HYDE PARK
Like

Kto nam zagraża?

30/03/2014
633 Wyświetlenia
3 Komentarze
10 minut czytania
Kto nam zagraża?

Lista zagrażających Polsce jest długa, przynajmniej tak wynika z różnych publikacji i każda z nich ma swoje racje. Problem leży w ustaleniu właściwej hierarchii i stanu zaawansowania poszczególnych zagrożeń.

Zacznijmy jednak od tego, co nie jest żadnym zagrożeniem, ale stanem faktycznym, a bierze swoje początki w spadku po PRL. Wbrew oczekiwaniom, że upadek Sowietów przyniesie nam niepodległość do dnia dzisiejszego nie odzyskaliśmy jej.

0


Jesteśmy w podobnej sytuacji jak po likwidacji „kultu jednostki” w Sowietach, wówczas to radio Erewań na pytanie czy został obalony kult jednostki w Związku Sowieckim? Odpowiedziało, że tak, ale tylko połowicznie: – kult pozostał tylko jednostki już nie ma.

W naszym przypadku owa „jednostka” nawet się rozmnożyła, tylko że oficjalnie jej nie ma, jednakże w ciągu minionego ćwierćwiecza nagromadziło się tyle faktów, że wątpliwości już nie może być.

Dla Polski obok upadku Sowietów miał decydujące znaczenie fakt powszechnie pomijany, mianowicie zmiana rządów w USA, po dwunastoletnich rządach republikanów, w tym głównie ośmioletnich Ronalda Reagana, przyszły rządy demokratów jak zwykle dla Polski nieszczęśliwych. I nawet nie chodzi tu o bezpośrednie poparcie dla Polski, ale o samą obecność Stanów Zjednoczonych w Europie, Reagan ten fakt wykorzystał doprowadzając do powstania zjednoczonej siły zmuszającej Sowiety do rozpadu. Jeszcze za prezydentury Busha seniora można było liczyć na kontynuację tej polityki amerykańskiego uczestnictwa w Europie, ale nieoczekiwana przegrana w reelekcji spowodowała rządy demokratów i całkowitą zmianę kierunku polityki amerykańskiej koncentrującej się wokół spraw azjatyckich, a szczególnie interesów Izraela.

Faktyczne opuszczenie przez Amerykanów Europy było oczywistym zaprzepaszczeniem wieloletnich wysiłków i olbrzymich wydatków związanych z organizacją obrony zachodniej Europy przed sowiecką inwazją.

Nie po raz pierwszy w swojej historii Ameryka nie potrafiła zebrać owoców zwycięstwa płacąc za to bardzo wysoką cenę, tak jak w obydwu wojnach światowych.

Opuszczone po Ameryce miejsce zajęły natychmiast Niemcy urządzając Europę na własny ład. Na pierwszy ogień poszła Unia Europejska, która zastępując wspólny rynek dostarczyła faktycznym decydentom znacznie więcej władzy. Jeżeli ktokolwiek miał w tym względzie jakieś wątpliwości to ostatnie lata, a szczególnie najświeższe wydarzenia musiały je rozwiać.

Jako partnera dobrały sobie Niemcy, nie po raz pierwszy w historii, Rosję powierzając jej panowanie na wschodzie.

Dla mnie charakterystycznym przejawem zmiany władztwa europejskiego była przeprowadzona w 1996 roku moja rozmowa z ówczesnym ambasadorem amerykańskim Reyem / z Nagłowic?/ do czego zresztą chętnie się przyznawał.

W trakcie tej rozmowy przeprowadzonej rzekomo w przyjacielskim tonie pan ambasador z własnej woli zaapelował o utrzymywanie przez Polskę dobrych stosunków z Rosją przy równoczesnym zapewnieniu o amerykańskim poparciu dla Polski w sprawie wejścia do NATO.

Taka „szczerość” oznaczała tylko jedno: – na wypadek konfliktu z Rosją nie mamy, co liczyć na Amerykę. I pomyśleć, że działo się to prawie dwadzieścia lat temu, a jeszcze dziś, kiedy mamy w Ameryce dodatkowo rządy demokratyczne i to w najgorszym wydaniu, ciągle mamy wierzących w amerykańską gotowość udzielenia nam skutecznej pomocy.

Mamy, zatem stan, w którym nie widać żadnych realnych działań ze strony Ameryki. Niedawno pisałem o tym, że przejawem takich działań byłoby skierowanie na morze Czarne poważnych sił morskich i lotniczych, a przede wszystkim zwolnienie dla Europy dostaw gazu po cenie nawet wyższej od amerykańskiej, ale niższej od rosyjskiej.

I to dopiero zmusiłoby Putina do zasadniczej zmiany polityki, a w konsekwencji i zmiany układu władzy w Rosji, która dotychczas utrzymuje się zawdzięczając dochodom z ropy i gazu.

Jak na razie na nic takiego nie zanosi się, a na dowód utrzymywania układu niemiecko rosyjskiego mamy wizytę prezesa koncernu Siemensa na Kremlu, co ma faktycznie większe znaczenie aniżeli wizyta samej pani kanclerz.

Zmowa niemiecko rosyjska odnosi się bezpośrednio do Polski i nasz stan obecny jest niczym innym jak tylko jej owocem.

Nie mamy, zatem do czynienia z zagrożeniem tylko ze stanem faktycznym. Nie trudno sobie wyobrazić, że obszar między Rosją a Niemcami został potraktowany, jako kondominium z przewagą wpływów lokalnych na terenach przygranicznych z wyjątkiem krajów bałtyckich, które znalazły się w strefie niemieckiej.

Można z całą pewnością przyjąć, że kraje, które zostały „ryczałtem” przyjęte do UE w 2004 roku znajdują się w strefie niemieckiej. Bieg wypadków spowodował, że na Ukrainie powstały tendencje do przyłączenia się do UE, co grozi zachwianiem równowagi w istniejącym układzie, zastosowano zatem zabieg zredukowania Ukrainy do rozmiarów odpowiadających interesom rosyjskim przy równoczesnym nie naruszaniu interesów niemieckich.

Wszystkie te działania mają na celu utrwalenie układu lokalnego i to może nie stałoby na przeszkodzie światowej polityce Stanów Zjednoczonych. Problemem jest azjatycka część Rosji i jej relacje z Iranem, Indiami, Pakistanem, Chinami, Koreą i Japonią, a tego Ameryka nie może pozostawić swemu biegowi.

Stąd prędzej czy później musi dojść do interwencji, ale to wymaga przede wszystkim zmiany rządów w USA, a na to trzeba czekać aż do 2016 roku.

Przy obecnym tempie biegu wypadków będzie to stanowczo za późno.

Układ sił w skali światowej bardzo nas interesuje, ale przede wszystkim musimy energicznie działać w kierunku zmiany układu lokalnego.

Wbrew pozorom nie jesteśmy bezradni, bowiem nie wszystko udaje się załatwić w myśl życzeń sprawców i tak niemiecka gra z Rosją wyłącznie w interesie bilateralnym powoduje nasilenie opozycji nie tylko w innych krajach unijnych, ale i w samych Niemczech, czego objawem są domagania się zmiany systemu zakupu gazu, również Putin musi się liczyć ze zdaniem swoich oligarchów, czy jak kto woli współmafiozów, którzy mają za dużo do stracenia w razie nawet niewielkiego niepowodzenia agresywnej polityki. Im spokój jest potrzebny dla robienia interesów i podtrzymywania reżimu, jeżeli Putin im się narazi to go można tak samo wymienić jak Jelcyna.

Wykorzystując te kontrowersje można przy odpowiednio intensywnej akcji stworzyć siłę zdolną do dokonania zmian w układzie europejskim.

Spotykamy się często ze zdaniem, że rola Polski powinna polegać na wykorzystaniu kłopotów ukraińskich dla stworzenia dobrych stosunków z Rosją.

Jest to jeszcze jeden dowód na krótkowzroczność i nie dostrzeganie roli, jaką Polsce wyznaczono w układzie niemiecko rosyjskim.

Mamy być podobnie jak i Ukraina sprowadzeni do roli małych państewek na obszarze kondominium i tu żadne przymilanie się nie pomoże, co zresztą mamy na przykładzie obecnego rządu warszawskiego. Redukcja Polski została już w dużej mierze wykonana rękami niemieckimi, redukcja Ukrainy jest przeprowadzana przez Rosjan metodami dla tego państwa właściwymi.

Podstawowym problemem jest powstrzymanie tego procesu budowania niemieckiej „Mitteleuropy” we współdziałaniu z rosyjskim kordonem i utworzenie w to miejsce na obszarze całej Europy środkowej i wschodniej rzeczywiście niepodległych państw uczestniczących na równych prawach w europejskiej wspólnocie.

Wydawałoby się, że to paradoks, ale właśnie w dobie największego kryzysu powstaje szansa na powstanie nowego układu europejskiego, a naród polski podobnie jak w okresie „Solidarności” ma w tym dziele możliwość, a nawet zadanie odegrania czołowej roli.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

3 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758