Kto w Polsce jest mistrzem czarnego PR-u? Bez wątpienia Jarosław Kaczyński. Właśnie taki osąd usłyszałem podczas wykładu na temat public relations. Zasadniczo nie powinno mnie to szczególnie dziwić – wszak myśli tak bardzo wielu Polaków.
Zaskoczyło mnie po prostu to, czyje usta owe słowa wypowiedziały. Tym bardziej, że cała poprzednia jego część była poświęcona modelom teoretycznym.
Czarny PR -antyreklama, negatywna kampania wyborcza – oznacza system metod, działań bądź posunięć propagandowych, ale przede wszystkim manipulacyjnych, prowadzących do zdyskredytowania przeciwnika (zwykle polityka lub firmy) w oczach opinii publicznej celem zdobycia jej przychylności (zwykle elektoratu lub klientów) [Wikipedia].
W myśl teorii traktującej o metodach odpierania ataków tego typu, należy zwyczajnie udowodnić brak swojej winy. Kiedy ktoś jest atakowany w sposób fałszywy i nieetyczny, po prostu reaguję natychmiast, dementując zarzuty i odpowiedz podpierając argumentami. Skoro ma czyste sumienie, może poinformować, iż o wszystkim zezna przed sądem, ujawni faktury, wyciągi z kont, pozwoli na przeprowadzenie kontroli. W takiej sytuacji jedyną ofiarą ataku pozostanie właśnie atakujący, ponieważ cała jego hipokryzja wychodzi na jaw. Atakowany często wręcz zyskuje – ludzie dodają mu przypis nieuczciwie atakowanego męczennika, któremu piach wieje w oczy, a który jest w stanie sobie z tym poradzić.
Z kolei niedopuszczalne jest parowanie zarzutów a priori. Jeśli atakowany poinformuje, że nie zamierza niczego komentować, ponieważ to są podłe insynuacje, jeżeli powie, że nie leży w jego interesie ujawnianie dowodów swojej niewinności, wówczas na starcie przegrywa sprawę. Przegrywa ją, ponieważ daje znać w podtekście, że takich dowodów zwyczajnie nie posiada. „Być może coś jest na rzeczy z tymi zarzutami” – myśli sobie wtedy ktoś postronny. Zazwyczaj.
Donald Tusk jest mistrzem PRu. To żadna nowość. Na działania komunikacyjne i wizerunkowe przeznaczane są u Niego olbrzymie pieniądze. Opłaca się sztab specjalistów, szkoli same osoby publiczne. Możemy zatem wykluczyć hipotezę, że Donald Tusk, PO i ludzie za nią stojący, nie znają się na rzeczy i nie mają pojęcia o kwestiach, o których mowa wyżej. Czy zatem oskarżanie premiera o to, że ma krew na rękach jest tylko owocem czarnego PRu? Fałszywą próbą dyskredytacji? Tak zabrzmiał werdykt specjalistów.
W tamtej chwili poczułem się dość ambiwalentnie. Pomyślałem że jeśli wykład mam trawić logiką, wówczas to wszystko co słyszałem na początku, powinno zostać anulowane. Powinno zostać unieważnione, ponieważ cały model PRowej defensywy nie zgadza się z postawą Platfromy Obywatelskiej, która właściwie przy okazji każdego zarzutu, dementowała go „dając słowo honoru” lub oburzając się, iż ktoś w ogóle miał czelność go wytoczyć. Sprawa Tomasza Turowskiego? Radek Sikorski nie miał pojęcia. Pytanie pani Kochanowskiej o swoje bezpieczeństwo i możliwy spisek – Donald Tusk jest wściekły. Jak można go oskarżać?! Żądania ekshumacji? Nie ma mowy, rosyjskie prawo na to nie pozwala. Broń oficerów BOR? Niedoczekanie. Czarne skrzynki? Może chociaż zdjęcia satelitarne? Pocałujcie nas w dupę. Długo można tak wymieniać.
Prawdopodobnie o public relations wiem dużo mniej niż praktycy, którzy wykład prowadzili. Wszak dopiero się go uczę. Uważam że na moją korzyść przemawia jednak to, że z racji wieku, w moim mózgu nie został wyryty grawer nienawiści i uprzedzenia. Nie zdążono wpoić mi skrótów myślowych, przed którymi, jak widać, nie są się w stanie obronić nawet wytrawni gracze. Prawdopodobnie, poznając moje stanowisko, wiele osób właśnie mi zarzuciło by chorą nienawiść. Właśnie dlatego, że uważam, iż Donald Tusk jednak ową krew na rękach ma, gdyż potwierdza to z wielką zapalczywością.
"Jestem proszony o ukrywanie mojego punktu widzenia. Przed nimi. Ze strachu przed ich strachem"."