A zanim światło zgaśnie, „Polska urośnie w siłę a ludziom pożyje się dostatniej”. No, jeszcze kilka miesięcy. No, damy radę uwieść i zakołować lud przy urnie. Nawet zaciskający pasa uwierzą, że pasa popuszczają i pławią się w iluzjach dobrobytu.
Smuta. Wielka smuta wylewa się z mediów. Tego nie da się oglądać, a tym bardziej słuchać. Funkcjonariusze prywatnych konsorcjów medialnych i telewizji publicznej stanowczo przegięli pałę. Załgani – budzą obrzydzenie, dyspozycyjni jak struna komusza – śmiech, nienawistni – litość. Flaki z olejem medialne – bez pieprzu faktów i soli obiektywizmu – są niejadalne, obrzydliwe. Cuchną kłamstwem i paskudą.
Najmądrzej postawić na bojkot tego całego establishmentu na wybiegach, mizdrzącego się do zaprzyjaźnionych kamer jak stara pudernica. Żałosne igrzyska. Litości. Dobrze, że w pudle, na niektórych kanałach, gra jakaś muzyka.
Faktycznie, postawiłem na bojkot, co wyklucza mnie na pewien czas z roli recenzenta sztuczek medialnych konowałów. Premier(u) Donald(u) Tusk(u) niechaj bywa zdrów – stracił kolejnego telewidza. Koniec końców zakiwa na śmierć nawet swych kiboli. Grając z nimi w gałę, strzelił tyle samobói do bramki, której bronią…I ma farta, bo gały kiboli są nadal ślepe. I ma pecha, bo nawet oślepienie chwałą przemija, gdy guru mecz przegrywa za meczem, z samym sobą.
Finał rysuje się smutny. Koziołek – zanim doczłapie do upragnionego Pacanowa – fiknie wprawdzie jeszcze kilka efektownych fikołków ku uciesze gawiedzi, zwiększy armie matołków i klakierów na trybunach, dobije targów i kupi kilka woskowych kreatur polityki, ale pieczęć losu przybita, wyroki sądów ostatecznych już zapadły. Nie da się po raz kolejny odkręcić, załgać, okiwać hucpy politycznej, gdy ta trwa już cztery lata. Polityka to nie gra w gałę, gospodarka to nie rozmnażanie urzędników i długów. Zasłona dymna opadnie i zobaczymy na własne oczy, bez wyjątku, nagi fakt: to był najgorszy premier najgorszego rządu w historii III RP.
Panie, nie wódź nas na pokuszenie i nie każ liczyć wszystkich kamieni młyńskich taszczonych w worze przez Matoła w swej podróży do Pacanowa. Nie nadąży(m). Nie zliczy(m). Ty nam lepiej powiedz, co zrobić.
To najgorszy premier najgorszego rządu w historii III RP. Jak dotąd. Pomódlmy się więc o dwie rzeczy. O rozum, nasz i onych.
Z naszego rozumu, wirowanego w medialnych pralniach mózgów, uleciał bowiem zdrowy rozsądek i kilka innych wartości koniecznych do przetrwania. Obyśmy wybrali nowego selekcjonera i profesjonalnie grającą na zwycięstwo Polski drużynę polityczną. Onych trzeba wyautować. Rozum im zdziadział od chałtur napisanych dla klawiszy więziennych ciemnogrodu. Serca zhardziały, gdy weszli w buty nadzorców interesów wschodnich i zachodnich oligarchów.
Smuta. Wielka smuta pychy przebija się przez szkło i szpaltę reżimowych mediów. Gadki są coraz prymitywniejsze, narracje coraz tragi-komiczniej nałgane. No… nie da się przeżyć w takim środowisku, które karmi się nieustanną wojną i nagonką. Zdobyło toto władzę i dla rzepu władzy gotowe cyrograf podpisać z samym szatanem. Ale my nie musimy.
Jakże to porąbane. Smuta zakręca jak unijny bączek po salonach warszawki, ciągnie do absurdu i nakręca wielką smutę: w gospodarce – kryzys, w polityce – pociąg do totalitaryzmu, w codziennym wojowaniu tęczowych bojowników neoliberalizmu – moralne zwisy i uwiądy. Rozmieniać to przez osoby i przypadki? Nie, na emigracji wewnętrznej znaczenie mają proste słowa i czyny oraz ludzie z krwi i kości. Coś małego da się zrobić wspólnie z bliźnimi, w domu i zagrodzie, w parafii i gminie. A na arenach wielkiego cyrku ostatni zgasi światło i dopiero wówczas nadejdzie opamiętanie. Jak zawsze, za późno. Jak zawsze, po wielkiej szkodzie.
A zanim światło zgaśnie, „Polska urośnie w siłę a ludziom pożyje się dostatniej“. No, jeszcze kilka miesięcy. No, damy radę, uwieść i zakołować lud przy urnie. Nawet zaciskający pasa uwierzą, że – gdy Donald przemawia – to pasa popuszczają i pławią się w iluzjach dobrobytu. Tu i teraz. Nawet zdeklarowani zwolennicy Jarosława Kaczyńskiego, po terapeutycznych sesjach oper mydlanych z mediami, wpadną w chwile zwątpienia i rozpaczy, gotowi do wsparcia głosem Donalda i wyparcia się siebie. Siła uwodzenia nienawiścią bywa wielka, co potwierdzają wszelkie sondaże. Niech żyje matrix.
Nie wiem tylko, dlaczego mam wrażenie, że zegar włączył bieg wsteczny, a my, powożąc po niewybudowanych autostradach furmankę rozklekotaną pod ciężarem worów z długiem, cofamy się do roku 1980. Czy potem znów nadciągnie tornado stanu wojennego? I dwudziesty stopień zasilania w sieci energetycznej. I sto dwudziesty kordon kłamstwa zarzucony na sieci informatyczne. Jak będą wówczas ubrani nasi dzielni zomowcy? Czy tak jak ostatnio, na Krakowskim Przedmieściu, gdzie bili się dzielnie ze staruszkami modlącymi się pod Krzyżem i na stadionach, gdzie bili się dzielnie z kibicami o honor Koziołka Matołka? A może kreator mody szykuje w szwalni postępu nowe, bardziej futurystyczne stroje?
Nie zaryzykuję prognozy wydarzeń, a tym bardziej designerskich trendów ucieczki Rzeczpospolitej od wolności. Wiem natomiast, że media mainstreamu nie odpuszczą eksperymentu badania granic wytrzymałości mózgów polskich na manipulację. Wirowanie szarych komórek w maglu ma trwać – aż wyblakną, a my staniemy się ślepcami i przestaniemy widzieć wzór prawdy na tkaninie rzeczywistości. Na tym etapie tworzenia nowego człowieka, zdolnego pojąć wielkość zbawienia NWO, funkcjonariusze krajowej delegatury Wielkiego Brata, odnoszą same sukcesy. Jak nic, powinni dostać podwyżki, nagrody, najwyższe medale i ordery – za skuteczność, za wierność złotym cielcom ekranu, za niezłomność parcia ku świetlanej utopii.
Pozostanie tylko jedna wątpliwość. Kto ma udekorować pierś wypiętą wątłą stachanowców polskiej odmiany łgarstwa? Obawiam się, że Bronisław Komorowski jest za niski. To może Putin, Merkel lub inna Obama. Pal sześć, na tym zakręcie mądrości etapu, boli mnie głowa od przekrętów władzy i mediów. O zgrozo, ogarnia mnie pusty śmiech.
Pocieszmy się choć jeden raz. Prawda nie boi się skurwysynów. Niestety, człowiek ma czego się bać.