Artykuły redakcyjne
1

Ślamazarność Tachionów, czyli miejsce Boga w Fizyce

05/04/2014
1750 Wyświetlenia
23 Komentarze
21 minut czytania
Ślamazarność Tachionów, czyli miejsce Boga w Fizyce

Ten mój tekst, wcale już nie młody ale nie istniejący w przestrzeni publicznej można nazwać zabawą w Ogólną Teorię Wycinka. Istniejącą po to byśmy zrozumieli, że bardziej możemy być ułomni w percepcji rzeczywistości niż nam się wydaje. Zanim przeczytacie ten tekst wyobraźcie sobie na moment, że czas nie jest liniowy, że jest ziarnisty. Albo nie, wyobraźmy sobie, że tak jak wszechświat składa się z nieskończenie małych gluonów, bozonów, kwarków, mionów itd pomiędzy którymi istnieją wielkie puste przestrzenie (co nie przeszkadza oddziaływaniom silnym) tak czas składa się z kolejnych klatek naszej rzeczywistości, niesłychanie krótkich, między którymi są wielkie przestrzenie o których nic nie wiemy. Ten film przesuwa się tylko w jedną stronę i z prędkością C. Albo – zależy od punktu odniesienie – jakiś ładunek, oddziaływanie pomiędzy kolejnymi nośnikami czasu przeskakuje z punktu do punktu z prędkością C (Zjawisko Falowe). Dlaczego C? Bo gdy się poruszamy z taką prędkością czas przestaje płynąć. Tak jakbyśmy zasuwali pod prąd tej rzeki i siedzieli dzięki temu w jednym ziarenku, widząc jedną klatkę tego filmu życia. By poruszać się szybciej zabraknie nam energii, bo już utrzymanie się w klatce absorbuje jej nieskończoną ilość. Ale ale. Pomiędzy ziarenkami jest COŚ, nie wiadomo co. Coś co czasem oddziaływuje jakoś na nasze ziarenka czasu. Na przykład jakaś wielka masa, albo wielka siła, tak wielkie że wypaczają obrazy w naszych klatkach filmowych. Kto wie, może tą fluktuację, obserwujemy jako ciemną materię? I tu zmierzam do dwóch wniosków: a co, jeśli istnieją cząstki w naszym świecie zasilane tą wielką energią z pomiędzy naszego czasu dzięki czemu, tak wielką, że mogą biec o wiele większą szybkością niż C? Ba, może nawet C x C albo C do potęgi C. Jak dla nich będzie płynął czas? Jak wyglądał nasz świat? A może kolejne ziarenka czasu dla nich to takie nasze Wielkie Wybuchy? No i co z tym wszystkim pomiędzy ziarenkami? Jak możemy opisać tę materię, energię, przestrzeń, jeśli nie mieści się w naszym czasie? A co jeśli tam jest cały inny świat lub ziarenka innych światów/czasów? Co z ich opisem? Ich fizyką? Jak mali przy tym się okazujemy i jak mało widzimy?

0


Rozgrzani? To zejdźmy poziom niżej, bo żeby moja Teoria Wycinka była teorią Ogólną, musi działać na swój sposób także obrębie naszego, bez względu na kierunek jego wektora. Zacznijmy więc od tych cząsteczek, dziwnych cząsteczek biegnących pod prąd fali. Mają one swoją nazwę.

Tachiony (z greckiego ταχύςtachýs – szybki, prędki) są hipotetycznymi cząstkami elementarnymi, które poruszają się z prędkością większą niż prędkość światła. Jeżeli tachiony istnieją to muszą mieć paradoksalne dla nas właściwości:

– bariera prędkości światła jest dla nich również nieprzekraczalna jak dla zwykłych cząstek, tyle że „w dół”

– poruszają się w czasie wstecz tzn. „przybywają z przyszłości”

– ich masa jest wyrażona przez liczbę urojoną – lecz nie wiadomo, czy taka masa ma jakikolwiek sens fizyczny

tachiony

Tachiony nazywamy cząstkami hipotetycznymi co jest zachowaniem „badawczym” charakterystycznym dla rodzaju ludzkiego. Emanacją naszej nieskończonej megalomanii jest bowiem to, że powątpiewamy lub negujemy wszystko czego nie potrafimy zmierzyć, stwierdzić bądź nam się nie mieści w głowie. Nawet jeśli jest to sprzeczne z elementarnym zdrowym rozsądkiem. Po prostu, w takich przypadkach zdrowy rozsądek zastępujemy rozsądkiem realnym. Przy czym, przechodzimy do porządku dziennego nad faktem, że ani nie umiemy zdefiniować „rozsądku’ ani „realności”.

Poniżej chciałbym przybliżyć moja refleksję na temat Fizyki rodzaju ludzkiego, tej tylko działającej w naszym czasie i podpowiedzi na temat jej miejsca we wszechświecie oraz obecności Boga w tej fizyce. Podpowiedzi jaką powinniśmy wysnuć nie z niesłychanej prędkości ale ze ślamazarności tachionów. Wszak to tylko zmiana punktu odniesienia.

Szczególna Teoria Wycinka,

naszego wycinka.

Obserwująca stuletnią dyskusje fizyków na temat korelacji pomiędzy Teorią Względności i Teorią Kwantową zauważyłem, że spierający się uczeni przyjęli za aksjomat, że ograniczenia Wszechświata są zbieżne z ludzkimi ograniczeniami badawczymi.

Fizyka współczesna bada cały wachlarz bytów od cząstek elementarnych, aż po granice znanego/wyobrażanego kosmosu. Fizyka bada zachowania tych bytów od temperatury zera bezwzględnego do temperatury plazmy liczonej w milionach stopni. Te zachowania umieszczone są w czasie od Big Bangu do bliżej nieokreślonej przyszłości. Do badania używamy naszych umysłów, które funkcjonują dzięki mózgowi napędzanemu przez ciąg zer i jedynek podawanych jako istnienie impulsu lub jego brak. Bitowość tego narzędzia implikuje zarówno funkcjonowanie narzędzi pomiarowych (od zmysłów po zegary atomowe) jak i zasady logiczne, na podstawie których formułujemy dowody. Cała nasza logika bowiem to także dwubiegunowa wypadkowa stanów prawdziwych i fałszywych. To ta logika właśnie jest matką zarówno Teorii Względności, która ogranicza nasze badanie świata pomiędzy stanem spoczynku a „graniczną” prędkością światła i która nie zgadza się z Teorią Kwantową.

Jak widać żyjemy w świecie pełnym ograniczeń. Ograniczeń tak dla nas oczywistych, że aż przestajemy zadawać pytania o miejsca poza tymi granicami. Ograniczeń w ramach których uzurpujemy sobie prawo do wnioskowania na temat istoty całego Uniwersum i wszystkich zasad nim rządzących. Pełna akceptacja własnych ograniczeń pomylona na dobre z ograniczeniami Świata nie przeszkadza nam w podejmowaniu prób unifikacji obydwu pokłóconych Teorii w jedną Teorię Wszystkiego.

To już nawet nie megalomania ludzka, to zwykła głupota ludzi dorosłych sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem. Rozsądkiem, którego powinniśmy się uczyć chociażby od dzieci.

Sam pamiętam, ze gdy byłem małym, dosyć bystrym chłopcem (ale też bez przesady) to zadawałem na okrągło tak zwane „głupie pytania”:

– Co by się stało gdybym poleciał z prędkością milion kilometrów na sekundę?

  • Nie da się – odpowiadał wykształcony dorosły – najszybsza możliwa prędkość to prędkość światła czyli około 300 tysięcy kilometrów na sekundę.

  • No ale gdyby? Pani w szkole mówi, że prosta jest nieskończona, to dlaczego prędkość skończona być musi?

  • Bo tak mówi Teoria Względności.

  • A co by się stało gdybym pomniejszał się w nieskończoność?

  • Byłbyś wielkości atomu, albo cząsteczek elementarnych z których się składa ten atom.

  • A jakbym pomniejszał się dalej, że cząsteczki te byłyby dla mnie jak Kula Ziemska?

  • Nie da się bardziej pomniejszyć.

  • No dobrze, a co by się stało gdybym, taki pomniejszony się cofnął w czasie w nieskończoność?

  • Nie da się. Możesz się cofnąć tylko do Wielkiego Wybuchu o jakieś 18 miliardów lat.

  • A ja bym chciał się cofnąć o 20 miliardów.

  • Nie da się.

Tym sposobem dziecko zaczyna przyjmować za pewnik, że jego zdrowy rozsądek, który mu podpowiada, że nieskończoność to taka liczba przy której każda inna wymierna (czy 300 tysięcy, czy 18 miliardów) to wartość nieskończenie mała – nie działa w rzeczywistości i że zadawanie pewnych pytań to zwykła głupota. Bo pewne stany są „nierealne”.

Czy jednak tak jest naprawdę?

Czy ograniczając swoje myślenie (i tak przecież ograniczone dualistyczną logiką) tylko do niewielkiego wycinka rzeczywistości nie stawiamy się w sytuacji mieszkańców jądra Ziemi, którzy choć bardzo mądrzy to jednak nie mogą zobaczyć gwiazd, ptaków, wiatru, kwiatów i robaczków świętojańskich, a którzy tak są zadufani w sobie że nawet nie przyjmują do wiadomości, że mogą istnieć nieznane im stany materii i rodzaj zmysłów?

Wróćmy do naszych tachionów. Zdrowy rozsądek podpowiada nam, że nawet jeśli prędkość światła jest granicą naszej poznawalności w ramach naszej fizyki to nie ma żadnych logicznych przeszkód by nie istniały cząstki dla których nasza górna granica jest ich dolną.

Mało tego, wyobraźmy sobie na próbę świat zbudowany z cząstek, wśród których tachiony są cząsteczkami najwolniejszymi. Ślamazarnymi wręcz bo wszystkie inne nawet nie mogą zwolnić do prędkości światła. Nie ma żądnego powodu, żeby taki świat nie istniał. Jeżeli nawet dziecko potrafi nazwać prędkość większą od prędkości światła to znaczy, że jest tam wielka logiczna pustka (od C do nieskończoności) która w rzeczywistości tą pustką nie musi wcale być.

brany

Ktoś powie: Fizyka to wyklucza. Tak, wyklucza. Ale tylko ta nasza fizyka, ograniczonych robaczków myślących w tempie (i czasie) dla nas mierzalnym i w sekwencjach „+” „-”. Na dodatek, myślenie nasze jest behawiorystyczne, oparte o działanie zmysłów które są receptorami tylko kilku czynników, takich jak „związki chemiczne” (węch, smak), „fale elektromagnetyczne” (wzrok), „fale mechaniczne”(słuch) i gęstość oraz stan pobudzenia (temperatura) materii (dotyk). Wszelkie nasze narzędzia są tylko tych zmysłów udoskonaleniem.

Tymczasem, kto wie, może sposobów rejestracji świata może być tysiące razy więcej. Ale my, nie wiedzieć czemu myślimy, że to co mamy wystarczy. Do tego stopnia, że kwestionujemy światy istniejące poza zasięgiem naszych zmysłów i ich przedłużek oraz nie dające się opisać naszą matematyką będąca zapisem, za pomocą symboli, różnych szeregów logicznych. I myślą tak wszyscy fizycy, od Alberta Einsteina, poprzez Hawkinga, aż po naszych genialnych amatorów piszących książki fantastycznonaukowe. Argumentem koronnym jest to, że tam gdzie dosięgamy i mierzymy to nasze obliczenia „się zgadzają”.

Tyle, że konstrukcja naszej logiki pozostawia wiele do życzenia. Impuls lub brak impulsu w mózgu pozostawia „tak” lub „nie” w naszych metodologiach dowodzenia. I to mniejsza o to czy konstruowanych w oparciu o zasady indukcji czy dedukcji. Co prawda taki komputer kwantowy ma myśleć ździebko inaczej, ale jego jeszcze nie wynaleziono, więc co wymyśli sprawdzić nie możemy, nawet w wycinku wygenerowanym przez skromne dane początkowe, które mu wprowadzimy.

Tymczasem logiczne są dla nas dwa stany wyjściowe. Tylko! Prawda i fałsz. Nie zaprzecza temu nawet logika Łukasiewicza, wielkiego matematyka ze Szkoły Lwowskiej, który trzeci stan wyprowadził jako hybrydę dwóch poprzednich.

Na tak ograniczonej logice oparto nie tylko Teorię Względności, Teorię Kwantową (choć tu i tu mamy przesłanki podpowiadające iż natura świata jest o Niebo bardziej skomplikowana) ale także Teorię Ewolucji lub chociażby Prawo Mendla.

Z grubsza rzecz biorąc  Gregor Johann Mendel  zasady dziedziczenia oparł o geny dominujące i recesywne. Na kwiatach grochu wygląda to tak:

image

Jak widać w tej całej konstrukcji zawsze biorą udział tylko dwa czynniki początkowe: Biały i Niebiały. Tak jak: Jest prąd – Nie ma prądu.; Działa – Nie działa; 0 – 1. czy: Prawda – Fałsz.

Zasada ta sprawdza się bezwzględnie, ale tylko na krótką metę. Gdyż rozciągnięta w czasie (nawet bardzo długim) nie da się przekuć na darwinowską Teorię Ewolucji. W jej myśl bowiem, nie ma żadnego uzasadnienia, żeby na jakimś szczeblu tej drabinki pojawił się inny gatunek niż groch. Same mutacje nie załatwiają przecież sprawy gdyż mutacja jest po prostu anomalią, która albo doprowadza do kolejnych wynaturzeń albo jest eliminowana przez samą naturę jako błąd konstrukcyjny, tracący na którymś etapie zdolność reprodukcyjną – jednonogi królik, choć płodny, zostanie jednak zjedzony przez drapieżnika zanim stanie się dorosły. Nawet gdyby królik był odrzutowy, to albo musiałby to byc od razu gen dominujacy, albo musiałaby się pojawic od razu odrzutowa parka i to mająca się ku sobie. Przypadkowość mutacji to niemal wyklucza i wskazuje, na zasadach czysto intuicyjnych (nie możemy tu się posługiwać probabilistyką, gdyż to też ludzka matma) bardzo niskie prawdopodobieństwo pojawienia się wartości dodanej i to w dodatku będącej cechą dominującą, predestynującej lepiej mutanta do istnienia od jego „zdrowych” rodziców. Teraz wyobraźmy sobie, właśnie na przykładzie królików, że dziedziczenie i ewolucja wynika nie z dwóch osobników ale trzech.

trzy-kroliczki

Załóżmy, że zamiast białego i czarnego królika do rozmnażania potrzebny jest jeszcze ten trzeci. Królik, będący królikiem, a jednak mający absolutnie odmienne cechy od każdego z tych dwóch osobników oraz bardzo dotkliwą wadę. Dotkliwą nie dla siebie i pozostałej dwójki ale dla nas, obserwatorów. Otóż tego trzeciego królika nie jesteśmy w stanie zarejestrować ani naszymi zmysłami ani żadnymi zbudowanymi przez ludzi przyrządami.

To taki Królik-Duch. Nazwijmy go teologicznie Tchnieniem Życia Królika i niech Tchnienie Życia będzie czynnikiem Koniecznym jak każde z dwóch pozostałych „rodziców” i jak każdy z nich osobno niewystarczającym.

Wyobraźmy sobie jak będzie wyglądało dziedziczenie  jako wypadkowa Królika czarnego (A), Królika białego (B) oraz Królika będącego Tchnieniem Życia (T).

Zapraszam do zabawy i rozrysowanie sobie tej sytuacji zgodnie z Prawem Mendla.

Szybko orientujemy się, że co pokolenie będzie pojawiać się grupa królików zatracających cechy „Królika namacalnego” w których przeważające będą cechy Tchnienia Życia Królika. Oczywiście nie wiemy, jaka by była emanacja fizyczna (strukturalna, psychiczna, molekularna) takich bytów zwanych np. Królik podwójnie natchniony z elementami królika czarnego 😉 Być może „natchnienie” to są wysokie zdolności przystosowawcze lub zdolności do celowej modyfikacji życia. W takim przypadku królik, którego głównymi (odziedziczonymi po pradziadku „T”) cechami będą zwielokrotnione umiejętności przystosowawcze przekształci siebie w nowy gatunek, lepiej przystosowany do otaczających go okoliczności przyrody.

Powyższe dywagacje są oczywiście tylko zabawą, która ma czytelnikom uzmysłowić,  iż świat nie musi być uzależniony od naszych ograniczeń. Ba, nie ma powodu żeby był.

W takim razie być może istnieją części tego świata, dla których nasz atom jest całym kosmosem a nasz „kwant energii” ich Big Bangiem (takim bigbangcikiem). Być może to co jest dla nas zerem bezwzględnym, stanem nie mierzalnym naszymi materiałami i trudno wyobrażalnym, dla innej części Wszechświata jest stanem skrajnie gorącym, w którym obiekt (cząsteczka) przestaje być mierzalny gdyż zaczyna uciekać. Być może istnieją światy które gnają z szybkością ponadświetlną pod prąd naszego czasu, albo takie – o których pisałem na początku – które z naszym czasem mają tyle wspólnego, ile przerwy pomiędzy klatkami z filmem (konieczne, ale nie widoczne). Mało tego, być może w naszym czasie istnieją światy zbudowane z paramaterii takiej, z jakiej jest stworzone Tchnienie Życia Królika. Być może ograniczenia nasze są jeszcze bardziej wyraziste. Być może już tam gdzie dla nas zaczyna się życie dla innych bytów to śmierć. Albo jeszcze dosadniej, być może jedna część Wszechświata zaczyna się w momencie naszej śmierci, gdy przekroczona zostaje nasza granica poznania a ograniczenia ludzkich zmysłów i logiki mózgowej przestają obowiązywać. Niczego nam to nie przypomina? Rzecz jasna te wszystkie części mają swoje własne „fizyki”, zasady, które nie działają u nas lub są przez nas nieweryfikowalne. Te części Wszechświata muszą się oczywiście (chociaż niektóre) stykać z naszą częścią. Wzdłuż granicy naszego poznania. Wpływają na nasz świat tak, jak ściana zbiornika na jego zawartość. Coś na tym styku działa więc inaczej. Coś się przedostaje. Coś zakłóca. Gdy naszą część Wszechświata opisuje Teoria Względności, być może jej jedną z granic opisuje Teoria Kwantowa. Odmienna od tej głównej bo próbująca opisać echa fizyki nie z tego świata. Jakie w takim razie mamy szanse na stworzenie Ogólnej Teorii Wszystkiego, gdy wskutek obcych zakłóceń nie możemy nawet stworzyć Szczególnej Teorii Wycinka? A jeżeli nawet stworzymy to drugie eliminując szumy i anomalie, to jak ta nasza Szczególna Teoryjka Wycinka będzie się miała do Ogólnej Teorii Wycinka, a Ta do całości fizyki?

Miejsce Boga w Fizyce

A teraz wyobraźmy sobie Byt, Osobę która nie ma takich ograniczeń poznawczych jak ludzie. Która zna dogłębnie Całą Fizykę Całego Wszechświata, chociażby dlatego, że ją stworzyła, lub chociaż zbadała ale umie zastosować. Genialnego Wielkiego Obserwatora, potrafiącego śledzić biegi wszystkich czasów, tworzyć, wygaszać i modyfikować te fale. Osobę która ma umiejętność modyfikacji lub naginani „praw” w danej Części Wszechświata, lub w dowolnym strumieniu czasu i jeden z takich sobie szczególnie upatrzyła, umiłowała. Kogoś, kto dba, by różne Światy wpływały na siebie rozwojowo, by Tchnienie Życia Królika i Tchnienie Życia w innych gatunkach naszego świata włączało się w prokreacje i katalizowało jego rozwój. By Ciało w jednym świecie było inkubatorem Życia w drugim…

By śmierć ciała była uwolnieniem duszy.

Wyobraźmy sobie TAKIEGO KOGOŚ

I jak „my” przy NIM wyglądamy z tą naszą megalomanią i lekko naukowym grzebaniem w wycinku? Gorzej niż ciekawscy mieszkańcy mrowiska przy nadleśniczym.

Tomek Parol

Osobliwość

0

Tomasz Parol

Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl

502 publikacje
2249 komentarze
 

23 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758