Artykuły redakcyjne
Like

Logika Titanica

10/06/2015
1470 Wyświetlenia
2 Komentarze
12 minut czytania
Logika Titanica

Przedstawiamy rysunkowy model działania naszego państwa. Jak pokazują kolejne dokumenty, które wypłynęły na światło dzienne w tzw. aferze podsłuchowej jest to diagnoza słuszna. Propagandowe przyspieszenie, którym jesteśmy karmieni już ponad dwie dekady jest niczym innym, jak tylko przymusowym zakotwiczeniem w starej rzeczywistości. Iluzja wynika z faktu używania dostatecznej ilości kamuflującej farby, pod którą państwową łajbę zżera korozja. Tekst poniższy powstał na dwa dni przed wczorajszym nowym wysypem afery podsłuchowej. I wpisuje się dokładnie w scenariusze, które z upublicznionych akt do nas docierają.

0


Kotwica_1

 

 

Wszystkie kotwice z naszej państwowej łajby zostały rzucone za burtę. A było ich sporo. Co ciekawe nie zrobiono tego, żeby osadzić ją mocno na miejscu, ale żeby… przyspieszyć żeglugę. To zjawisko nazwaliśmy roboczo logika Titanica. Roboczo, bo mamy nadzieję, że kiedyś uczeni w mowie i piśmie nadadzą mu jakąś mądrą naukową nazwę, chcąc opisać zjawisko społeczno-ekonomicznego osadzania w miejscu (powiedzmy stagnacji), gdy deklaruje się i nawet podejmuje działania w celu przyspieszenia

Paradoksalnie, bowiem wszystkie najistotniejsze i obecne w propagandzie ekonomiczne inicjatywy, które miały być niczym zrzucenie niepotrzebnego balastu, nadać naszej łajbie nowy kurs i chyżość szkunera właśnie nas zastopowały. Stały się kotwicami, mocno osadzonymi w dnie, Kapitanowie łajby zapomnieli, że kotwice z reguły przymocowane są solidnym łańcuchem do pokładu.

Weźmy ot choćby najważniejszy mechanizm poprawy naszego bytu, jakim miały być fundusze unijne. Po pierwsze ich obsługa wytworzyła armię urzędników, którzy na stałe zostali przypisani sferze budżetowej, i których będziemy utrzymywać nie wiadomo jeszcze, jak długo. Po drugie mechanizm konsumowania funduszy ma zapisaną w sobie konieczność zadłużania się. Nie bez przyczyny największymi beneficjentami są miasta, gminy i duże firmy. Te bez problemu biorą na borg. Owocem tej polityki jest niekiedy gigantyczne zadłużenie samorządów. Modernizujemy się na kredyt a nie z tego co możemy odłożyć. Polityka ekonomiczna została tak skonstruowana, że nie jesteśmy w stanie wygenerować wystarczających kapitałów inwestycyjnych. Te mają w dyspozycji jedynie banki, które tylko czekają na potrzebujących. A klient publiczny jest najlepszy, bo gwarantuje portfelem podatnika.

To miłe, że mamy trochę nowych (o czasami dyskusyjnej jakości) dróg, torowisk, stadionów, mostów, filharmonii, parków, rynków etc. Smuci fakt, że wybudowano je często niepotrzebnie, cztery razy drożej, niż gdyby robiono to nie używając w takim stopniu pożyczonego i darowanego. Za dużo w tym łańcuchu ekonomicznych zdarzeń jest jednak żarłocznych i wpływowych hien, aby mogło być inaczej.

Po trzecie, powyższy fakt powoduje, że w zasadzie tam, gdzie kasa unijna powinna trafić, czyli do MSP trafia w niewielkiej ilości. Dlatego i słabe są statystyki innowacyjności i przyrostu miejsc pracy w tym sektorze, który przypominamy zatrudnia circa 60% pracujących. Gehenna jaką musi przejść firma z MSP chcąc uszczknąć coś z tych funduszy zniechęca już na początku. Dodatkowo cały gigantyczny transfer kasy unijnej w ramach tzw. PO KL został po prostu zmarnotrawiony. Setki milionów zagospodarowały naprędce powstałe firmy, których jedyną racją bytu jest przeprowadzanie nic nieznaczących szkoleń i kursów o patologiach tam występujących nawet nie wspomnimy (nie są odosobnione przypadki firm, w których piszący projekt jest jednocześnie jego weryfikatorem w publicznej instytucji, w której zasiada). Owszem może i powstały tam miejsca pracy, ale są efemeryczne , bo jak znikną fundusze, to niewiele ich zostanie i co najważniejsze wiedza, przekazana tysiącom szkolących się jest powierzchowna, nie ma na rynku na nią zapotrzebowania, czyli para w gwizdek. Na koniec zaznaczyć trzeba, że ta armia urzędników i niejasne reguły, wg których się porusza wzmaga omnipotencję państwa i petryfikuje ekonomiczne dewiacje.

Ale idźmy dalej. Jedna z naszych największych gałęzi przemysłu – górnictwo. Lata temu je ponoć zrestrukturyzowano, żeby unowocześnić branżę i ulżyć państwu. Okazuje się, że to była tylko ściema. Owszem po części pod wpływem konieczności ekonomicznej zamknięto część kopalń, rozpuszczono górników z sowitymi odprawami, pomostowymi emeryturami i z prawem do pracy, ale już nie okraszono tego żadną długofalową strategią zmian w branży. Zaraz więc po tym fakcie powrócono do starego modelu, który doskonale pozwala żyć, górnikom, związkowcom, wierchuszce kopalnianej, akolitom w rodzaju środowisk naukowych, firm kooperujących, urzędnikom w odnośnych ministerstwach i sami kurde jeszcze nie wiemy komu. Górnictwo stało się gigantyczną maszynką do wyciągania kasy, jak na rynku węgla było jako tako z wydobycia, a jak się popieprzyło, to z budżetu państwa. I tak jest do tej pory, co pokazuje ostatnia „restrukturyzacja”, za którą już płacimy kolejne setki milionów.

Trzeci filar nomen omen tych dobrych zmian, to miał być filar finansowy. Mowa tutaj o OFE, które jako filar kapitałowy miały zapewniać część emerytur przyszłym świadczeniobiorcom spoza budżetu państwa. I znowu chodziło o to, żeby państwu, czytaj obywatelom było lepiej. I co? I g…o chciałoby się krzyknąć. OFE niezależnie od ich konstrukcji, która de facto była ukłonem w kierunku bankowego układu i jemu tylko dawała sowite premie okazały się również być takim samym niewypałem, jak reszta Titanic’nych (może raczej tytanicznych) pomysłów rządzących. Po latach kasę z OFE zagarnięto (kasę na papierze, bo to był dług, który gwarantowało państwo, czyli znowu my) a projekt pozostawiono w takim stanie, że to co dostaniemy, jeśli dostaniemy będzie, jak w tych dawnych polisach na życie jeszcze państwowego PZU. Pozostało gigantyczne zadłużenia państwa ukryte m. in. w ZUS-ie, który jest, jak wielkanocna wydmuszka. Na zewnątrz barwnie i obiecująco, a w środku pusto i smętnie.

Wszystko, co powyżej, to były projekty zrealizowane. Bez powodzenia, bo i chyba nikt z autorów o ich powodzenie się nie troszczył, a wielu nawet ich nie rozumiało. Ale mamy jeszcze jeden projekt, który miał wypełnić nam żagle. Nowa polityka podatkowa. To projekt niezrealizowany. Święciła swoje triumfy, dopóki była składnikiem wyborczej kampanii i propagandy elit. Pamiętamy słowa Tuska i co mówił o obniżkach podatków i wpływie tego na kondycję państwa i ludzi. I co? I g… to samo co powyżej. Realna polityka podatkowa sprowadziła się do fiskalizmu, rosnących restrykcji, erupcji nonsensownych regulacji. Jedno okienko jako symbol przyjaznych zmian symbolem pozostało. Czyli, jak zwykle.

To, co się tworzy obecnie w ramach zapowiadanych zmian w prawie podatkowym też jest tylko lukrowaniem ciasta z zakalcem, bo nasze państwo w międzyczasie uwiązało sobie u szyi głaz długu i koniecznych kosztów „sztywnych”, które nie zniosą żadnych istotnych zmian w podatkowym status quo, czyli obniżek i ich optymalizacji. Doczekać się możemy jedynie tego, że znane nam od czasu Balcerowicza „Zeznanie podatkowe” przekształci się w „oświadczenie”. Tak materializuje się realnie zmiana w prawie podatkowym. Podatki to kolejna z kotwic za burtą, chociaż miały w intencji być zrzuceniem balastu i ulgą dla nas wszystkich z państwem włącznie. Zatem obiecywana Nowa Polityka Podatkowa może, jeśli dalej tak pójdzie zamienić się w leninowski NEP (Nowa polityka ekonomiczna), w ramach której np. zezwolono na prywatne przydomowe ogródki żeby głodujący lud wyżywić. I nie żartujemy, bo znajdujemy się na równi pochyłej, która nielicznym daje zyski a większości przygotowuje biedę.

I moglibyśmy tak jeszcze z godzinę pisać, ale kto to przeczyta, bo projektów, które powstały a które zamiast stać się siłą napędową gospodarki stały się jej kotwicami były pewnie tysiące. Wszystko z jednego powodu. Rządzący nami okazali się być bandą ignorantów. Ale co gorsza bez żadnej prawdziwej chęci zmian mierzonych odmianą jakości państwa jako całości. W żadnym z momentów całej tej politycznej hucpy nie pojawiła się wizja dotycząca całości i wola jej realizacji. To, co obserwujemy, to przejawy walk i frakcji i partykularnych interesów, w której naczelne hasło sprowadza się do zmian takich, żeby nic się nie zmieniło. Każda poważna zmiana bowiem godziłaby w stabilność tego zmurszałego i przeżartego złem (demoralizacja, korupcja, brak odpowiedzialności, nepotyzm, protekcja etc.) układu, który istnieje od lat.

Rządzący i wszyscy dotychczasowi opozycyjni politycy świadomie zarzucili interes państwa i obywateli i zajmują się nim z doskoku, jak trzeba, jak zmuszą, jak wybory idą, jak się wali coś na łeb. Jest to logika zaborcy i zbója i, jak na zaborców państwa i zbójów je wykorzystujących na polityków musimy patrzeć. I być może zaczynamy ten fakt dostrzegać sądząc po popularności (w najnowszych sondażach) ugrupowania Kukiza. Tylko, czy będziemy w stanie wykorzystać ten awantaż, jak już wprowadzi on swoich ludzi do Parlamentu, czy znowu wszystko się rozejdzie nam między paluchami?

Z pozdrowieniami Liber

0

Liber http://www.galerialiber.pl

rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję

422 publikacje
6 komentarze
 

2 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758