Bez kategorii
Like

Jak Godny Ojciec austriackim gadaniem obronił honor Donalda Trumpa

12/07/2017
1236 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Jazda autostradą ze Skierniewic do Warszawy nie należy do ciekawych ani przyjemnych. Tzw dźwiękochłonne parawany obudowujące nieomal całą trasę litą ścianą wysoką na cztery metry, są nudne.

0


na fujzboku cenzura

Ciągnie się toto nieprzerwanie całymi kilometrami i rdzewieje. Przez wąskie szczeliny i szklane wstawki zdarzające się od czasu do czasu, można się jednak zorientować, że przed hałasem chronią one głównie las i nieużytki. Takie cudeńka chyba tylko w Polsce można zobaczyć.

Poza zdewastowanym przemysłem ciężkim i zarośniętymi zielskiem ścieżkami rowerowymi prowadzącymi prosto do Unii Europejskiej, jest to chyba najtrwalsze piętno jakie tzw Obywatelska Platforma wycisnęła na Polskim krajobrazie w XXI wieku.

Bogaty kraj – myślą zapewne turyści przybywający tędy z obcych stron?

Chyba jednak taniej i bardziej reprezentacyjnie wyszłoby jakby wzdłuż autostrady nabudowano potiomkinowskich wiosek słomą krytych, a ilość parawanów ograniczono jak wszędzie na świecie, wyłącznie do terenów zabudowanych.

W autokarze pouczono nas żebyśmy mieli przy sobie dokumenty tożsamości i zaproszenia. Bez nich służby ochrony nie wpuszczą nikogo na plac Krasińskich. Przypomniano nam też żebyśmy raczej trzymali się razem bo będą tam tysiące ludzi wśród których łatwo się zgubić.

Rzeczywiście tłum był nieprzebrany, a zagrożenie utratą łączności z grupą dość realne. Z panem podążającym najbliżej nas ustaliliśmy, że będziemy starali się trzymać razem. Był to sympatyczny staruszek, o zdrowej cerze, szczupłym, czerstwym ciele i promieniejącej pogodzie ducha, charakterystycznej dla ludzi, którym udało się spokojnie, uczciwie i pracowicie przeżyć życie. Od razu wzbudził moją sympatię, zwłaszcza kiedy z ujmującą szczerością pożalił się, że robota w ogrodzie i gospodarstwie zabiera mu tak wiele czasu, że nie ma kiedy kupić i zainstalować sobie internetu, przez co czuje się coraz bardziej „nie na bieżąco”. Nic straconego panie Duda odpowiedziałem z przekonaniem.

Tak, mój towarzysz nazywał się identycznie jak nasz prezydent. Nie wiem w jakim stopniu są spokrewnieni, bo nie było powodu ani okazji zapytać. Mieliśmy pilniejsze tematy. Na przykład na początku musiałem mu wyjaśnić kto to jest ten Kardialik co to się tak na mnie wydarł tuż przed przyjazdem autokaru: https://3obieg.pl/jak-godny-ojciec-jechal-przywitac-donalda-trumpa

Później przyczepił się do nas jakiś facet mówiący łamaną polszczyzną z akcentem aszkenazyjskim, ewentualnie niemieckim, który trochę przypominał mi funkcjonariusza skierniewickiego MOPR-u, Jarosława Rosłona. Ten sam rozmiękły uśmieszek wyższości na twarzy i ta sama zaparowana pustka w spojrzeniu. Widok raczej mimowolnie odpychający. Przedstawił się, że jest niezależnym i obiektywnym dziennikarzem z Oustrii i zapytał dość obcesowym tonem: po co tu przybyliśmy.

Jak to po co? – Obruszył się zaskoczony pan Duda.

No w jaki cel szę żjawili wy, akurat w tym mesto i to z flaga i chorągiewka w rekomach?

No jak to! Przecież wiadomo na co – odparł pan Duda z przejęciem.

A panowy w ogóle czy są z Warschau?

Przepraszam, a ma pan może jakiś dokument potwierdzający, że rzeczywiście jest pan dziennikarzem? – zapytałem

Ociwysztie – odparł Austriak niepewnie i niechętnie zaczął poklepywać się po kieszeniach.

Wyjął w końcu kawałek plastiku formatu karty kredytowej bez zdjęcia, nazwy jakiejkolwiek agencji, czy rozpoznawalnego logo. Nie kojarzyła się ona z żadną legitymacją prasową kiedykolwiek przeze mnie widzianą. Kolorystycznie przypominała raczej kartę członkowską któregoś z berlińskich klubów tęczowych… Pomachał mi nią przed oczami i schował z powrotem, a kiedy stanowczo poprosiłem, żeby mi ją jednak podał do ręki, przez cały czas kurczowo się jej trzymał jakbym ja o niczym innym nie marzył tylko żeby mu wyrwać ten skarb w celu pozbawienia go ulubionego miejsca przy głównej rurze w Berliner-gender-go-go-center. O rzesz ty job kurna twoju nać orzeszku! Pomyślałem i odparłem

Jesteśmy tu po to, żeby godnie przywitać demokratycznie wybranego przywódcę wielkiego Narodu Amerykańskiego. Żeby uratować honor Europejczyków. Żeby Prezydent USA wiedział, że w czasie kiedy brytyjskie karampuki zbierały podpisy pod petycją do islamskiego burmistrza Londynu uniżenie błagając by nie wpuszczał na swoje terytorium przywódcy największego światowego mocarstwa jak już zostanie prezydentem; my Polacy również zbieraliśmy podpisy pod kontrpetycją adresowaną wprost do Donalda Trumpa, wtedy jeszcze kandydata szykującego się dopiero do prezydenckich wyborów, z prośbą żeby olał durniów, którzy go nie chcą i przyjechał prosto do Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, gdzie jego obrona pryncypiów będzie zawsze mile widziana.

I tak wszytcy dobrowolni pojechali Wy do Trumpowi witać tu? – piłował jak typowy gestapowiec.

My Polacy szanujemy przywódców, którzy uczciwie zwyciężyli w demokratycznych wyborach. Dlatego tak wielu nas tu przybyło żeby uhonorować naszego czcigodnego gościa jako reprezentanta wolność i ludzką godność miłującej Ameryki.

Tak wszystkich was tyle? A przypadek-kiem nie organizowała was kos-ciół katolicka? – przekrzywił głowę jak wrona i złośliwie świdrował wzrokiem z udawanym rozbawieniem. Miał widać gotową koncepcję – Z Ojciec Rydzyka na przykład…

Przypadkiem nie – odparłem.

I Wy Polacy zawsze tak witacie swoje gościówy?

Zawsze! Jeśli tylko uczciwie wygrali w demokratycznych wyborach. Bo na przykład prezydenta Austrii, albo Unii Europejskiej, którzy doszli do władzy w fałszowanych jakichś dilach, to już nikt by tak w demokratycznej Polsce nie przywitał. Bo my Lechici cenimy sobie wolność, demokrację i jej prawa od zarania. My Polacy rozumiemy demokrację najlepiej w całej Europie, bo żyliśmy w prawdziwej demokracji najdłużej i zmuszeni byliśmy zapłacić za jej odzyskanie najwięcej krwi.

Po tym tekście austriacki redaktor zniknął jakby się pod ziemię zapadł.

Ale dobrze żeś mu pan nagadał – rzekł z aprobatą pan Duda – jakoś na dziennikarza to mi ten ptaszek-niemiaszek nie wyglądał.

Potem się okazało że ów niezależny i obiektywny dziennikarz zachodni, bez zaproszenia prześlizgnął się przez wszystkie bramki na plac Krasińskich i w trakcie przemowy Donalda Trumpa wyjął zza pazuchy wielką płachtę pobazgranego płótna, którą następnie usiłował rozwinąć na wprost kamer niemieckiej telewizji. Przeszkodzili mu w tym agenci ochrony i grzecznie poprosili o opuszczenie placu. Ciekaw jestem czy ten incydent pokazała i jak zinterpretowała niemiecka propaganda? Czy przedstawiła „austriaka” jako liczną grupę polskich antyfaszystów dzielnie rozwalających Trumpowi konserwatywną narrację, czy może jako też polskiego, ale tępego i godnego politowania naziola, typowego wyznawcę Trumpizmu w Polsce? Jeśli ktoś z czytelników widział ten materiał, niech da znać.

0

Godny Ojciec http://godnoscojca.salon24.pl

Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną

88 publikacje
15 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758