Praca i Finanse
Like

W Szwajcarii Zielonego Miasteczka nie będzie!

08/06/2015
839 Wyświetlenia
1 Komentarze
6 minut czytania
W Szwajcarii Zielonego Miasteczka nie będzie!

Czytam na „3obiegu” informacje o Zielonym Miasteczku, o walce polskich rolników o normalność w produkowaniu, przetwarzaniu i sprzedaży własnych produktów rolnych. Wierzyć się nie chce, że w XXI wieku producenci żywności muszą manifestować w stolicy dużego środkowoeuropejskiego państwa, członka Unii Europejskiej, z żądaniami umożliwienia rolnikom sprzedaży bezpośredniej produktów rolnych, także przetworzonych. Przecież to brzmi, jak jakiś absurd. Nie jestem znawcą europejskiego rolnictwa, ale tu i tam bywałem w Europie, a dzisiaj na kilka miesięcy osiadłem w Szwajcarii i jak opowiadam szwajcarskim znajomym o warszawskim Zielonym Miasteczku i problemach polskiego rolnictwa, to autentycznie przecierają oczy ze zdumienia. Mam wrażenie, że chyba jednak nie dociera do nich ten przekaz. Przyjrzyjmy się choć przez chwilę jak to jest zorganizowane w szwajcarskim kantonie Graubűnden, gdzie jakiś czas temu rzuciły mnie losy i na razie niech tak zostanie.

0


 

Zasiadam do śniadania z zaprzyjaźnioną farmerską rodziną Roberta Pelicana. W stajni stoi ok. 50 sztuk bydła głównie rasy brązowej szwajcarskiej, ale także ku mojemu zdziwieniu wśród krów są 4 sztuki polskiej razy czerwonej. To miłe spotkać rodaczki na obcej ziemi. Z tego co wiem, w Polsce nasza rodzima czerwona rasa krów hodowana jest jeszcze głównie na Podkarpaciu. Z dzieciństwa pamiętam, że te krowy pasły się wszędzie, ale potem wyparły je biało-czarne holenderki.

Wróćmy jednak do śniadania. Na stole masło, sery, powidła i sok z truskawek, wytworzone własnoręcznie i z własnych produktów. Bo gospodarze posiadają także plantacje truskawek. Dodają, że wieczorem poczęstują jeszcze winem truskawkowym, które także sami nastawiają. Wszystkie te specjały mają własne oryginalne opakowania ze wszystkimi niezbędnymi informacjami na etykietach, które jasno dowodzą, że zostały dopuszczone do obrotu handlowego i że można je kupić wprost w gospodarstwie. Zapomniałem dodać, że na stole z żółtego słoiczka można spróbować fantastycznego miodu z kwiatów mniszka lekarskiego, które tutaj nazywają Löwen Blumen. To ojciec gospodarza jest pszczelarzem, a w dolinie nieopodal Disentis (do słynnego Andermatt ledwie 35 kilometrów) wszystkie łąki mają wiosną kolor żółty. Tyle rośnie tutaj miododajnego mniszka. Żółty miodowy słoiczek też jest na sprzedaż. Moi znajomi szwajcarscy farmerzy już kilka lat temu zbudowali swoja markę. Mleka w ogóle nie sprzedają na wolnym rynku tylko przeznaczają na wytwarzanie dwóch serów. Jednego miękkiego, pleśniowego, a drugiego twardego, podobnego wyglądem do słynnego szwajcarskiego Gruyera, ale o jednoznacznie innym smaku. W każdym razie niebo w gębie. Sery, miód, masło i powidła można kupić w miejscowym sieciowym (sieć VOLG) sklepiku. I jak twierdzą moi gospodarze nie tylko tutaj, ale w całym kantonie Graubunden, a sery w sieci sklepów COOP na terenie całej Szwajcarii.

Nie pytam o przepisy i regulacje administracyjne, w tym o sanitarno-higieniczne, bo wiadomo, że muszą być i wiadomo, że zostały spełnione. Przecież biurokracja rządzi współczesnym światem. Problem tylko w tym, żeby człowieka i jego pracy po drodze nie zgubić, jak to stało się niestety w Polsce.

I jeśli dodać, że w wiosce w której mieszkają i pracują gospodarze, o których piszę, działa niewielka wytwórnia wódek gatunkowych (śliwowica i likiery owocowe), to można uznać, że przetwórstwo rolno-spożywcze w Szwajcarii na tym najniższym, podstawowym, wiejskim poziomie ma się, po prostu, znakomicie.

Robert, właściciel gospodarstwa rolnego (farmy) na moje pytanie, jak zaczynał ten rolniczy biznes opowiedział, że część inwentarza i łąk przejął po ojcu. Ale ojciec nie był właścicielem majątku tylko dzierżawcą. Dlatego Robert postanowił się usamodzielnić. Wziął w banku duży kredyt, kilkaset tysięcy franków szwajcarskich (na 20 lat), wykupił ziemię, kupił potrzebny sprzęt, wybudował nowoczesną stajnię-stodołę i oprócz hodowli krów, założył także plantacje truskawek (ok. 1,5 ha). Plony truskawkowe z poletka 0,5 ha wyniosły w zeszłym roku 7 ton. Niezły wynik. A ten kredyt gwarantują mu władze kantonalne i jeszcze spłacają odsetki, bo mądrym i gospodarnym Szwajcarom zależy, żeby na alpejskich zboczach pasły się krowy na chwałę Pana Boga i tego regionu. I to nie był wcale retoryczny żart, tylko wielkie słowa podziwu! A do budowy potęgi gospodarczej i dobrobytu rodzin nie była nikomu tutaj potrzebna Unia Europejska.

A jak brzmi Preambuła do Konstytucji Federalnej Konfederacji Szwajcarskiej? Warto ją przytoczyć:

W imię Boga Wszechmogącego! Szwajcarski naród i kantony, w poczuciu odpowiedzialności wobec Dzieła Stworzenia, w dążeniu do odnowienia Federacji, przez wzmocnienie wolności i demokracji, niezawisłości i pokoju, w duchu solidarności i otwartości wobec świata, zdecydowani żyć w jedności, we wzajemnej życzliwości i poszanowaniu ich różnorodności, świadomi wspólnych osiągnięć i odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń, pewni, że wolny jest tylko ten, kto korzysta ze swej wolności i że siłę narodu mierzy się dobrem słabych, ustanawiają niniejszą Konstytucję…

Zapewniam Czytelników „3obiegu”, ze tutaj w dolinie Disentis, w gospodarstwie, chłopskiej od wieków, rodziny Gryzona Roberta Pelicana czuje się, że nie były to słowa rzucone na alpejski wiatr.

I niech nikogo nie dziwi, że dostrzegłem związek pomiędzy serem i powidłami własnej produkcji a preambułą szwajcarskiej konstytucji. I tu i tu podstawową miarą życia pozostaje TRADYCJA!

Jean Jacques Ruso

Surrein, 7 czerwca 2015 r.

 

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758