenia z Rosją i "przyjacielskich" stosunków za każdą cenę, nawet kosztem ograniczenia suwerenności państwa nie są zamachem na polską rację stanu?

   Zawsze jest tak, że jeśli dwa państwa nie są równoprawnymi partnerami i istnieją pomiędzy nimi nieuregulowane sprawy z przeszłości, to jest to sytuacja niezdrowa. Jeśli jedno z państw (mniejsze i słabsze) konsekwentnie oraz dobrowolnie puszcza w niepamięć nawet niedawne afronty, to trudno taką sytuację akceptować. Wydarzenia związane z katastrofą smoleńską dają wyobrażenie o stosunku Rosji do Polski. Wszyscy pamiętamy stanowczość śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i uległość przedstawicieli rządu PO-PSL. Rosja konsekwentnie próbuje pokazać nam miejsce w szeregu, bo nie wyzbyła się aspiracji mocarstwowych względem Polski. Obecny rząd zdaje się ten stan rzeczy przyjmować do wiadomości. Przykładem może być ubiegłoroczna wypowiedź rzecznika rządu PO Pawła Grasia, który przepraszał po rosyjsku smoleński OMON za to, że posądził ich funkcjonariuszy o kradzież kart kredytowych jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej, podczas gdy – jak się okazało kradzieży dopuściły się inne służby rosyjskie. Abstrahując od meritum sprawy, skandaliczne jest okazywanie skruchy przez rzecznika rządu na oficjalnej konferencji, który w dodatku posługuje się językiem obcego mocarstwa. W Polsce przedstawiciel rządu ma obowiązek posługiwać się językiem polskim! Przykładów imperialistycznych zapędów Rosji można przytoczyć więcej. Podczas moskiewskich uroczystości z okazji 60. rocznicy zakończenia II wojny światowej prezydent Rosji Władimir Putin nawet nie zająknął się o Polsce jako o uczestniku koalicji antyhitlerowskiej, a prezydent Kwaśniewski przyjął to bez żadnej reakcji. Jakże znamienny jest list przedstawicieli opozycji rosyjskiej z maja ubiegłego roku, w którym stwierdzili, iż „trudno się pozbyć wrażenia, że dla rządu polskiego zbliżenie z obecnymi władzami rosyjskimi jest ważniejsze, niż ustalenie prawdy w jednej z największych tragedii narodowych. Wydaje się, że polscy przyjaciele wykazują się pewną naiwnością, zapominając, że interesy obecnego kierownictwa na Kremlu i narodów sąsiadujących z Rosją państw nie są zbieżne.” A rząd Tuska jak gdyby nie zdawał sobie z tego sprawy. Dlaczego?

 

Co sądzi Pan o wolności słowa w mediach i o ich wpływie na świadomość obywateli i opinię publiczną? W "wolnym" kraju wpływowe media przyjmowane są za wiarygodne źródło informacji. Jest to niebezpieczne, gdyż przekazywane przez nie zmanipulowane informacje tworzą w głowach odbiorców wirtualną rzeczywistość, znacząco odpierającą od realnej. Głosy odmienne od przekazów i opinii "jedynie słusznych" są blokowane nawet na forach internetowych. Czy to nie jest zagrożenie demokracji?

   Tak się składa, że jestem członkiem Stowarzyszenia Wolnego Słowa. Jest to organizacja zrzeszająca ludzi, którzy w minionym ustroju osobiście (narażając się na liczne szykany) podejmowali walkę z komunistyczną cenzurą. Wydawałoby się, że dziś – po 22 latach od upadku komuny takie sytuacje nie powtórzą się, ale niektóre praktyki wracają. Co ciekawe, te same środowiska z jednej strony walczą o poszerzanie praw środowisk „wykluczonych”, a z drugiej bez najmniejszych skrupułów zwalczają, wyśmiewają ludzi tylko dlatego, że nie chcą się przystosować do obowiązującej linii „salonu”. Wzorcowy przykład pogardy dla osób starszych i religijnych dał premier Donald Tusk piętnując „mohery”. Wszyscy pamiętamy skandaliczną akcję „zabierz babci dowód”. Była to co prawda inicjatywa „społeczna”, ale wyczuwało się przyzwolenie, a nawet inspirację „salonu”. Współczesna cenzura to nie tylko modyfikowanie przekazywanych treści, częściej brak jakiejkolwiek informacji o ważnych wydarzeniach. Przykładem tego jest ostatnia pielgrzymka rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Mediom prywatnym nie zależało na przekazaniu rzetelnej informacji. Wolały szukać rozróby, aby przedstawić pielgrzymów zgodnie z przyjętą przez siebie konwencją. A więc niby demokracja, ale do władzy mają być dopuszczani tylko zatwierdzeni przez „salon”. Na to mojej zgody nie było, nie ma i nie będzie. Przeżyliśmy komunę, przeżyjemy i „salon”.

 

Co sądzi Pan o inicjatywie Prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza "Obywatele do Senatu" oraz o jego opinii, iż "PiS jest partią archaiczną i antyeuropejską"?

   No cóż, mamy kulawą, bo kulawą, ale demokrację, więc każdy ma prawo uczestniczyć w życiu publicznym. Pan prezydent Dutkiewicz nie jest pozbawiony tego prawa. Bardziej zastanawiający jest dla mnie zestaw kandydatów. Niech wyborcy ich "obywatelskość" sami ocenią. Natomiast co do opinii pana Dutkiewicza na temat PiS powiem, że nie ma ona żadnego związku z rzeczywistością. Przykro jest słuchać takich stwierdzeń, zwłaszcza jeżeli padają z ust tak wysokiej rangi urzędnika. Co to znaczy "antyeuropejska"? Przecież Polska leży w Europie! Czy więc jesteśmy sami przeciwko sobie? Co kryje się za przymiotnikiem "archaiczny"? Czy to, że Prawo i Sprawiedliwość stoi twardo za polską racją stanu? Czy może panu Prezydentowi przeszkadza odwoływanie się do społecznej nauki Kościoła? Na światowych "salonach" rzeczywiście nie jest ona trendy. Trudno posądzać pana Dutkiewicza o brak umiejętności logicznego myślenia, w związku z tym podejrzewam, że takie słowa pojawiły się wyłącznie z powodu zbliżających się wyborów. No cóż, woli używać epitetów, niż podejmować merytoryczną dyskusję.

 

Jeśli uzyska Pan mandat poselski, czym będzie się chciał Pan zająć i co będzie chciał zrobić dla środowiska wrocławskiego?

   Poseł jest reprezentantem całego narodu, ale jest też związany z lokalną społecznością, której nie powinien się przecież wyrzekać z chwilą uzyskania mandatu. Gdy będę miał zaszczyt piastować mandat posła Rzeczpospolitej, to będę zabiegał o remonty, a przede wszystkim o modernizację dróg wylotowych z Wrocławia. Wiele z nich nadal jest archaicznych (to słowo idealnie mi tu pasuje!) i zaniedbanych, pamiętają jeszcze cesarza Wilhelma II Hohenzollerna. Wielogodzinne wystawanie na zakorkowanych ulicach przynosi miastu i jego mieszkańcom olbrzymie straty finansowe (o zatruwaniu powietrza nie wspominając). Poza tym na sercu leżą mi też programy pomocowe dla rodzin wielodzietnych i seniorów, szczególnie kombatantów. Z racji mojego zawodu chciałbym też poświęcić się wdrożeniu programu poszerzania wiedzy o polskości Wrocławia i Śląska we wrocławskich szkołach. Dałoby się to zrealizować choćby poprzez cykliczny konkurs z cennymi nagrodami.

 

Czy państwo powinno prowadzić politykę prorodzinną i w ustawowy sposób zabezpieczać interesy rodziny? Co można w tej kwestii zrobić?

   Kwestie rodzin, zwłaszcza wielodzietnych są mi szczególnie bliskie, bo sam mam czworo dzieci. Z całą pewnością państwo powinno wspierać rodziny. Nie podoba mi się to, że rząd próbuje ratować budżet państwa kosztem rodzin wielodzietnych. Zakup każdego ubranka, zabawki, czy podręcznika jest przecież wspieraniem budżetu poprzez podatki zawarte w tych towarach. Prof. Leszek Balcerowicz w sposób tak beztroski jak bezmyślny twierdzi, że należy znieść dotychczasową ulgę prorodzinną, gdyż jest sporym obciążeniem dla budżetu państwa, a dla rodzin niewiele znaczącym wsparciem finansowym. W głowie się nie mieści, że człowiek niby wykształcony może pleść takie androny. Dla mojej rodziny ulga pomnożona przez cztery jest bardzo dużym wsparciem, gdyż daje szansę dzieciom na letni wypoczynek. Zresztą zwykle i tak funkcjonujemy ledwo wiążąc koniec z końcem. Pomoc ustawowa dla rodzin wielodzietnych powinna leżeć w interesie państwa, gdyż dzieci należy traktować jak majątek narodowy, w który należy inwestować, aby przyniósł z czasem zysk wielokrotny. Rodziny zapewniają przyszłość naszemu państwu i narodowi..

 

Powszechnie wiadomo, że korupcja jest jednym z największych problemów Polski. Po czterech latach rządów PO-PSL spadliśmy w rankingach poniżej kompromitującego poziomu z czasów SLD. Czy mamy szansę uwolnić się od korupcji, skoro została uświęcona przez premiera Tuska i obecne "autorytety" jako sposób na ominięcie utrudnień w prowadzeniu biznesu?

   Od korupcji musimy się uwolnić. Nie jestem oczywiście tak naiwny, żeby sądzić, że można ją zlikwidować całkowicie, ale nie możemy pozostawać bierni. Środowiska niechętne PiS-owi, czy wręcz wrogie wiedziały, że jesteśmy skuteczni w walce z korupcją, ale wolały robić wszystko, byleby odsunąć nas od władzy. Dlaczego? Być może PiS komuś „deptał po piętach”, a z całą pewnością zagrażał licznym partykularnym interesom.

 

W Internecie oprócz "Polski w budowie" krąży swoiste podsumowanie czterech lat rządów PO – „lista 666 afer PO”. Co można zrobić, żeby z grona parlamentarzystów wyeliminować ludzi, dla których państwo nic nie znaczy?

   Wszystko zależy od uczciwości wyborów, ale przede wszystkim od samych wyborców. Liczne afery, które miały miejsce za rządów Platformy Obywatelskiej minęły bez echa. Okazuje się, że media potrafią skutecznie wiele spraw bagatelizować, lub przemilczać, skutkiem czego opinia publiczna przestaje być wrażliwa na tego typu zdarzenia. Pole do popisu mają media niezależne od „salonu”, których sprzedaż znacząco wzrasta („Gazeta Polska”, „Uważam Rze”), jednak główny nurt medialny trzyma ze środowiskami Platformy i trudno się z niezależnym przekazem przebić. Odsyłam Państwa do mojego artykułu, gdzie opisałem mechanizm manipulacji TVN 24, którym PO zawdzięcza sztucznie utrzymywane społeczne poparcie. Mimo to środowiska konserwatywne powinny konsekwentnie głosić prawdę i pracowicie przekonywać do swoich racji. Ostatecznie to wyborcy decydują, kto znajduje się u władzy.

 

W historii PiS-u zdarzały się spektakularne wyjścia. Teraz mamy równie spektakularne wejścia. Jak Pan postrzega problem lojalności?

   Nikt nie jest niewolnikiem partii. Prawo i Sprawiedliwość nie jest tu wyjątkiem. Jednak dla mnie nie jest bez znaczenia czy jestem członkiem PiS-u czy też innej partii. Kilka niedawnych przykładów „politycznej korupcji”, którą „salonowe” media nazywają „transferami” dowodzi, że niektórzy politycy są gotowi dowolnie zmieniać partyjne barwy, byle utrzymać się na fali. Można jednak mieć nadzieję, że wyborcy potrafią dać im stosowną „nauczkę”. Uważam, że jeśli się jest uczciwym, to nie można z dnia na dzień dotychczasowych przyjaciół (choćby politycznych) przedstawiać jako zło wcielone. Jeśli ktoś tak się zachowuje, to znaczy, że liczy się dla niego tylko osobisty interes. Wyborcy powinni takim kandydatom pokazać „czerwoną” kartkę i wyeliminować ich z polityki.

Dziękuję za rozmowę.

 

*Wywiad został opublikowany w 8. numerze czasopisma Społeczno-Kulturowego „Na marginesie”, sierpień-wrzesień 2011, s. 27-29.

 

Więcej informacji na temat Roberta Pieńkowskiego można odnaleźć tu: www.wybierzpiswroclaw.pl/pienkowski

Tu można zapoznać się z ulotką Roberta Pieńkowskiego: http://wybierzpiswroclaw.pl/pienkowski/ulotka.pdf

Tu można zapoznać się z wizytówką Roberta Pieńkowskiego: http://wybierzpiswroclaw.pl/pienkowski/wizytowka.pdf

 

0

Robert Pie

5 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758