Artykuły redakcyjne
Like

Główne cele żydowskiego lobby politycznego w Polsce dzisiejszej: walka z kościołem katolickim

31/12/2016
931 Wyświetlenia
4 Komentarze
43 minut czytania
Główne cele żydowskiego lobby politycznego w Polsce dzisiejszej: walka z kościołem katolickim

Główne cele żydowskiego lobby politycznego w Polsce dzisiejszej: walka z kościołem katolic­kim (judaizacja chrześcijaństwa, neomarksizm); dwa aspekty „polityki historycznej”, czyli propagandy; wyłudzanie majątku od państwa; kreowanie własnej „kadry wewnętrznej” w państwie. Główne cele żydowskiego lobbowania politycznego lokują się w sferze ideologiczno-propagandowej oraz w sferze po­lityki bieżącej i długofalowej, ze szczególnym uwzględnieniem żydowskich roszczeń majątkowych. W sferze ideologicznej celem głównym jest walka z Ko­ściołem katolickim; nawiasem mówiąc: odwieczny aspekt walki cywilizacji judaistycznej z cywilizacją chrześcijańską. Walka ta toczy się na dwóch płaszczyznach: na płaszczyźnie judaizacji chrześcijaństwa i propagandy neomarksizmu („politycznej poprawności”).

0



 

Religie są fundamentem wszelkich cywilizacji gdyż to religie wyznaczają normy etyczne i moralne, zatem określają, co jest do­brem, a co złem. W oparciu o tę etykę poszczególne cywilizacje kształtują między innymi swe pojmowanie sprawiedliwości, za­tem swe systemy prawne. Dlatego nie ma państw „neutralnych światopoglądowo”, to znaczy takich, gdzie przepisy prawne abs­trahowałyby od norm etycznych, kształtowanych przez religie. Owszem, państwa mogą fundować sobie systemy prawne oparte na normach dwóch lub więcej religii: wybierają z poszczególnych religii pewien wspólny, lecz ograniczony siłą rzeczy mianownik etyczno-moralny i na tym skromnym wspólnym gruncie budu­ją swe prawo. Prawo nie może jednak poprzestawać na ogólni­kowych, konstytucyjnych zapisach; im niżej w hierarchii norm prawnych, tym częściej pojawiają się sprzeczności w przepisach, a zwłaszcza w interpretacji przepisów w konkretnych już przy­padkach – ujawniające różnice, wynikające z religijnych odmien­ności w rozumieniu dobra i zła. Przez co sam taki system prawny staje się nie tylko kruchy, ale i wewnętrznie sprzeczny, co do­datkowo osłabia go.

Przykładem tej sprzeczności jest dopuszczenie w prawie abor­cji czy eutanazji: z jednej strony karane jest zabójstwo człowieka – ale w odniesieniu do ludzi poczętych, a jeszcze nienarodzonych lub bardzo zniedołężniałych zakaz ten nie obowiązuje. Taki sys­tem prawny opiera się na dwóch sprzecznych normach: nie wolno mordować jednych – ale innych mordować wolno. „Nie wolno mordować” tkwi w światopoglądzie opartym na autorytecie reli­gijnym – „wolno mordować” tkwi w światopoglądzie ateistycz­nym opartym na nagiej sile.

Inny przykład: prawne przyzwolenie na ubój rytualny. Na gruncie religii chrześcijańskiej zadawanie cierpień zwierzętom jest nieetyczne i niemoralne, dopuszczane jedynie w badaniach naukowych nad poszukiwaniem środków ratujących życie ludz­kie. W judaizmie „koszerność” mięsa pochodzącego z barbarzyń­skiego uboju rytualnego jest wręcz obowiązkiem religijnym! Jeśli przyjąć za ów wspólny mianownik chrześcijaństwa i judaizmu w tej kwestii „zakaz dręczenia zwierząt” (co znajduje w kodeksie karnym wyraz w postaci odpowiedniego przepisu), nie da się uniknąć sprzeczności na niższym piętrze ustawodawstwa – bo dopuszczenie uboju rytualnego ze względu na nakaz tolerancji dla religii judaistycznej stoi w sprzeczności z chrześcijańskim dopuszczaniem cierpienia zwierząt tylko ze względu na poszu­kiwanie metod ratowania życia ludzkiego. Jeśli więc konkretny wyrok sądowy dopuścił ubój rytualny, znaczy to, że sąd ten – na gruncie tego samego prawa – wyżej ocenił potrzebę ochronę reli­gii judaistycznej niż religii chrześcijańskiej. Religię judaistyczną potraktował w sposób uprzywilejowany, kierując się względami nie prawnymi, a politycznymi.

Inny przykład: w prawie polskim karane jest podawanie „w wątpliwość niemieckiego ludobójstwa dokonanego na Żydach, ale nie jest karane poddawanie w wątpliwość tureckiego ludobój­stwa dokonanego na Ormianach, sowieckiego ludobójstwa doko­nanego na „warstwie obszarników i burżujów”, czy ludobójstwa dokonanego przez czerwonych Khmerów w Kambodży. Mniejsza już o to, czy takie zakazy prawne powinny w ogóle obowiązywać w sferze opinii i poglądów. Jednak te, które obowiązują, świadczą o wewnętrznej sprzeczności prawa wobec takich samych zacho­wań: wobec kwestionowania powszechnie uznanych i udowod­nionych oczywistości.

Kompromisowa metoda opierania systemu prawnego na „wspólnym mianowniku” wyciągniętym z różnych etyk różnych religii – a więc z różnych światopoglądów – niesie za sobą bardzo niebezpieczne inne konsekwencje. Bo jaki na przykład może być wspólny mianownik etyczno-moralny między religią uznającą Żydów za „naród wybrany”, bardziej wartościowy od „gojów”i innych narodów, któremu sam Bóg obiecał władzę nad inny­mi narodami – a religiami uznającymi Boga za sędziego ludz­kich uczynków, a nie za politycznego dobrodzieja tego czy in­nego „narodu wybranego”? Taki „wspólny mianownik” omijać musi najbardziej kontrowersyjne różnice w pojmowaniu dobra i zła przez poszczególne religie, ograniczać się do ogólnikowości i płytkości „wspólnego mianownika”, więc do ogólnikowości sformułowań prawnych. Prawo oparte na tak skromnym i płytkim wspólnym mianowniku „międzyreligijnym” stwarza wielkie pole do politycznych nacisków na jego konkretne interpretacje przez sądy w konkretnych już przypadkach. I tu pokazuje się właśnie rola politycznych ..

Jeszcze gorzej dzieje się, gdy prawo stanowione próbuje po­godzić -jak w preambule polskiej Konstytucji 1997 roku, ale i w jej zapisach – normy oparte na etyce religijnej z normami opar­tymi na światopoglądzie ateistycznym. Ponieważ w starciu tych dwóch światopoglądów nie ma miejsca na kompromis – na grun­cie koniunkturalnie i kompromisowo fonnułowanego prawa musi dochodzić do sytuacji, gdy decyduje czynnik polityczny. Takie prawo wcześniej czy później staje się przedłużeniem polityki kosztem redukcji prawa.

W przestrzeni konfliktów międzyludzkich toczy się zawsze cicha ale zażarta walka cywilizacyjna na dwóch różnych pozio­mach: walka między rozumieniem sprawiedliwości w oparciu o jakiś system etyczny, więc religijny – a jej rozumieniem jako racji nagiej siły, co oznacza ujmowanie społeczeństwa ludzkiego jako zwierzęcego stada; jest to ten najgłębszy poziom zasadniczej róż­nicy: między religijnym a ateistycznym światopoglądem, który nie odwołuje się do Autorytetu Absolutnego, lecz do moralnego relatywizmu1. Drugi, wyższy poziom trwającej tam walki pomię­dzy cywilizacjami to płaszczyzna religijna: wedle etyki której re- ligii rozstrzygać konflikty międzyludzkie? Etyka której religii ma być fundamentem systemu prawnego?

Dlatego żydowskie lobby polityczne przywiązuje tak wielką wagę do judaizacji chrześcijaństwa. Prawo ma być słabe i płytkie, a wobec słabości prawa – etyka żydowska, nie-chrześcijańska, ma rządzić tam, gdzie nie sięga prawo. Tylko tam, gdzie chroni interesy żydowskie – prawo ma być twarde i głębokie…

Prawo oparte na skromnym „wspólnym mianowniku” religij­nym jest słabe w praktyce, bo właśnie ograniczone swą ogólni­kową kompromisowością; jest nadto słabe w swym społecznym oddziaływaniu, bo jest płytkie: unika wchodzenia w szczegóły wszędzie tam, gdzie mógłby objawić się jednak poważny kon­flikt norm etycznych różnych religii, objętych ogólnikowo owym wspólnym mianownikiem – gdy tymczasem każdy spór prawny jest szczególny: „diabeł tkwi w szczegółach”. Takie prawo nie jest też konsekwentne; gdyż tam, gdzie w swej płytkości unika jednoznacznych rozstrzygnięć pozwala na kształtowanie się sto­sunków międzyludzkich w drodze wałki politycznej, a nie po­przez odwołanie się do ładu prawnego. Takie prawo nie cemen­tuje społeczności – dezintegruje ją.

W państwach, których system prawny opiera się na takim słabym, skromnym wspólnym religijnym mianowniku etyczno- -morałnym, dokonuje się powolna erozja samego rozumienia sprawiedliwości, a „państwo prawa” ustępuje z wolna miejsca państwu-sitwie, Orwellowskiemu państwu, w którym Jedne „zwierzęta sa równiejsze od innych”.

Wybitny polski filozof Feliks Koneczny zauważył trafnie, że nie można być cywilizowanym na dwa sposoby i to jego stwierdze­nie zachowuje swą ważność także w odniesieniu do państw2. Nie ma państw neutralnych światopoglądowo, światopoglądowo kom­promisowych. Co najwyżej ich systemy prawne są wewnętrznie sprzeczne i dość łatwo jest ustalić, które normy prawne – sprzeczne z innymi – mają jednak wyraźne preferencje w praktyce, więc które są politycznie uprzywilejowane. I o to też toczy się zacięty lob­bing polityczny w Polsce, w który zaangażowane jest żydowskie lobby polityczne: o przywileje dla Żydów w prawie stanowionym, o przywileje dla Żydów w stosowaniu prawa oraz o przywileje dla Żydów w interpretacji prawnych zapisów. Ciągle to samo.

Lobby żydowskie przeforsowało w obowiązującej polskiej Konstytucji z 1997 roku tzw. preambułę Mazowieckiego, która sprawia, że polski system prawa zawiera nie tylko ów ograni­czający cywilizacyjnie wspólny mianownik religijny, ale nawet wspólny mianownik mający pogodzić religię z programowym ateizmem, wszelkie religie zwalczającym. System prawny opar­ty na takim „kompromisie” pracuje na rzecz destrukcji samego pojęcia sprawiedliwości, bo jak pogodzić „wartości ateistyczne” z wartościami religijnymi? Stada nie da się pogodzić ze społe­czeństwem, cech naturalnych człowieka – z cechami człowieka jako produktu inżynierii społecznej, ani nagiej siły – ze sprawie­dliwością. Ujawniające się często różnice zmuszają sądy do poli­tycznego lawirowania w uzasadnieniach swych wyroków, a wy­roki stają się małosprawiedliwe, za to bardzo upolitycznione.

Judaizacja chrześcijaństwa (które nie jest przecież kontynu­acją, ale przeciwnie, przezwyciężeniem judaizmu) – to stały ele­ment obecny w działaniu żydowskiego lobby politycznego, nie tylko zresztą w Polsce, ale w Polsce, ze względu na jej katolicką tradycję, działanie to jest szczególnie nasilone.

Żydzi nie są „naszymi starszymi braćmi w wierze”. To wyrwa­ne z kontekstu zdanie Jana Pawła II bywa mocno nadużywane… Judaizm i chrześcijaństwo mają wspólną tylko wiarę w jednego Boga – ale nie jest to ten sam Bóg. Judaizm i chrześcijaństwo mają ze sobą tylko tyle wspólnego, że obydwie te religie są mo­noteistyczne, głoszą wiarę w jednego Boga. Judaizm jest jednak formą monolatrii – wiarą w jednego wprawdzie tylko Boga, ale w Boga jednego tylko narodu, narodu żydowskiego, gdyż podsta­wą judaizmu jest obietnica polityczna udzielona Abrahamowi: Potomstwu twojemu daję ten kraj, od rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat. Nie jest to obietnica uniwersalna bo dana jest jednemu tylko narodowi, ma charakter całkowicie polityczny: obiecuje jednemu narodowi, narodowi żydowskiemu, polityczne panowanie nad konkretnym obszarem i innymi narodami. Chrze­ścijaństwo niesie zupełnie inną obietnicę. Nie jest to obietnica po­lityczna (panowania jakiegoś narodu nad jakimkolwiek obszarem i jakimikolwiek innymi narodami), ale obietnica nieśmiertelności i zbawienia duszy każdego, kto przyjmie chrzest. Chrześcijań­stwo jest uniwersalne i ponadnarodowe. Chrześcijaństwo po­zbawiło naród żydowski charakteru narodu uprzywilejowa­nego w oczach Boga i mającego własnego Boga, a tym samym uprzywilejowanego wobec innych narodów – i dlatego zwalczane jest tak zgodnie przez wszystkie żydowskie lobbies polityczne, tak przez wierzących, jak niewierzących Żydów.

Kościół katolicki w Polsce zwalczany jest zresztą wcale nie przez zarejestrowanych w ledwo ośmiu gminach żydowskich rap­tem 1200 wyznawców judaizmu… – ale przez niemal całkowicie zdominowane przez ateistyczną lewicę żydowskie lobby politycz­ne, które – obok zastępczej „świeckiej religii” holokaustu – wyznaje dzisiaj neo-marksizm w postaci „politycznej poprawności”, czyli doktryny Antoniego Gramsciego, włoskiego komunisty, „napra­wiacza” Marksa i Lenina. Wedle Gramsciego nie należy budować „nowego społeczeństwa komunistycznego” poprzez rewolucyjne niszczenie prywatnej własności, gospodarki kapitalistycznej i fi­zyczną eksterminację „klas posiadających”, ale poprzez stopniowe, powolne i konsekwentne niszczenie cywilizacji łacińskiej, której fundamentem jest chrześcijaństwo. Neo-marksizm zakłada zatem nie rewolucje komunistyczne, ale „długi marsz”: poprzez stopnio­wą likwidację indywidualistycznej cywilizacji chrześcijańskiej, opartej na prawie naturalnym i zastąpienie jej cywilizacją kolekty­wistyczną, opartą na demagogicznych „prawach człowieka” (coraz to wymyślane nowe „prawa człowieka” – to po prostu odmiana marksistowskiego „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb”, przy czym oceną tych cudzych „zdolności” i „potrzeb” zajmowaliby się „obywatele równiejsi od innych”…). W tym założeniu społeczeństwo odarte z chrześcijańskich (a sze­rzej: religijnych) wartości i norm moralnych, wyrugowanych ze świadomości obywateli, stanie się wreszcie, po „długim marszu”, społeczeństwem komunistycznym: ludzkim stadem.

W Polsce po roku 1989 środowiska żydowskie poczuły się sil­ne odnowieniem swych dobrych relacji z komunistami przy okrą­głym stole i w Magdalence, zaczęły więc szybko zrywać wątłe więzi nawiązane wcześniej (w latach siedemdziesiątych) z Ko­ściołem katolickim: obserwujemy więc przybierające na sile ataki żydowskiego lobby politycznego na Kościół katolicki, dokonujące się głównie za pośrednictwem „Gazety Wyborczej”, żydowskiej gazety dla Polaków, mającej kształtować ich poglądy zgodnie z in­teresami żydowskiego lobby politycznego. Przedstawiać żydowski punkt widzenia jako obiektywnie słuszny, a odmienne spojrze­nia jako niesłuszne lub „antysemickie” – taka jest istota propa­gandy tej żydowskiej gazety. W walce z Kościołem katolickim w Polsce żydowskie lobby polityczne ma dzisiaj za sojusznika postkomunistyczną lewicę, która po gospodarczym bankructwie marksizmu-leninizmu przeszła na „polityczną poprawność”, na ten nowy marksizm, prowadzący jednak po staremu ludzkie społeczności w stronę tresowanego stada. A że nie ma stada bez przewodnika, a glina wymaga garncarza by lepił z niej naczynie – współczesna żydo-komuna spotyka się ponownie we wspólnym dążeniu do przewodzenia takiemu ludzkiemu stadu: Żydzi zachę­cani są do uznawania swej wyjątkowości i „roli przewodniej” swą trybalistyczną religią, neomarksiści – kultem nagiej siły, jedyną ideologią wszystkich ateizujących totalniaków.

W sferze ideowej mieści się także inny cel żydowskiego lobby politycznego w Polsce: jego polityka historyczna, więc propa­ganda dotycząca obrazu przeszłości. W naszej epoce, naznaczonej religijnym wątpieniem (którego doświadcza także judaizm) rośnie potrzeba „religii zastępczych”, świeckich. Holokaust – rozumiany jako wyjątkowe, nie mające precedensu w dziejach ludobójstwo – wykorzystywany jest przez żydowskie lobbies polityczne jako instrument cementujący społeczność żydowską w epoce sekulary­zacji. Świecka religia holokaustu nadaje się znakomicie i do poli­tycznej eksploatacji, i do czerpania z niej finansowej renty tytułem bezprawnych przywilejów. Holokaust dokonany przez niemiec­kich socjalistów podczas II wojny światowej wywołał w świecie zrozumiałe wielkie współczucie dla Żydów, dość długo utrzymu­jące się po wojnie. Niektórzy z nich nie zadowolili się niemiec­kimi odszkodowaniami; zauważyli, że oskarżając inne narody o współudział w holokauście można i od innych państw żądać „odszkodowań”. Stąd żydowska polityka historyczna, czyli propa­ganda żydowskiego lobby politycznego w Polsce fabrykuje i mno­ży oskarżenia Polski i Polaków o „współudział w holokauście”. Gdy pod rządami kanclerza Gerharda Schródera Niemcy oświad­czyły w latach dziewięćdziesiątych, że „czas niemieckiej pokuty skończył się” – oznaczało to, że Niemcy uznały, iż wystarczająco zapłaciły już Żydom za ludobójstwo wojenne. Przedsiębiorstwo holokaust skoncentrowało się zatem na Polsce, mnożąc oskarżenia Polaków o współpracę w niemieckim ludobójstwie. Ta żydowska polityka historyczna – propaganda – stanowi stały element wojny psychologicznej, jaką przedsiębiorstwo holokaust wypowiedziało Polsce w połowie lat dziewięćdziesiątych, kiedy to przewodniczą­cy Światowego Kongresu Żydów Izaak Singer zaszantażowal wła­dze polskie, mówiąc: „Jeśli Polska nie spełni żydowskich roszczeń majątkowych – będzie upokarzana na arenie międzynarodowej”. Było to wypowiedzenie Polsce wojny, na razie psychologicznej, mającej uzasadniać planowany rabunek majątkowy3.

Ta żydowska polityka historyczna, ta żydowska propaganda oskarżająca Polaków o współudział w ludobójstwie niemieckim zbiega się z propagandą niemiecką, z niemiecką „polityką histo­ryczną”, dążącą z kolei do wybielania Niemców z win za wo­jenne ludobójstwo. Fakt, że przedstawiciele politycznego lobby żydowskiego w Polsce milczą na temat ścisłego współdziałania niemiecko-żydowskiego w atakach na Polskę świadczy dobitnie, „że i dzisiaj polityczne lobby żydowskie w Polsce żyje swym od­rębnym, nie polskim życiem – jak to było przed wojną i jak to było – w jeszcze większej mierze – w czasach I Rzeczypospolitej. To nadal bardziej obce ciało w ciele narodu: „przybysze”, „goście” -jak określali Żydów Czartoryski, Staszic… – niż „sąsiedzi”.

Holokaust przedstawiany jako „największa zbrodnia w dzie­jach” wymaga – konsekwentnie – „największego przeciwdziała­nia” i nic nie jest ważniejsze niż przeciwdziałanie powtórnemu holokaustowi, któremu rzekomo sprzyja antysemityzm; w ten sposób antysemityzm prezentowany jest w propagandzie żydow­skiej jako szczególnie naganna postawa, która powinna być kara­na w sposób szczególnie surowy, twardy i głęboki, zatem szcze­gólnie uprzywilejowany.

Tymczasem antysemityzm to postawa charakteryzująca się nielubieniem Żydów, przy czym ta antypatia uzasadniana jest przez antysemitów bardzo różnie z punktu widzenia racjonalno­ści uzasadnienia. Z postawy antysemickiej, a więc z antypatii do Żydów, nie wynika jeszcze żaden postulat dyskryminacyjny wobec Żydów.

Warto zwrócić uwagę na fakt, że w 2014 roku, pod rządami Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego, Sejm uchwalił ustawę zawierającą zapis przyznający Żydom, którzy prze­żyli holokaust, polskie emeiytury. Są one symboliczne, ale rzecz nie w ich wysokości, a w samym precedensie: państwo polskie płaci ofiarom rządów niemieckiego okupanta! To wyjątkowo drastyczny i rażący przywilej. Wysokość tych emerytur – chociaż dzisiaj sym­boliczna, skromna (100 euro miesięcznie) – może zostać zawsze „wyrównana”, zwiększona… A jeśli już raz państwo polskie uznało swą odpowiedzialność materialną za niemieckie postępowanie wo­bec Żydów – czemu żydowskie lobby polityczne miałoby rezygno­wać z prób poszerzenia czy pogłębienia tej odpowiedzialności?… Z prób rozszerzenia i pogłębienia tego przywileju?

Pozostawmy otwarte pytanie o przyczyny łatwości uzyskania tego przywileju: korupcja? Szantaż? Jedno i drugie? Coś wię­cej?… A może także „coś mniej”: tandetność spodstolnych poli­tyków III RP?…

Obarczanie współodpowiedzialnością za holokaust (przedsta­wiany propagandowo jako „największa zbrodnia w dziejach ludz­kości”) innych narodów, w tym Polaków, ma także cel równole­gły do zgłaszanych roszczeń materialnych – cel ściśle polityczny. Przenosi mianowicie ciężar odpowiedzialności z Niemiec – na inne narody, co leży także w interesie historycznej polityki nie­mieckiej, niemieckiej propagandy. Na tym wspólnym gruncie nie­mieckiego wybielania się z wojennego ludobójstwa i żydowskich oskarżeń Polaków o współudział w tym ludobójstwie zarysowała się możliwość politycznej współpracy niemiecko-żydowskiej wobec Polski (pisał już o niej Dmowski!).

Niemcy konsekwentnie, uparcie realizują długofalowy plan polityczny „Mitteleuropy” (naszkicowany jeszcze w początkach XX wieku), polegający m.in. na uczynieniu także z Polski obszaru pozbawionego silnego przemysłu, obszaru „gospodarki uzupeł­niającej” gospodarkę niemiecką i rezerwuaru taniej siły roboczej. Silna, dominująca pozycja majątkowa i ekonomiczna Żydów w takiej Polsce czyniłaby z nich „niemieckich nadzorców” Polaków i polskiego życia politycznego: sytuacja nadzwyczaj wygodna dla Niemców, tym bardziej, że w przypadku polskich protestów i „buntów” łatwo byłoby już wspólnie oskarżać Polaków o „pol­ski antysemityzm” i pod tym szyldem tłumić ich opór. Już raz – w czasach stalinowskich – polityczne lobby żydowskie podjęło się przecież jawnie i ostentacyjnie takiej właśnie roli, roli nadzor­ców, tyle że wysługujących się wtedy Sowietom.

Propaganda żydowskiego lobby politycznego w Polsce w za­kresie „polityki historycznej” łączy zatem w sobie dwa cele: cel roszczeniowy, ekonomiczny – z elementem ściśle politycznym, jakim jest zwiększenie swego wpływu na władzę. Obydwa te cele wiążą się z niemiecką polityką wobec Polski, spętanej i ogra­niczonej w swej suwerenności traktatem lizbońskim i członko­stwem w Unii Europejskiej.

Wyłudzenie od władz polskich majątku, szacowanego na po­nad 60 miliardów dolarów jest najważniejszym ekonomicznym celem żydowskiego lobby politycznego w Polsce. Zważywszy na rażącą bezczelność i brak podstaw prawnych tych żądań mająt­kowych – są one w Polsce formułowane przez żydowskie lobby polityczne (na razie?) dość oględnie; rolę „głównych nagania­czy” wzięły na siebie trzy amerykańskie organizacje żydow­skie: Światowy Kongres Żydów, Amerykański Kongres Żydów i Organizacja Restytucji Mienia Żydowskiego. Jednak w roku 2011 także Państwo Izrael udzieliło oficjalnego wsparcia tym żądaniom, powołując agendę rządową rządu Izraela – agencję HEART, afiliowaną przy Unii Europejskiej (za zgodą polskiego rządu Platformy Obywatelskiej i PSL!). Kiedy reprezentujący rząd Tuska Władysław Bartoszewski usiłował zbagatelizować ten fakt, stwierdzając tuż po afiliacji, że agenda rządu izraelskiego nie będzie żądać żadnego majątku od Polski – szefostwo agen­dy natychmiast zdementowało to oświadczenie Bartoszewskiego deklarując, że – przeciwnie – „tym też będzie się zajmować”4!… Na to dementi ani rząd Tuska, ani Bartoszewski nie zareagowali.

Zaspokojenie bezprawnych żydowskich żądań majątkowych (wartości ponad 60 miliardów dolarów) oznaczałoby zubożenie Polaków a zarazem stworzenie dla Żydów w Polsce potężnej materialnej podstawy, stawiając ich w pozycji uprzywilejo­wanych właścicieli, uprzywilejowanej warstwy dominującej ekonomicznie.

Taka żydowska dominacja ekonomiczna w Polsce – więc i po­lityczna – leży, jak się wydaje, także w interesie obydwu „strate­gicznych partnerów, Niemiec i Rosji, nie tylko samych Niemiec. Już w latach osiemdziesiątych minister spraw zagranicznych Ro­sji, Edward Szewardnadze, deklarował dobrosąsiedzkie stosunki między Rosją a Niemcami pod warunkiem, że pomiędzy tymi dwoma krajami stworzona zostanie „strefa buforowa” obejmują­ca Polskę. Państwo leżące w strefie buforowej musi zatem zostać zwasalizowane, a jego polityka – dostosowana do interesów oby­dwu „buforów”. Z tych powodów tak Niemcy, jak Rosja (mająca już przecież spore doświadczenia z lat stalinowskich w zarzą­dzaniu Polską za pośrednictwem Żydów) nie są i nie będą nie­chętne wyposażeniu w Polsce żydowskiej mniejszości narodowej w potężny majątek i wyznaczeniu żydowskiemu lobby politycz­nemu roli politycznych zarządców takiej „buforowej” Polski.

Z niemieckiego punktu widzenia ma to ten dodatkowy walor, że wespół z tak silnym lobby żydowskim rządzącym Polską Niem­cy mogłyby dalej uwalniać się od odpowiedzialności za II wojnę światową, przerzucając tę odpowiedzialność na Polskę. Już dzi­siaj widać wyraźnie, że tak propaganda niemiecka, jak żydowska w ramach tzw. polityki historycznej czynią w tym kierunku wielkie starania (publikacje Żydowskiego Instytutu Historycznego, selek­tywnie ukazana historia Żydów w warszawskim Muzeum Historii Żydów Polskich, liczne produkcje filmowe w branży show businessu i medialna „tresura do filosemityzmu” w spodstolnych me­diach i państwowym systemie edukacyjnym).

Co do Rosji – znamienne było oświadczenie Putina podczas jego wizyty na Helu w 2009 roku; powiedział wtedy – jak to mó­wią – „otwartym tekstem”, że jedną z głównych przyczyn II wojny światowej był traktat wersalski (to samo mówił Hitler…). A właśnie traktat wersalski uznawał de iure odrodzone Państwo Polskie na gruncie międzynarodowym…

Fakt, że lobby żydowskie w Polsce dość niechętnie wypowia­da się na razie w sprawie żądań amerykańskich organizacji ży­dowskich i agencji HEART, nie może mylić: gdyż żaden z przed­stawicieli politycznego lobby żydowskiego w Polsce nigdy nie przeciwstawi! się tym żądaniom, ani nie potępił ich rasistow­skiej podstawy („Żydzi dziedziczą po Żydach z pominięciem pra­wa spadkowego”). Kto milczy ten potwierdza – mawiali antycz­ni Rzymianie. Dziennikarze spodstolnych mediów, trzymani na krótkiej smyczy przez oficerów prowadzących, starannie unikają indagowania w tej kwestii nie tylko prominentów żydowskiego lobby politycznego w Polsce, ale i spodstolnych „polityków” polskich… Świadczy to o sile niewidzialnej cenzury wewnątrzredakcyjnej w III spodstolnej RP. Cóż, wiele tajnych „bytów” nie widać gołym okiem, a przecież nie zniknęły, nie wyparowały: Wojskowe Służby Informacyjne, majątek zagrabiony w ramach FOZZ, akta ukryte w tzw. zbiorze zastrzeżonym IPN, „Aneks do raportu o likwidacji WSI”…

Podtrzymywanie i instytucjonalna eskalacja żydowskich żą­dań materialnych skutkuje – między innymi wskutek milczenia F bierności mainstreamowych mediów – pozbawionym społecz­nego sprzeciwu klimatem politycznym w Polsce.

Ustawa o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydow­skich w jej obecnym kształcie przyczynia się także do budowania potężnej i nieuzasadnionej podstawy materialnej dla żydowskiego lobby politycznego w Polsce. Szwindle związane z realizacją tej ustawy opisane zostały we wspomnianym powyżej tekście, opubli­kowanym w magazynie „Forbes” i w przytoczonych wywiadach prasowych Bolesława Szenicera. Wydaje się, że to wierzchołek góry lodowej: bo jakże wytłumaczyć fakt, że osiem żydowskich gmin wyznaniowych w Polsce, zrzeszających łącznie niespełna 1200 członków, żąda od państwa ponad 6 tysięcy nieruchomości „na cele religijne, społeczne i kulturalne”?! Mienie szacowane już nie w miliony złotych, a w miliardy?… Czy nie mamy tu do czy­nienia z zakamuflowaną formą realizacji części żydowskich żądań przedsiębiorstwa holokaust?…

1200 wyznawców – to liczba wiernych przeciętnej parafii rzymskokatolickiej w mieście średniej wielkości. Czy jest do po­myślenia, żeby licząca tysiąc wiernych parafia rzymskokatolicka dostała kilka tysięcy nieruchomości „na cele religijne, społecz­ne i kulturalne”?… Pokazuje to, jak wielkiego i rażąco urąga­jącego poczuciu sprawiedliwości przywileju udzieliły władze spodstolnej III RP Żydom.

Jest nader dziwne, że kwestia „zwrotu” majątku żydowskim gminom wyznaniowym nie stała się dotąd ani razu przedmiotem kontroli Najwyższej Izby Kontroli ani żadnej poselskiej interpe­lacji! Daje to wiele do myślenia.

Warto wreszcie zwrócić uwagę na politykę kadrową uprawia­ną przez żydowskie lobby polityczne, nie tylko zresztą w Polsce. Polega ona na wykorzystywaniu żydowskich mediów (głównie „Gazety Wyborczej”, radia Tok FM, „Tygodnika Powszechnego”, miesięcznika „Więź”) do lansowania i reklamowania Żydów, do kreowania największych nawet miernot na naukowe autorytety czy artystyczne „talenty”. Wymowne przykłady, pierwsze z brze­gu: Tomasz Gross jako „historyk”, Jerzy Lewinkopf-Kosiński jako „pisarz”, Ryszard Kapuściński jako „wybitny reportażysta”, Zygmunt Bauman czy Włodzimierz Brus jako „naukowcy”… Ta­kie przykłady idą w dziesiątki – zwłaszcza w sferze dotowanej przez państwo „kultury” i państwowej edukacji, gdzie więcej znaczą naciski polityczne, niż prawdziwe dokonania artystyczne czy naukowe. Kreowanie fałszywych „autorytetów”, ich lanso­wanie, reklamowanie i okadzanie – to szczególnie chętnie upra­wiana metoda promowania „swoich”. Takich propagandowych „wydmuszek” jest znacznie więcej; zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że pośród lansowanych przez żydowskie lobby po­lityczne tego rodzaju „autorytetów” – miernot jest zdecydowana większość. Ich lansowanie służy później wywieraniu medialnej presji na władze, by tymi właśnie nadętymi „wydmuszkami” ob­sadzały ważne w nauce czy kulturze stanowiska. W ten sposób w przestrzeni państwowego życia publicznego tworzona jest ży­dowska „kadra wewnętrzna”, na podobieństwo „wewnętrznej partii”, jaką żydowskie lobby polityczne tworzyło w czasach PRL wewnątrz rządzącej PZPR.

Wówczas czerpało swą siłę z przywileju nadanego przez sa­mego Stalina w zamian za kontrolę nad komunistami polskimi; dzisiaj – z przywilejów uzyskiwanych od kolejnych spodstolnych ekip rządzących.

Propagandowemu lansowaniu i promocji Żydów towarzy­szy zarazem działalność lobby żydowskiego dyskredytująca w oczach opinii publicznej osoby o niewygodnych dla tego lobby poglądach. „Antysemita”, „ksenofob”, „faszysta”,”ciemnogród” – to najczęstszy repertuar etykietek, które temu lobby zastępują argumenty. Jednak zaobserwować można, że Polacy oswoili się już z tego typu metodą propagandową i nie jest już skuteczna. To­też w jej miejsce lobby żydowskie sięga coraz częściej po dono­sy (o „antysemityzmie” czy „mowie nienawiści”) kierowane do organów państwa, przy czym najczęściej nie mają one żadnych podstaw prócz chęci zaszkodzenia niewygodnym dla lobby ży­dowskiego osobom. Coraz częściej też donosy takie są odrzucane przez uczciwych sędziów, zwłaszcza niepodatnych na polityczny szantaż i nacisk z racji swej PRL-owskiej przeszłości. Zważyw­szy jednak, że w III RP następuje wspomniane, niebezpieczne upolitycznienie prawa – można prognozować, że żydowskie lobby polityczne będzie coraz bardziej korzystać z politycznego lobbingu w sferze wymiaru sprawiedliwości.

* * *

Gdy spogląda się wstecz na historię stosunków polsko-żydow­skich, nasuwa się spostrzeżenie, że żydowskie lobby polityczne słabsze było wobec władz polskich wtedy, gdy społeczność ży­dowska była w Polsce o wiele liczniejsza, niż dzisiaj. Jak wy­tłumaczyć ten paradoks? Czy umyka nam – z braku dokumen­tów historycznych – obraz prawdziwych ówczesnych wpływów lobby żydowskiego, które w praktyce były silniejsze? Czy może powodem tak silnych dzisiejszych wpływów lobby żydowskiego w III, spodstolnej Rzeczypospolitej są nowe przyczyny, które nie występowały w czasach I i II Rzeczypospolitej?

I Rzeczpospolita – zanim upadła – była przez długie wieki pań­stwem suwerennym; II Rzeczpospolita – przez cały okres swego krótkiego istnienia. PRL nie była państwem suwerennym, a III, spodstolna Rzeczpospolita (która nie wywalczyła swej suweren­ności, a przyjęła ją „w darze” od umawiających się stron – amery­kańskiej i sowieckiej – w 1989 roku, i w której nie dokonano de­komunizacji, a która przyjęła nadto traktat lizboński) – państwem suwerennym też nie jest. W państwach niesuwerennych rola lob- bies politycznych nie tyle zależy od liczebności środowiska, jakie reprezentują, ile od obcych sił politycznych, jakie za nimi stoją. Wydaje się, że żydowskie lobby polityczne w Polsce było najsil­niejsze w stalinowskim okresie PRL, czyli w łatach 1945-1956.

W Ameryce rola żydowskiego lobby politycznego była wielka już przed II wojną światową, jego wpływ na amerykańską poli­tykę już wtedy był spory – ale suwerenna II Rzeczpospolita nie łatwo poddawała się amerykańskiej polityce w takim zakresie, w jakim kształtowało ją w Ameryce lobby żydowskie (pisze o tym m.in. Roman Dmowski w swej „Polityce polskiej”). Dzi­siejsza niesuwerenna III RP jest państwem szalenie słabym a wpływy żydowskiego lobby politycznego w Ameryce niepo­miernie w międzyczasie wzrosły. W porównaniu z II Rzecząpospolitą – wzrosło też uzależnienie polityki polskiej od Niemiec.

Dzisiejsze żydowskie lobby polityczne w Polsce czerpie więc swą siłę w głównej mierze z niesuwerenności III Rzeczypospoli­tej i z siły lobby żydowskiego w Ameryce. Powiedziałbym nawet że w mierze przeważającej. Ale swoją rolę odgrywa też serwilistyczna mentalność spodstolnych elit politycznych III RP (ja­kież podobieństwo do czasów saskich, poprzedzających rozbiory II Rzeczypospolitej!), ta sama destrukcyjna siła, o której mówili każdy swoim językiem – i Roman Dmowski, i Józef Piłsudski. Ten pierwszy – gdy wspominając konferencję wersalską, mówił o „mentalności niewolniczej”, skłonnej do buntu przeciwko ak­tualnym panom, ale nie do prowadzenia suwerennej polityki; ten drugi – gdy mówił, że dość miał siedzenia w „wychodku” w priwislinskim kraju pod carskim zaborem.

Tej tandety „elit” boleśnie doświadczyliśmy dwukrotnie: raz w czasach saskich, poprzedzających rozbiory, gdy obcy jurgielt zastępował nagminnie politykę polską – i w czasach „transforma­cji ustrojowej” z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdzie­siątych XX w. – aż do dzisiaj…

Często siła obcych bierze się z własnych słabości. I często fał­szywe mniemanie o cudzej potędze wynika z fałszywego mnie­mania o własnej bezsilności.

Marian Miszalski

0

Wiadomosci 3obieg.pl

Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl

1314 publikacje
11 komentarze
 

4 komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758