I nie jest to żart, tylko prawdziwe podziękowanie:). – Niniejszym publicznie dziękuję strażnikowi Straży Granicznej w Lubaczowie (post. Budomierz) za:
1. Profesjonalne podejście;
2. Za to, że profesjonalizm w jego wykonaniu nie przekszadzał mu być uprzejmym;
3. Za dalszą robotę, jakiej niechcąco mu nadałam (po nocy jeździł w teren szukać moich zgubionych dokumentów!!). (Dokumenty się znalazły gdzie indziej, tym bardziej przepraszam za kłopot i dziękuję za pomoc.)
Chyba tylko tyle mogę dla tego człowieka zrobić a ogólnie jestem zbudowana tym, że naszych granic skrupulatnie pilnują fachowcy będący w dodatku dżentelmenami:). (Wreszcie coś pozytywnego w naszej rzeczywistości, nie?)
A to było tak: plącząc się (długi weekend, pogoda jak rybie oko itp.) najboczniejszymi drogami po krainie pięknej przyrody i zabytkowych cerkwi, zabłądziłam do Budomierza. W tym Budomierzu wlazłam Straży Granicznej "w szkodę" – normalnie jak krowa;). Straż na szczęście:) potrafi odróżnić zbłąkanego turystę od przestępcy:) – wytłumaczono mi dalszy przejazd a kontrolę prowadzono w atmosferze iście wersalskiej.
Potem w dalszym toku wycieczki gasilim jeszcze z przychówkiem pożar traw;) na poboczu a jeszcze potem opona mi "poszła":). (Wobec perspektywy wymiany koła przy pomocy jedynie dziecka, późniejsza stłuczka to był już drobiazg niewart wzmianki;), bo nic mi się w auto nie stało). 🙂 ) Zresztą zanim zdążyłam wyjąć z bagażnika zapasowe, usłyszałam obok siebie głos "niech się pani nie męczy, my wymienimy". – Dwóch młodych chłopaków zjawiło się znikąd:) i z marszu się wzięło za koło:).
Mimo tego wszystkiego:) Roztocze warte jest polecenia. I nie tylko dla swej sielskości… Do dzis się tam da zobaczyć różne "zmagania" z historią. Ot, choćby w Radrużu – przy cerkwi (ciekawy zabytek, fascynująca możliwość przestudiowania mistrostwa dawnych cieśli i współczesnych renowatorów) – nagrobek pomordowanych mieszkańców Radruża. Nazwiska polskie i rusińskie. Napisano, że pomordowały ich "faszystowskiebandy OUN UPA".To kolejne: pisanie, zamazywanie, pisanie i zamazywanie (widać to było na tablicy) mówi wiele o niezałatwionych problemach… Żal, że nie było czym zdjęcia zrobić, bo ta tablica stanowi sobą dokument współczesnych naszych bolączek. Osobiście mam obawy, że zamiatanie tych bolączek pod dywan spowoduje następny wybuch. Obym się myliła…
Wycieczka w każdym razie była pouczająca wszechstronnie… I nawet skrzemieniałe drewno można tam zobaczyć!
Zwyczajnie. Po ziemi:). Na prosty chlopski rozum baby:). [Grafika pochodzi z galerii obrazów Aleksandra Horopa www.horopgaleria.bloog.pl (za zgoda Autora)]