Artykuły redakcyjne
Like

Państwowa przepompownia

06/02/2016
1434 Wyświetlenia
3 Komentarze
8 minut czytania
Państwowa przepompownia

Stan naszych finansów publicznych odzwierciedla stan całej gospodarki. Gospodarki słabej, zależnej, bez przemysłu, podłączonej pod unijną kroplówkę, która stała się z konieczności dla elit kreujących tzw. państwowy kapitalizm narzędziem „rozwoju”. Piszemy to z przekąsem cały czas mając świadomość, że będąc państwem słabym nie mamy póki co żadnych możliwości wyrwania się z dominującego modelu ekonomicznego życia na kredyt. Z drugiej strony piszemy to pełni obaw, co się stanie za kolejnych kilka lat, kiedy to fundusze unijne raz na zawsze przejdą do historii. Nie mając gospodarki, w której akumuluje się kapitał, nawet własnych wystarczająco zasobnych banków, które sterowane polityczną ręką mogłyby dofinansować gospodarkę, głównie inwestycje nie mamy dobrych perspektyw. A państwo nasze to zetatyzowane i zhierarchizowane siedlisko urzędnicze wszelkiej maści, zajęte okopywaniem się na swoich pozycjach i mnożeniem (podobnie, jak samych siebie) rozlicznych regulacji, które pod szyldem ułatwień jedynie komplikują i utrudniają aktywność wszystkim tym, o których mówimy przedsiębiorcy, a którym właściwie powinniśmy oddawać cześć niemal boską, jak Japończycy swoim pilotom samobójcom zwanym kamikadze.

0


500_1

 

 

Na naszej scenie politycznej ukonstytuowały się dwa obozy socjalne jeden o proweniencji narodowej, drugi międzynarodowej (czytaj lewacko-europejskiej). Oba poza ideowymi różnicami w odniesieniu do postrzegania przeszłości i rozliczeń z poprzednim reżymem prezentują zadziwiająco podobny program gospodarczy. Ci pierwsi pod szyldami państwa sprawiedliwego i prospołecznego, ci drudzy pod szyldami państwa równie sprawiedliwego, co liberalnego (cokolwiek to znaczy). Póki co ich „sprawiedliwość” zatacza bardzo wąskie kręgi i ogranicza się do sprawiedliwości dla wybranych, bo żadne z tych ugrupowań, jak dotychczas nie podjęło trudu zerwania z niechlubną tradycją i faktycznego uwolnienia gospodarki od upiorów przeszłości. Otwarcia szeroko „okien” reform, żeby przewietrzyć zatęchłe pomieszczenie naszego zaścianka. Na razie, jak to zwykle ma miejsce jest dużo gadania, pozoranctwa, propagandy i powielania pseudorozwiązań z nieodległej przeszłości. Credo działań pozostaje takie samo, jak brakuje to powiększamy deficyt, zaciągamy kredyt i jakoś to będzie.

 

Obecna ekipa ma nośny argument i usprawiedliwienie takich działań w ciągle nam uświadamianym złym stanie finansów państwa, który to stan zawdzięczamy poprzedniej politycznej ekipie.  Jednakże konkretnych zapowiedzi, co dalej nie słychać. „Strategia” naprawy na razie wypala się w bojach o TK, Prokuraturę i wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej. Na dodatek pojawia się w dyskusji absurdalny argument, że 500+ to właściwie jest taka sprawiedliwa obniżka podatków. To, dlaczego tych podatków po prostu nie obniżyć, co byłoby niewątpliwie „sprawiedliwszą sprawiedliwością”? 500+ już wiemy wygeneruje mnóstwo dodatkowej administracyjnej roboty, więc bliska perspektywa to rozrost administracji, a odleglejsza, co najmniej wątpliwy demograficzny efekt.  Odpowiedź jest prosta. Elity państwa socjalnego nie lubią prostych i efektywnych rozwiązań. Efektywne nie jest… efektowne i nie pozwala sobie przypisać zasług stojąc przed obiektywami kamer. Państwo socjalne, to państwo obłudne, omnipotentne, bo z aspiracjami do sterowania każdym najdrobniejszym aspektem naszego życia, w dodatku jest to państwo złodziejskie, bo naszym zdaniem już dawno przekroczono tę granicę wysokości danin, poza którą tzw. państwo staje się po prostu łupieżcą własnych obywateli w ramach arbitralnie stanowionego prawa. Jak trzeba, to tzw. interes „publiczny”, (który obecnie jest już li tylko interesem władzy) zawsze weźmie górę nad interesem publiki.

 

W związku z rozlicznymi programami „uzdrowienia” możemy oczekiwać wzrostu podatków, innych obciążeń, regulacji i nawrotów „choroby” elekcyjnej, w wyniku której najdalej po przekroczeniu półmetka kadencji wahadło wyborcze zacznie wychylać się w drugą stronę.

Jeśli nie podejmiemy trudu reform autentycznych, to w najlepszym wypadku będziemy mieli nowe pokolenie, zapewne zwane w odróżnieniu od pokoleń X, Y, Z pokoleniem 500+, które przyszłości nadal będzie zmuszone szukać poza granicami ojczyzny.

 

Programy socjalne, a mamy na myśli chociażby to 500+ może i są dobre, może i właściwe, jako narzędzie prowadzenia ukierunkowanej polityki społecznej, ale na tym etapie, na którym się znajdujemy są niesłychanie kosztowne, co niewątpliwie odbije się na kondycji całości gospodarki i na naszych portfelach. W dodatku nie sposób oprzeć się wrażeniu, że ręczne sterowanie demografią jest już tylko próbą ratowania tej piramidy finansowej, uzależnionej od napływu nowych „członków”, którą eufemistycznie nazywamy budżetem państwa (nie tylko naszego). Owi członkowie poddani kontrolowanemu przez państwo procesowi socjalizacji, wręcz indoktrynacji, zostaną przekształceni w niewolników systemu, co sobie z przerażeniem uświadomią tak gdzieś koło 50-siątki, kiedy na bunt już za późno. Tu ujawnia się cała przemyślność „systemu”, który zrezygnował z opresyjności wprost i przeniósł ją do sfery symbolicznej.

 

Priorytetem jest, aby uwolnić tę siłę, którą określa się mianem narodowego potencjału ekonomicznego, by wreszcie wyzwolić energię ludzi, zdjąć z nich ekonomiczne kajdany, zedrzeć regulacyjną czerwoną taśmę (red tape), i raz na zawsze zerwać ze scentralizowanym modelem ekonomicznym. Państwo musi dać społeczeństwu wreszcie szansę, wycofując się na te pozycje, które musi i powinno zachować. Po prostu i dosadnie to określając nasze państwo musi wreszcie od nas się odp… . To i tylko to (plus roztropna polityka makro, polityka międzynarodowa etc.) może stworzyć podwaliny organizmu ekonomicznie wydajnego, z ustabilizowanym ładem wewnętrznym, ze społeczeństwem ufniej patrzącym w przyszłość i chcącym mieć dzieci.
Potem, jak już odbijemy się od dna, zredukujemy dług, będziemy akumulować nasz własny pochodzący z pracy kapitał, a nie korzystać tylko z uzależniających kredytów, możemy sobie pozwolić na dodatkowe stymulatory w postaci aktywniejszej polityki społecznej. Czy długofalowo przyniesie ona efekty my osobiście wątpimy, ale rozumiemy, że trudno tego rozdawnictwa uniknąć, bo jak inaczej polityka, politycy i ich akolici mogliby manipulować społeczeństwem w celu zapewnienia sobie dożywotnich parlamentarnych (i nie tylko) stołków?

 

Oba modele państwa mają wady. Wady obecnego możemy to śmiało powiedzieć ocierają się o systemową patologię.  Nawet ten model przyszły póki co zaledwie wyobrażony fundowany jest na pewnym błędzie założycielskim.  W obu przypadkach my obywatele milcząco przyzwalamy na oszukiwanie siebie i okłamywanie (w obecnym również na bezpardonową grabież). Różnicę stanowi właśnie ta ilość daniny (i racjonalizującej jej pobór propagandy), którą musimy złożyć w ofierze. W pierwszym systemie jest ponad siły, degeneruje państwo i nas samych, rodzi bunt, w drugim jest do zniesienia, więc skoro nam się pozwala jakoś żyć, to i my pozwalamy „żyć” dostatnio tym, których sami obieramy regulatorami systemu. Nie jest, więc bez racji stwierdzenie, że tzw. demokracja to kult hien wyznawanych przez osły.

Droga do nie tyle sprawiedliwego, co uczciwego wobec wszystkich państwa musi zacząć się od istotnej zmiany globalnej architektury finansowej, bo to ona jest pierwotnym źródłem wyzysku, społecznych podziałów, braku nadziei i poczucia bezpieczeństwa. Ale to temat na inny wpis.

Z pozdrowieniami red. nacz. Liber

0

Liber http://www.galerialiber.pl

rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję

422 publikacje
6 komentarze
 

3 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758