POLSKA
Like

To dla Ciebie, tato…

15/05/2014
1189 Wyświetlenia
7 Komentarze
22 minut czytania
To dla Ciebie, tato…

Od redakcji!

Opowiadanie dziennikarza obywatelskiego „3obiegu” Kajetana Rysiewicza, ucznia XLIX Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie im. Johanna Wolfganga Goethego, otrzymało w marcu 2014 roku wyróżnienie w mokotowskiej edycji konkursu historycznego „Katyń – Prawda i Pamięć”, zorganizowanego dla upamiętnienia 74. rocznicy zbrodni katyńskiej. Z wielką satysfakcją przedstawiamy naszym Czytelnikom ten znakomity i wzruszający tekst. Organizatorami konkursu byli: NSZZ Solidarność Mazowsze, Dzielnica Mokotów M. ST. Warszawy i Młodzieżowy Dom Kultury „Mokotów”.

0


Wincenty Wołk był oficerem Wojska Polskiego. W II Rzeczpospolitej wykładał w Wołyńskiej i Mazowieckiej Szkole Podchorążych Rezerwy Artylerii im. Marcina Kątskiego w Zambrowie. Wraz z wieloma tysiącami innych polskich żołnierzy przebywał właśnie w obozie w Kozielsku. Był mroźny koniec marca 1940 roku. Wincenty siedział na twardej obozowej pryczy. Przez głowę oficera przelatywały całe stada czarnych myśli. Przecież jeszcze kilka miesięcy temu wraz z tyloma towarzyszami broni stanął w obronie ojczyzny. Analizując bieg wydarzeń, Wincenty nie miał złudzeń; w kampanii wrześniowej Polska nie miała żadnych szans. 1 września 1939 roku na Polskę uderzyły od zachodu oddziały niemieckie, a 17 września Armia Czerwona. Czwarty rozbiór Polski. Ojczyzny broniliśmy dzielnie, myślał Wincenty; jednak krótko i w końcu przyszedł czas klęski a potem niewola. Sowieci dopadli Wincentego Wołka we Włodzimierzu Wołyńskim. Szeregowców zwalniano do domów, ale oficerów aresztowano. W końcu przepędzono ich w nieznanym tymczasem kierunku. Pamiętał bardzo dobrze podróż do obozu w miejscowości Gorodok, podczas której wielu jego przyjaciół umarło z głodu i wyczerpania. On sam też był na skraju wycieńczenia; i gdyby nie myśli o najważniejszej dla niego rodzinie, nigdy by tego nie przetrwał. Z Gorodoka przewieziono Polaków do Kozielska. Co jakiś czas kolejni koledzy byli wywoływani przez enkawudzistów. Niektórzy łudzili się, że wychodzą na wolność, że wreszcie wrócą do rodzin. Wołk podejrzewał jednak, że coś tutaj może być nie tak. Z głębokiego zamyślenia wyrwał go stukot wojskowych butów. Wincenty podniósł wzrok. Przy drzwiach stał Rosjanin i wyczytywał kolejne nazwiska jeńców. Nie zostało ich już tutaj wielu – najwyżej na kilka transportów.

– Wołk Wincenty! – wychrypiał sowiet, a oficer podniósł się z pryczy. Poczuł na sobie wiele spojrzeń. Ruszył w kierunku wyjścia. Koledzy poklepywali go po ramionach na pożegnanie. Wolno wyszedł z obozowego baraku na świeże powietrze.

xxx

Kwiecień 2007 roku, gabinet szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

– Panie ministrze! Ważna sprawa!

– Pani Aniu proszę mi tutaj nie krzyczeć, bo nie ma powodu. Kawkę bym poprosił.

– Oczywiście, już podaję, ale mamy ważny telefon.

– A kto to taki?

– Wiceminister Spraw Zagranicznych Kowal na linii, panie ministrze.

– Połącz mnie z nim.

Szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Mariusz Błaszczak czekał kilka sekund. W słuchawce odezwał się znajomy głos.

– Witaj Mariuszu.

– Witaj Pawle, co słychać?

– Dzwonię w pewnej sprawie. Złożyłem obietnice i nie bardzo teraz wiem, jak się z niej wywiązać.

– Ach, Pawle, jeśli leży to tylko w moich kompetencjach, postaram się pomóc.

– Mariusz, słuchaj. Jest taka kobieta…

– Oj, jest ich wiele, Pawle. Wiele…

– Mariusz, nie pora teraz na żarty. Jest taka kobieta w Polsce, której ojciec został zamordowany w Katyniu…

Twarz szefa Kancelarii Premiera od razu diametralnie się zmieniła. Zniknął gdzieś uśmiech, ale nie przerywał swojemu koledze z partii.

– No i wyobraź sobie, że ona wojuje z władzami rosyjskim w tej sprawie już od kilku lat. Ściślej mówiąc, żąda od Rosji rehabilitacji prawnej ofiar i żeby Rosja przyznała się oficjalnie, przed całym światem, że dokonała bezprawnego mordu na polskich oficerach. Żąda także odtajnienia wszystkich dokumentów zbrodni katyńskiej i nieznanych dotąd: tzw. listy ukraińskiej i białoruskiej. Od lat występuje także o sprowadzenie szczątków ojca do Polski. Niestety, niewiele na razie zdziałała.

– A jaka jest Pawle twoja rola w tej historii?

– Mariusz, chodzi o pieniądze. Potrzeba trochę szmalu na dalsze prowadzenie tej sprawy przed rosyjskim sądem. Bo nawet, jeśli ją przegra, to wtedy złoży skargę przeciwko Rosji do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu i może w końcu uznają Rosję za winną temu wszystkiemu, co stało się w Katyniu, Charkowie i Starobielsku.

– No i coś ty jej Pawle naopowiadał? – wycedził przez zaciśnięte zęby szef KPRM, choć już doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

– Noo… powiedziałem, że na pewno kancelaria premiera pomoże…. Zasponsoruje proces w Moskwie…

– Paweł, czy ty zwariowałeś? A z czego premie będą wypłacane, jeśli wydamy pieniądze na Katyń? Poza tym, to niewygodna sprawa. Jak się dowiedzą w Rosji, że Rodziny Katyńskie są finansowane…

– Ona nie działa poprzez Stowarzyszenie Rodzin Katyńskich, już od jakiegoś czasu, tylko na własną rękę.

– No to jeszcze gorzej, Paweł, czy ty tego nie widzisz? Chłopie, zrobi się z tego smród, jak się ktoś dowie, że kancelaria premiera polskiego rządu finansuje jakąś obłąkaną babę wojującą z ruskim wymiarem sprawiedliwości. I sam jeszcze byś na tym ucierpiał. Loty do Rosji też kosztują, a trochę musiałbyś to odkręcać.

– Słuchaj, Mariusz to naprawdę ważna sprawa. Dostałaby zastrzyk gotówki i sprawa ląduje w Strasburgu. Przynajmniej zobaczyliby, że Polska obok zbrodni wojennych nie przechodzi obojętnie…

– To ty mnie teraz Pawełku posłuchaj. Znam cię nie od dziś i wiem, że jak się na coś napalisz to nie ma na ciebie siły. Jednak tej sprawy ze mną nie załatwisz. Ile ona w ogóle chce tych pieniędzy?

– 26 tysięcy złotych.

– Chłopie! Czy ty słyszysz, o czym mówisz? To nie wchodzi w grę.

– Ale…

– Żadnych „ale” Pawełku, żadnych „ale”. Powiedz jej, że wszystko ze mną załatwiłeś, a jak ja dostanę jakieś pismo z prośbami, to od razu je odrzucam. Może KPRM trochę na tym ucierpi, ale zawsze lepiej kilka niepochlebnych artykułów w szmatławcach, niż strata dużych pieniędzy. Te 26 tysięcy, to tylko początek. Do usranej śmierci byśmy ją finansowali. Bez odbioru Pawełku, zobaczymy się niedługo na bankiecie w Wilanowie.

– Ale Mariusz…

– Bez odbioru Paweł. Nie ma szans.

Szef KPRM odłożył słuchawkę, wyciągnął się na skórzanym obrotowym krześle i zapalił papierosa. W tym samym momencie weszła sekretarka, niosąc poranną kawę.

Podobna rozmowa powtórzyła się dwa miesiące później. I tym razem wiceministrowi spraw zagranicznych nic nie udało się zdziałać. Było mu przykro, bo z tonu pani Witomiły Wołk-Jezierskiej, starszej Pani mieszkającej na warszawskim Nowym Mieście, bo to właśnie ona rzuciła wielkiej Rosji wyzwanie w sprawie Katania, nawet głupiec by wywnioskował, jak ważna jest ta sprawa. Niestety – jego partyjny kolega Mariusz, był nieugięty i dwa razy odrzucił prośbę o wsparcie finansowe dla pani Witomiły. Paweł już wiedział, że w tej sytuacji nie może nic zrobić.

xxx

Wincenty Wołk znajdował się w pociągu. On i jego współwięźniowie przewożeni byli bydlęcymi wagonami w niewiadomym kierunku. Wyruszyli z Kozielska 1,5 godziny temu, a droga wlokła się w nieskończoność. Porucznik Wołk nie znał współwięźniów przebywających razem z nim w „przedziale”. Był ciekaw, w których barakach w Kozielsku mieszkali, choć teraz nie miało to właściwie żadnego znaczenia. Zresztą nie było nastroju, by nawiązać z kimkolwiek kontakt. Na twarzach wszystkich 11 więźniów malował się strach a właściwie przerażenie.

– Matnia… – pomyślał Wincenty i jeszcze raz spojrzał na współwięźniów. Chwilę później oddał się rozmyślaniom, gdzie teraz są i dokąd jadą. Jakby w odpowiedzi, w tym samym momencie odczytał wyryty czymś ostrym napis „Gniezdowo” na drewnianej ścianie wagonu.

xxx

W dużym, ciemnym pokoju stał włączony plazmowy telewizor. Pokazywano właśnie jedną z pierwszych informacji w wiadomościach. Przed telewizorem siedziało dwóch mężczyzn.

-Strasburg, 21 października 2013 roku, witam państwa – oznajmił reporter jednej ze znanych stacji telewizyjnych – Dzisiaj ostatecznie zakończyła się batalia pomiędzy rodzinami katyńskimi i państwem rosyjskim o osądzenie zbrodni katyńskiej. Trybunał w Strasburgu nie uznał najważniejszych zarzutów krewnych ofiar NKWD wobec Rosji i nie zdecydował się na ocenę rosyjskiego śledztwa katyńskiego. Sędziowie uznali wprawdzie, że Rosja nie współpracowała należycie z Trybunałem, ale orzekli, iż nie potraktowała krewnych pomordowanych polskich oficerów w sposób nieludzki. A taki zarzut uznano w Strasburgu w kwietniu 2012 roku. Jest z nami pani Witomiła Wołk-Jezierska, córka jednego z zamordowanych polskich oficerów. Jak pani skomentuje orzeczenie Trybunału?

– Jesteśmy rozczarowani. Nasze racje, także te moralne, nie miały w tym procesie, jak się okazało, żadnego znaczenia. Jestem rozczarowana! Więcej, dla mnie takie orzeczenie, to katastrofa!

W pokoju jeden z mężczyzn chwycił pilot telewizora do ręki i nacisnął przycisk wyciszania fonii.

– Ile można? Oni wciąż mówią to samo. Zbrodnie, nie zbrodnie, co to za różnica? Wszystko wydarzyło się ponad 70 lat temu. Przyszłością się zajmijcie, a nie grzebaniem w grobach.

– Niech się cieszą, że im to uznali za zbrodnię wojenną. I tylko i wyłącznie dlatego, że się zbyt chłopaki nie przyłożyli. Gdzieniegdzie na pewno głowy polecą.

– Myślisz? Te wszystkie rodziny już tak pompowały ten balonik katyński, że w końcu musiało coś pęknąć. Mogli nie mieć szans…

– Zresztą, nas to nie interesuje. Niedługo i tak przestaną o tym mówić, sprawa przyschnie. W końcu za to nam płacą. Wyciszamy niewygodne informacje i rząd ma lepszy „pijar”.

– W sumie racja, ale zobacz ile szmalu idzie na to wszystko. Ruscy mają dobrze. Tam krótka piłka, mówisz za dużo, to idziesz do piachu, a w najlepszym przypadku do pierdla. A u nas rzadko możesz tak załatwić sprawę, żeby się nikt nie domyślił. Tutaj większą rolę odgrywa szmal. A jak szmal jest w grze, to trudno czasem sprawę wyciszyć. Przecież tych mediów   dzisiaj w Strasburgu wcale nie powinno być.

– Dobra, ale my swoje zrobiliśmy. Polejesz?

Jeden z mężczyzn odkorkował butelkę whisky i napełnił szklanki. Mężczyźni wznieśli toast.

– I żeby Katyń na zawsze pozostał w cieniu. Na zdrowie…

xxx

Więźniowie wysiedli z pociągu na stacji Gniezdowo. Na miejscu sowieccy żołnierze zaczęli przeprowadzać dość szczegółową rewizję. Polscy jeńcy zmuszeni zostali do oddania takich przedmiotów, jak zegarki i inne rzeczy osobiste. Kiedy rewizji poddano Wincentego, znaleziono przy nim różaniec. Był w rodzinie Wołków od pokoleń. Porucznik pomyślał, że zostanie mu zabrany, ale mylił się. Rewidujący go enkawudzista popatrzył tylko z pobłażliwym uśmiechem na Polaka i kiwnął głową w stronę placu. Żołnierze Armii Czerwonej kazali przejść Wincentemu do stojącej nieopodal ciężarówki.

– Mówią, że będą nas wywozić do pracy – zagadał jeden polski żołnierz drugiego.

– Oby później puścili… – odpowiedział tamten.

Po chwili pierwsza ciężarówka ruszyła, a na jej miejsce podjechała następna. Kolejka jeńców powoli się zmniejszała. Wincenty był jedną z niewielu osób, która przeczuwała, co czeka wszystkich zgromadzonych na placu przy małej stacji kolejowej Gniezdowo.

xxx

„My sukcesorzy prawni zamordowanych w Katyniu, Charkowie i Twerze – grono Polaków, które wykazało odwagę skarżyć Rosję przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu w związku ze zbrodnią wymordowania blisko 22 000 obywateli Polskich…” – tak brzmiał początek apelu i listu otwartego do Prezydenta RP w sprawie Katynia. Podpisało go wielu członków rodzin zamordowanych w Katyniu. W apelu był wniosek do Prezydenta o upomnienie się o dokumenty katyńskie w Rosji. Wiedział, że w tym przypadku jest to zabieg czysto „marketingowy”. Znał Rosjan jak zły szeląg i wiedział, że nie przeproszą za zbrodnie popełnione na Polakach i nie oddadzą wszystkich akt tej sprawy. Mowa już była o tym dużo wcześniej. Wtedy dyskutował ze swoim jeszcze niedawnym partnerem politycznym, premierem RP. Bardzo dobrze zapamiętał krótki dialog:

– Donald, słuchaj. Po co ja mam dopraszać się o te dokumenty, skoro wszyscy wiedzą, że ruscy i tak ich nie wydadzą?

– Bronek, przepraszam, Panie Prezydencie, nie możesz myśleć krótkodystansowo. Jak nie zapytasz, będą mieli powód, by się czepiać. Zapytasz, nie będzie problemu. Dlatego zrób to dla dobrego wizerunku i już. Przecież nic cię to nie kosztuje, a Radek z Ławrowem załatwi wszystko jak potrzeba. W porządku?

Pomimo tego, że premier nie był już mu tak bliski jak kiedyś, najczęściej słuchał jego rad, co w większości przypadków przynosiło korzyści. Media głównego nurtu nie będą oczywiście miały obiekcji. Wszystko będzie w porządku.

xxx

Wincenty w końcu wsiadł do jednej z ciężarówek wraz z kilkoma innymi więźniami. Po chwili pojazdem szarpnęło i ruszyli w głąb lasu. Jechali około 20 minut, by w końcu zatrzymać się na jakiejś polanie. Siedział w pierwszej ciężarówce, która wtoczyła się między drzewa. Pojazd zatrzymał się i szybko wyprowadzono jedną osobę. Chwilę później dało się słyszeć suchy huk wystrzału. I dopiero teraz więźniowie zdali sobie sprawę, w jak dramatycznej znaleźli się sytuacji.

W ciężarówce słychać było już tylko ciche modlitwy. Niektórzy wyjęli różańce. Na Rosjanach nie robiło to żadnego wrażenia. Co jakiś czas padał kolejny strzał…

W końcu z ciężarówki oprawcy wywlekli porucznika Wołka. Oficer stanął przed Rosjanami. Poczuł, jak ktoś krępuje mu sznurem ręce a sznur oplata także jego szyję. Zakaszlał raz czy dwa. Na jego głowę zarzucono cuchnący worek, potem popchnięto go do przodu. Bezsilnie upadł na kolana. Próbował wyobrazić sobie córeczkę, której nie dane mu było poznać, bo urodziła się, gdy on był już w obozie w Kozielsku. Za sobą usłyszał trzask przeładowanej broni.

To był koniec.

xxx

Pani Witomiła Wołk-Jezierska siedziała na krześle, czekając na rozpoczęcie kolejnej rozprawy w Europejskim Trybunale Praw Człowieka. Za chwilę miała rozpocząć się ostatnia odsłona procesu w sprawie zbrodni katyńskiej.

Chwilę później kobiecy głos zaprosił po angielsku do wejścia na salę.

– „To dla Ciebie, tato” – pomyślała starsza pani i żwawym krokiem weszła na salę sądową.

 

EPILOG

„16 kwietnia 2012 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł, że Witomiła Wołk-Jezierska, córka porucznika Wojska Polskiego Wincentego Wołka nie została przez Rosję potraktowana w sposób nieludzki i poniżający, bo skoro nie poznała ojca i nie nawiązała z nim wystarczająco silnych więzi, nie cierpiała tak samo jak starsi od niej krewni zamordowanych oficerów”.

„21 października 2013 roku Wielka Izba Trybunału w ostatecznym werdykcie stwierdziła, że sędziowie nie mogą ocenić rosyjskiego śledztwa katyńskiego. Do zbrodni na Polakach doszło bowiem nie tylko zanim Rosja związała się Europejską Konwencją Praw Człowieka, na podstawie której w Strasburgu zapadają wyroki. W 1940 roku nie było jeszcze nawet owej konwencji, nie istniał też sam Trybunał”.

(„Gazeta Polska”, 15 stycznia 2014 r., s. 28)

Opowiadanie zostało oparte na wydarzeniach autentycznych. Wszelkie podobieństwo do osób występujących w opowiadaniu jest absolutnie nieprzypadkowe. Natomiast dialogi i niektóre opisane sytuacje stanowią tylko wytwór wyobraźni autora.

Składam serdeczne podziękowanie Pani Witomile Wołk-Jezierskiej, która opowiedziała mi katyńską epopeję swojej rodziny.

Kajetan Rysiewicz

Warszawa, 27 stycznia 2014 roku

 

Kajetan Rysiewicz

Klasa I b

XLIX Liceum Ogólnokształcące i. J.W. Goethego

0

Ryszard Mocot

11 publikacje
10 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758