Nowe Technologie i Medycyna
Like

Dr Jaśkowski: Pranie Mózgów w Służbie Zdrowia

08/01/2014
1407 Wyświetlenia
1 Komentarze
28 minut czytania
Dr Jaśkowski: Pranie Mózgów w Służbie Zdrowia

Przeprowadzone badania ankietowe wykazały, że ok. 75% lekarzy, którzy ukończyli studia w okresie ostatnich 10 lat, nie ma nic przeciwko podsuwaniu choremu oświadczenia o nieprowadzeniu reanimacji. I to by było na tyle. Aha, aż 56,8% emerytów w Polsce otrzymuje najniższe świadczenia w wysokości 1600 złotych brutto. W KRUS-ie świadczenie to wynosi 1054 zł. Aż 10% ludzi w województwie pomorskim w Polsce ma 5 złotych dziennie na utrzymanie, czyli ok. 1,5 dolara. A rząd wydaje publiczne pieniądze na ……….

0


Od 1772 roku w Polsce, system edukacji publicznej jest używany jako narzędzie indoktrynacji dzieci i młodzieży do akceptowania aktualnie obowiązującego systemu przekonań i norm zachowania uważanych za dopuszczalne przez starszych i mądrzejszych.

Jak podała ostatnio prasa, po wielkich prawie 15-letnich bojach niezawisły sąd łaskawie zezwolił na wyświetlanie filmu o manipulacjach psychologicznych w czasie szkoleń „firmy Amway”. Była to typowa cenzura prewencyjna, rzekomo w Polsce niestosowana.

W związku z tak odległym okresem sprawy, wypada podać parę zdań przypomnienia. W czasie gwałtownych przemian „rynkowych” w Polsce rozmaite firmy zagraniczne wchodziły ze sprzedażą bezpośrednią na rynek polski. Jak wiadomo w Polsce w poprzednich latach takiego obwoźnego handlu – domokrążców nie było. Tak więc firmy te przeprowadzały odpowiednie szkolenia sprzedawców. Szkolenia te były przeprowadzane przez doświadczonych lektorów i różniły się od do tej pory pojmowanej filozofii życia i handlu w Polsce. U nas towar powinien być tak dobry aby się sam sprzedawał. Na szkoleniach uczono natomiast wciskania towaru klientom za wszelką cenę. Reżyser Henryk Dederko pragnął przedstawić ten zakres prania mózgów.

Jak twierdzi H.Dederko: ”Film opowiada o technikach psychologicznych, które niszczą ludzką autonomię, powodują, że wielu dystrybutorów po zakończeniu pracy trafia pod opiekę psychologiczną.” Podobnie określił to dyrektor WFF Stefan Laudyn: „Przerażający film o praniu mózgów w korporacjach zajmujących się sprzedażą bezpośrednią”. Dyr WFF dodał: „Zaistniała sytuacja ma aspekt pozytywny – zwróciła uwagę na problem wolności słowa i swobody wypowiedzi artystycznej. Mam nadzieję, że zbliża się dzień, w którym będzie możliwa emisja „Witaj w życiu” – filmu który wszyscy powinniśmy zobaczyć.”

Generalnie film ani razu wg PT. Reżysera – nie wymienia nazwy firmy Amway. Nie mogę tego potwierdzić, ponieważ film nadal jest niedostępny publicznie. (Ale w prasie sprawa figuruje pod tym pojęciem.) Oczywiście tylko i wyłącznie dzięki niezawisłemu sadowi. Procesy trwały ok. 15 lat.

W filmie występują polscy pracownicy firmy, którzy opowiadają jak werbowali nowych dystrybutorów. Metody werbunku łudząco przypominają te do sekt.

Cała sprawa prania mózgu powstała w końcu lat 1940. Wywiad amerykański zauważył, że żołnierze wzięci do niewoli w wojnie koreańskiej dziwnie się zachowują. Rozpoczęły się badania i okazało się, że przechodzą oni tzw. pranie mózgów. W tej sytuacji powstał w ramach CIA, tajny projekt zwany MKULTRA. Projekt ten był tak tajny, że nawet prezydent USA o nim nie wiedział, przynajmniej oficjalnie. A w latach 70 zniszczono większość akt i dokumentów.

Jednakże ludzie, którzy w nim brali udział, po zakończeniu służby rządowej przeszli do cywila i zaczęli zakładać własne firmy. Nazywało się to szkoleniem dla menadżerów, szkoleniowców itd. Jedna z najstarszych takich szkół istnieje w Londynie. Zasady jakimi się posługiwali doskonale pokazuje film „Enya” – o eksperymentach w tajnej bazie rosyjskiej. W celu sprawdzenia swoich metod bardzo często posługiwano się nowo tworzonymi albo wręcz zakładanymi sektami. Tak np. słynna sekta Najwyższa Prawda, która przeprowadziła atak trującym gazem bojowym – sarinem w metrze w Tokio była prowadzona – szkolona w ośrodku KGB pod Moskwą. Podobnie było z inną sektą, która rzekomo w Gujanie popełniła masowe samobójstwo w roku 1978. Tylko tym razem to CIA ją kierowało. Podobno.

Innymi słowy, po rozpracowaniu sposobów indoktrynacji, zastosowano je w całej pełni w cywilnych sytuacjach.

Brałem udział w takim szkoleniu prowadzonym przez jeden z banków. Oczywiście incognito. Było to typowe pranie mózgów, ludzi nieprzygotowanych do sytuacji. Całość sprowadzała się do bardzo szybkiego mówienia z odpowiednią intonacją i wielokrotnego powtarzaniu kwestii istotnych dla danego problemu. W sumie był to bardzo prymitywny monolog osoby prowadzącej ze zręcznym pokazywaniem przeźroczy. Byle nie myśleć, to jest idea prowadzonego szkolenia. Uczestnik ma słuchać i zapamiętywać, a nie kojarzyć.

Jakież jest moje zdziwienie [tak prawdę powiedziawszy zupełnie bezpodstawne, ponieważ wiadomo, że w medycynie chodzi li tylko o pieniądze więc i metody muszą być kupieckie] kiedy to w Medycynie Praktycznej znajdujemy coraz częściej artykuły generalnie pt.: „Jak przekonać rodziców, którzy nie chcą szczepić dzieci”. Opisałem taki przypadek konferencji medycznych na których firmy handlujące szczepionkami prowadziły „szkolenia” dla samorządowców. Szkolenia te miały przekonać mandatariuszy publicznych pieniędzy do zakupu tych szczepionek. Co jak widać z prasy i ogłaszanych informacjach o tzw. bezpłatnych szczepieniach dla staruszków czy dzieci, opłaciło się tym firmom.

Najczęściej są to zresztą przedruki prac cudzoziemskich. Ostatnio właśnie taki przedruk otrzymaliśmy z Kanady. Istotne jest to, że jak to można zauważyć, takie handlowe szkolenia nie obrażają godności ani Izb Lekarskich ani Izb Pielęgniarskich. Zawsze zdawało mi się, że Służba Zdrowia to coś innego aniżeli handel bazarowy. Okazało się, że minęły dwie dekady „nowości”, po 1990 roku, i pracownicy służby zdrowia zamienili się w handlarzy. Nikomu nie przeszkadza i nikogo nie obraża organizowanie takich szkoleń pod płaszczykiem medycyny!

Jednak w związku z coraz liczniejszymi powikłaniami poszczepiennymi także rodzice w innych krajach starają się zabezpieczyć własne dzieci odmawiając ich trucia. Sprawa jest o tyle ciekawa, że mnie się wydawało?, iż w Kanadzie w odróżnieniu od państw środkowo europejskich, czyli byłych sowieckich, panuje jakieś prawo. Niestety po zapoznaniu się z artykułem stwierdzam, że panuje tam większa indoktrynacja aniżeli u nas.

Przechodząc do konkretów: praca o której piszę, ukazała się w „Medycynie Praktycznej” nr 3/2013i była tłumaczeniem pracy opublikowanej w „Canadian Paediatric Society. Pediatric Child Health” 2013, 18/265-267 przez Noni E.Macdonald i Jane C. Finlay.

Tak na marginesie myślałem, znając Szkotów głównie z książek historycznych co prawda, że przynależność do klanu MacDonaldów do czegoś zobowiązuje, okazało się jednak, że obecnie już nie. I tak Autorki zalecają stosowanie technik motywacyjnych, w rozmowach z rodzicami, przedstawiania ryzyka zachorowań na daną chorobę i oczywiście korzyści ze szczepienia. Czyli typowy marketing handlowy. Już pierwszy akapit omawianego tekstu dezinformuje: szczepienia przeciwko chorobom, którym można zapobiegać przez szczepienia? A jakie to są choroby? Niestety na wszelki wypadek PT Autorki nie podają ich nazw. Tak wiec nie można sprawdzić poprawności wypowiedzi.

Za dezorientację rodziców, jak twierdzą PT Autorki, odpowiadają rzekomi specjaliści. Innymi słowy: my – to jest namawiający, was – rodziców, do kupna towaru jakim są szczepionki jesteśmy specjalistami (chyba od handlu), a cała reszta to „rzekomi specjaliści”? Być może to prawda tylko z jakiej dziedziny są one specjalistkami? Po zapoznaniu się z tekstem jedyną dziedziną jaka się nasuwa to dezinformacja.

W Polsce uczono zawsze, że towar, który jest bardzo reklamowany, nie powinien być kupowany, musi posiadać istotne wady, która powoduje, że nie można go sprzedać bez reklamy.

Autorki twierdzą, że w pracy przedstawią wiarygodne dane o skuteczności szczepień. Ale praca nie zawiera ani jednego wykresu, tabeli, która by potwierdzała prawdziwość czy „wiarygodność” danych. Wręcz przeciwnie praca przypomina tzw. bełkot straganiarski.

Np. pomimo, że aż 17 niezależnych instytucji na całym świecie, przedstawiło dowody potwierdzające związek szczepionki MMR z autyzmem, autorki nadal oszukują swoich kolegów lekarzy twierdząc, że ”należy powiedzieć rodzicom, iż pierwotne zarzuty okazały się fałszywe” i dalej, „Artykuł dr A. Wakefielda okazał się oszustwem”. I to pomimo licznych wyroków sądowych uznających związek szczepień z autyzmem.

Trudno sobie wyobrazić nawet taki stopień bezczelności osób rzekomo składających przysięgę Hipokratesa. Pomimo tego, w następnym akapicie nadal posługują się pojęciem „uczciwości” i korzyściami wynikającymi ze szczepień. Niestety treść całkowicie przeczy pojęciu uczciwości przynajmniej w zrozumieniu cywilizacji łacińskiej. „W Kanadzie ryzyko zachorowania nieszczepionych dzieci jest małe” [zgoda] ale przecież istnieją samoloty (rakiety także). I zawsze z krajów niedźwiedzi można przecież przywieźć samolotem chorobę i co wtedy. Lepiej zabezpieczyć się”, twierdzą owe Panie. Wyraźnie widać, że wymienione Panie nie mają pojęcia o statystyce i rachunku prawdopodobieństwa. Z jakiego to rzekomo kraju miałyby przyjeżdżać te choroby? Znowu brak odpowiedzi.

Dalej ”rodzicom należy przypomnieć, że niezaszczepione dziecko na koklusz może zakazić, młodsze rodzeństwo, które nie było szczepione”. Kilka dezinformacji delikatnie mówiąc, w jednym zdaniu. Po pierwsze; jak wykazały to doświadczenia ostatnich lat, epidemie wybuchły właśnie wśród dzieci i młodzieży szczepionej w 95%. I tak np.: epidemia świnki wybuchła wśród ortodoksyjnych wspólnot żydowskich w stanach Zjednoczonych w 2009 i 2010 roku wśród dzieci, które było w 89% zaszczepione prawidłowo dwoma dawkami szczepionki i 8% zaszczepionych jedną dawką. Czyli wg teorii wakcynologów [wacca to po hiszpańsku krowa, a wiadomo, że tylko krowa nie zmienia zdania] populacja posiadała odporność stada. Oczywiście tak wygląda rzetelność informacji tych „naukowców”.

Epidemia odry w 2009 roku zachorowali lekarze szczepieni dwoma dawkami MMR. Wielka epidemia odry w Quebec w 1989 roku [Kanada!! ojczyzna naszych Autorek] pomimo zaszczepienia w 99% dzieci epidemia objęła 1363 dzieci. Epidemia odry w rezerwacie Blackfeet w Montanie w 1985 roku, 82% chorujących było prawidłowo zaszczepionych. Po drugie; właśnie po szczepieniu dziecko wydala z kałem przez ok. 6 tygodni wirusa i może zakazić wszystkich dookoła. Przez ok.4 tygodnie wydala wirusa z oddechem i także może zakazić wszystkich dokoła np. przez bezpośredni kontakt chociażby tzw. buzi. Czyli szczepiąc dziecko tworzymy rezerwuar wirusa, który może spowodować epidemię. To nie jest teoria. Tak było np. w czasie epidemii kokluszu w żydowskiej szkole w Nowym Jorku.

Kolejny dogmat niczym niepotwierdzony: „szczepionki są bezpieczne i skuteczne, a dzieci i ich rodziny, które nie poddadzą się szczepieniu są obarczone ryzykiem poważnej choroby”. Znowu ani jednego dowodu na prawdziwość przytoczonej tezy. Brak chociażby jednego przykładu choroby, której szczepionki mogą zapobiec. Ani jednej choroby tzw. dziecięcej, która jest ryzykowna dla zdrowia dziecka. Ani słowa o możliwości wystąpienia powikłań poszczepiennych. Po prostu ble, ble, ble…

Materiał jaki pojawił się w „Medycynie Praktycznej” pokazuje rozmiary dezinformacji. Oczywiście wydawnictwo jest finansowane przez GSK. Poniżej dalsze przykłady prania mózgów.

Kolejny akapit i kolejne dezinformacje o tzw. odporności stada. Udowodniono już wielokrotnie, że nic takiego nie istnieje. Jest to typowa fałszywa flaga banksterów. Ma ona na celu uzyskanie prostej informacji: ile jeszcze można wyciągnąć z głupiego, mniej wartościowego ludka, czyli, czy warto wydawać pieniądze na reklamę szczepionki w danym okręgu. Jeżeli wiemy, że bez specjalnego dodatkowego wysiłku zaszczepiliśmy np. 80% danej populacji, to pozostałe 20% np. ze 100 000 potencjalnych klientów, pomnożone przez 10 dolarów zysku ze szczepionki, daje nam całkiem ładną kwotę. Ale jeżeli zaszczepiono już ponad 90%, to kwota ta jest znacznie mniejsza i za dużo wydawać na reklamę nie warto, ponieważ się nie zwróci. I to cała historia pojęcia „odporność stada”. Dziwne, że taka prosta rzecz nie może dotrzeć do niektórych główek. Musisz sobie sam odpowiedzieć Szanowny Czytelniku, dlaczego.

Potem w tekście jest umieszczona tabela, jak należy punkt, po punkcie postępować z rodzicami i dzieckiem, aby udało się szczepionkę sprzedać. Punkt 4 tej instrukcji jest sprzeczny z ogólnymi zasadami podawania zastrzyków i grozi ciężkimi następstwami, w postaci powikłań. Autorki tej dezinformacji zalecają bowiem wykonywanie zastrzyków domięśniowych bez aspiracji. Grozi to, szczególnie u małych dzieci, podaniem iniekcji bezpośrednio do większego naczynia, a tym samym u dziecka, bezpośrednio do mózgu, ze wszelkimi negatywnymi następstwami. Wiadomo, że do 3 roku życia, bariera krew – mózg nie istnieje. Jak twierdzą wymienione Panie, „u dzieci do lat 4 należy głaskać skórę przed zastrzykiem” – typowe szachrajstwo. Odwracanie uwagi dziecka, aby potem dokonać wstrzyknięcia. Generalnie chodzi tu o odwrócenie uwagi rodzica, ponieważ sam zastrzyk – ukłucie, szybko ulega zapomnieniu u dziecka. Wiem to z praktyki.

Autorki twierdzą, że dziecku przeciwbólowo należy podawać paracetamol lub ibuprofen. To wskazuje, że Autorki mają poważne braki z farmakologii. Leki te należą do różnych grup. Paracetamol jest typowym lekiem przeciwbólowym. I jeszcze do lat 1990. w Polsce był zabroniony do podawania dzieciom. Ibuprofen natomiast należy do grupy niesterydowych leków przeciwzapalnych. Lek ten zmniejsza więc odpowiedź organizmu na czynnik powodujący zapalenie, jakim jest szczepionka. A przecież nam teoretycznie nie chodzi o zmniejszenie przeciwciał. Czyli typowe postępowanie przeciwne. Z jednej strony chcemy spowodować powstanie przeciwciał, a z drugiej podajemy lek, którego zadaniem jest zmniejszenie reakcji odpornościowej. Innymi słowy, zmniejszamy wytwarzanie przeciwciał. Poza tym, aby te leki były skuteczne, powinno się je podać na co najmniej godzinę przed ukłuciem. Autorki nie podały żadnej pracy, która by uzasadniała podawanie takich leków. Nie podały też żadnej pracy, wykonanej zgodnie z zasadami naukowymi, pokazującej jak wygląda wzrost przeciwciał na skutek takiego postępowania.

Kolejna dezinformacja. „Niewielu rodziców ma świadomość, że w Kanadzie istnieje odrębny system bezpieczeństwa szczepionek”. A w czym ma się rzekomo ten system objawiać? To przecież w Kanadzie udowodniono, że szczepienie przeciwko grypie powoduje w kolejnych latach cięższe zachorowania. A nasze PT Autorki zachęcają do szczepień dzieci wg zaleceń. Do tych zaleceń należy także szczepienie małych dzieci przeciwko grypie. Innymi więc słowy, zalecając szczepienia, produkują kolejnych pacjentów. Interes się kręci. Urzędnicy nie zauważyli też, że firma Baxter rozsyła szczepionki niezabezpieczone z żywymi wirusami. Podobnie zresztą jak w Polsce, Zakład Grypy p. prof. magister L. Brydak nie wstrzymał szczepionek, tylko zrobił to maleńki zakład w Czechach.

Zupełnie nie rozumiem zwrotu: „kategoryczne odmawianie szczepień przez rodziców może stanowić powód do frustracji u pracowników ochrony zdrowa”. Niby dlaczego? Od co najmniej 2000 lat lekarz jest doradcą chorego, a nie egzekutorem. O tym nawet w „dzikiej” Kanadzie powinni wiedzieć. No i oczywiście jedynym problemem, jakim zajmuje się kanadyjska pediatria, jest walka z bólem u dziecka po szczepieniu. Autorki przytaczają, że zatwierdzono nawet wytyczne, czyli po naszemu procedury urzędnicze, przez Canadian Paediatric Socjety, podobnie jak zalecenia Amerykańskiej Akademii Pediatrii. Czyli to jest jedyny i najważniejszy problem Pań Dokturek. No i oczywiście wg tych pań, podstawowym obowiązkiem lekarzy jest namawianie do szczepień. W tym kilkustronicowym artykule ani słowa o możliwości powikłań, ani słowa o przebiegu chorób. A miało być rzetelnie i prawdziwie!!!

Muszę w tym miejscu przytoczyć odpowiedni fragment Kodeksu Etyki Lekarskiej. Są one podobne na całym świecie, więc sądzę, że odpowiednie regulacje są znane także w Kanadzie. Otóż kodeks mówi wyraźnie: „Zdrowie chorego najwyższym prawem, czyli mechanizmy rynkowe, naciski urzędnicze i wymagania administracyjne, czy przepisy doraźne, nie zwalniają lekarza od przestrzegania tej zasady”.

Lekarz jest na usługach konkretnego człowieka, a nie instytucji [w Polsce od ok. 20 lat to się diametralnie zmieniło]. Działanie lekarza polega na domniemanej umowie cywilno-prawnej. Wg kodeksu, celem medycyny nigdy nie może się stać:

„- działanie dążące do bezpośredniego uśmiercenia człowieka,

– zaniechanie leczenia,

– zaniechanie opieki nad chorym,

– udział w torturach,

– przedkładanie celów naukowych, ekonomicznych, czy politycznych, ponad dobro pacjenta, np. szkodliwe eksperymenty na pacjencie.”[1]

A przecież wymienione Panie i nie tylko, podają zdrowym dzieciom środki, których działanie nigdy nie zostało udowodnione, a potencjalne i obserwowane uszkodzenia zdrowia w formie powikłań i śmierci są notowane. Czyli jednoznacznie można powiedzieć, że wymieniony artykuł spełnia wszelkie zasady typowego prania mózgu, a nie pracy naukowej medycznej. Tak więc samo jego drukowanie nie leży w interesie Służby Zdrowia. Musisz sobie sam Szanowny Czytelniku odpowiedzieć na pytanie, dlaczego jest to robione.

I teraz możemy przejść do Krajowego rynku sprzedaży szczepionek. Jak donosi prasa, już rozpoczęły się szkolenia pod generalnym tytułem: „Jak manipulować rodzicami i wymuszać na nich szczepienia dzieci”, „Szczepienia dzieci: specjalne szkolenia zawodowe dla pielęgniarek, lekarzy i położnych”.

Koncern farmakologiczny GlaxoSmithKline zorganizował w Kaliszu spotkanie dla pielęgniarek i położnych, by nauczyć je rozmów z rodzicami na temat szczepień. Sprawdziliśmy jak wygląda takie „szkolenie”. Tyle cytaty.

Jak podaje autor tekstu z Życia Kalisza, szkolenie było prowadzone pod hasłem: „BYLE NIE MYŚLEĆ” czyli typowe MKULTRA w wydaniu cywilnym.

Autor publikacji stwierdza jednoznacznie, że szkolenie było prowadzone na wysokim poziomie dezinformacji. Po kilkudziesięciu minutach pielęgniarki reagowały dokładnie tak, jak zaplanował rozmówca. Tym świetnym gwiazdorem był dr Ernest Kuchar, nomen omen z Wrocławia.

Musimy się liczyć z tym, że tego rodzaju szkolenia będą prowadzone w całym kraju, chociażby z tego powodu, że np. koncern Sanofi Pasteur, podobno największy na świecie producent szczepionek, jest w obliczu poważnych problemów finansowych. Ostatnio ogłosił w trzecim kwartale spadek o 1,8 miliardów dolarów ze sprzedaży szczepionek.

Jednak rodziców najbardziej powinien zainteresować list ostrzegawczy FDA. W piśmie tym FDA podał obawy o jakość produktów – szczepionek firmy, w tym obecność zanieczyszczeń i pleśni. Firma jest także oskarżana o olbrzymie przekupstwo lekarzy.

Konkretnie FDA zarzuca firmie:

„- nie udało się ustalić dokładności, czułości, swoistości i powtarzalności metod badawczych stosowanych przez Sanofi,

– nie udało się zapewnić odpowiednich warunków monitorowania środowiska,

– nie udało się zapewnić odpowiedniego systemu czyszczenia i dezynfekcji aseptycznych obszarów produkcji oraz sprzętu,

– nie udało się utrzymać budynków w odpowiednim stanie technicznym,

– nie udało się potwierdzić skuteczności środków dezynfekcyjnych”.

I tak dalej, 24 istotne uwagi.

Nawiązując do pierwszego kanadyjskiego teksu cytowanych Autorek, w raporcie FDA mowa była o fabryce w Kanadzie. To tak na marginesie rzetelności Autorek. Odbyło się to po tym, jak cztery partie szczepionki przeciwko gruźlicy z kanadyjskiej firmy zostały wycofane. W 2010 roku rząd Australii zachęcał rodziców do szczepień przeciwko grypie, ale szybko wycofał się z tego po, otrzymaniu informacji o występowaniu u szczepionych dzieci napadów drgawek, wymiotów i wysokiej temperatury. Szczepionki zostały wycofane z obiegu. W 2011 roku czwórka dzieci umiera w Japonii, po otrzymaniu szczepionek Sanofil i Pfizer Vaccines. Ministerstwo zdrowia zawiesza stosowanie szczepionek tych firm. W Chinach Sanofil stosował znaną azjatycką metodę bakczyszu dla lekarzy, w wysokości 280 000 dolarów. Robił to pod szyldem grantów badawczych. W 2010 roku FDA podał także przykład braku przestrzegania procedur mających na celu zapobieganie skażeniom mikrobiologicznym w zakładzie we Francji!

I mamy kolejne pytanie. Jeżeli te szczepionki są takie dobre, skuteczne i same naj, naj, naj, to dlaczego firmy muszą stosować przekupstwo w namawianiu lekarzy do przepisywania tych preparatów?

Autor: dr Jerzy Jaśkowski
Kontakt do autora: jjaskow@wp.pl
Źródło: PrisonPlanet.pl

POSTSCRIPTUM

1. W tej sytuacji nie dziwi doniesienie PAP z 26 listopada 2013 r. pt. „Co drugie dziecko nieślubne? Są już w Polsce miejsca, gdzie tak jest”. „Lekarzy kształci się w eugenice” – 2012.09.25 Marucha. „Belgia legalizuje eutanazję dla niemowląt i starszych dzieci” – jak podaje p. M. Korzekowa (Warszawa 25.11.2013), w Belgii w 2003 roku było 235 przypadków eutanazji, a w 2012 już 1432 (za portal Pch 24), ale jak się okazuje, ok. 47% przypadków nie jest rejestrowanych. W tej liczbie 32% to uśmiercanie na życzenie.

2. Przeprowadzone badania ankietowe wykazały, że ok. 75% lekarzy, którzy ukończyli studia w okresie ostatnich 10 lat, nie ma nic przeciwko podsuwaniu choremu oświadczenia o nieprowadzeniu reanimacji. I to by było na tyle. Aha, aż 56,8% emerytów w Polsce otrzymuje najniższe świadczenia w wysokości 1600 złotych brutto. W KRUS-ie świadczenie to wynosi 1054 zł. Aż 10% ludzi w województwie pomorskim w Polsce ma 5 złotych dziennie na utrzymanie, czyli ok. 1,5 dolara. A rząd wydaje publiczne pieniądze na ……….

PRZYPIS

[1] Za: Andrzej Muszala, Międzynarodowy Instytut Bioetyki, Uniwersytet Papieski Jana Pawła II, Kraków.

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

Jeden komentarz

  1. Pingback: Odra. Edukować – kogo w pierwszej kolejności? | POLScott24

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758