Dziś mija dokładnie miesiąc od niszczycielskiego trzęsienia Ziemi oraz tsunami, które nawiedziło Japonię powodując śmierć ponad 27 tys. osób. Jednak najważniejszym /na dłuższą metę/ jego skutkiem jest zniszczenie elektrowni atomowej w Fukushimie.
Według aktualnych danych śmierć poniosło 13100 osób, a zaginęło 14300. To tragiczny bilans. Jednak, jeśli chodzi o zniszczenia materialne, to wiekszość z nich da się usunąć w zwykły sposób. Gruzy zostaną wywiezione, domy odbudowane, a drogi naprawione. Zupełnie inaczej przedstawia się sytuacja w elektrowni atomowej w Fukushimie. Fale tsunami zniszczyły tam systemy chłodzenia czterech reaktorów, w wyniku czego ich rdzenie co najmniej częściowo się stopiły. Polewanie reaktorów wodą morską z sikawek doprowadziło do kilku wybuchów wodoru, które zrujnowały budynki reaktorów nr 1, 2 i 3. Składowane na ich dachach zużyte pręty paliwowe wpadły do środka i nie ma nad nimi kontroli. Na terenie Fukushimy znajdowało się ogółem 1700 ton takich prętów, które wszystkie powinny być chłodzone.
Jak przedstawia się sytuacja obecnie, po miesiącu? Zdecydowanie niedobrze. Wprawdzie od 15 marca nie doszło już do dalszych wybuchów, a od 20 marca nie słychać już o dymie i pożarach, to jednak poziom radioaktywności wciąż jest wysoki i zdaje się rosnąć. Dzisiaj oficjalnie poinformowano o rozszerzeniu strefy ewakuacji co najmniej o trzy następne miasteczka i części dwóch dalszych. Mają one zostać opuszczone w ciagu miesiąca. Nowych informacji na temat Fukushimy należy szukać w serwisie agencji Kyodo http://english.kyodonews.jp/news/japan_nuclear_crisis/ . Można tam znaleźć, między innymi, chronologię wydarzeń w elektrowni: http://english.kyodonews.jp/news/2011/04/84430.html oraz artykuł Miyja Tanaka i Maya Kaneko "Nuke crisis shows no signs of ebbing, stoking concerns abroad" http://english.kyodonews.jp/news/2011/04/84448.html . W publikacji tej jest m. in. opinia profesora Hironobu Unesaki z Kyoto University Research Reactor Institute, który twierdzi, że potrzebne będzie 5-10 lat, by ustabilizować sytuację, powstrzymać wyciek radioaktywności i usunać paliwo jądrowe.
Brzmi to złowrogo, zwłaszcza, że już 27 marca donoszono, że łączna emisja radioaktywności w wyniku katastrofy sięga 60-70% tej z Czarnobyla. Problemem zaprzątającym uwagę wszystkich w kwietniu jest skażenie wody. Polewanie reaktorow i basenów z paliwem wodą , najpierw morską, potem słodką doprowadziło do zgromadzenia sie w elektrowni 600000 ton skażonej wody, z których od 4 kwietnia wypuszczono do oceanu ponad 9000 ton tej skażonej w mniejszym stopniu, aby zrobić miejsce dla składowania bardzo radioaktywnej wody z budynku turbin reaktora nr 2. Wyciek z tego budynku wprost do morza powstrzymano dopiero cztery dni temu. Spowodował on, że napromieniowanie wody morskiej przekroczyło 7,5 mln razy dopuszczalną normę.
Sytuacji nie poprawiają występujące wciąż nowe trzęsienia ziemi. Dzisiejsze, o sile 7,1 stopni w skali Richtera spowodowało zaprzestanie na 50 minut polewania reaktorów wodą i zatrzymało akcję wtłaczania do budynku reaktora nr 1 azotu /miało to zapobiec wybuchowi wodoru/. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że promieniowanie na terenie elektrowni jest na tyle silne, że nie ma mowy o wchodzeniu do budynków reaktorów, a w pobliżu nich waha sie ono od 100 do ponad 500 milisievertów/godz. Amerykanie uważają ,że w reaktorze nr 2 doszlo do stopienia rdzenia. Przegryzł się on , być może, przez obudowę reaktora i zżera obecnie betonową misę znajdującą się pod spodem. Wszystko to razem nie nastraja optymistycznie.