Artykuły redakcyjne
Like

Kto następny, Tusk czy Merkel i co z tego dla nas?

09/02/2017
923 Wyświetlenia
1 Komentarze
9 minut czytania
Kto następny, Tusk czy Merkel i co z tego dla nas?

Unię Europejską czekają w najbliższym czasie dwa spektakularne wybory.

Pierwszy to wybór przewodniczącego UE, a drugi to wybory parlamentarne w Niemczech, czyli w konsekwencji nowego kanclerza.

Formalnie pierwszym urzędnikiem UE jest jej przewodniczący, praktycznie zaś samo zestawienie urzędu kanclerskiego w Niemczech z urzędem unijnego przewodniczącego może mieć tylko wyraz humorystyczny.

0


Pani Merkel pojawiła się wreszcie w Warszawie po tylu zwłokach w sytuacji, w której jest chyba pewna swego, co może budzić zdumienie wielu Europejczyków.
Po licznych klęskach politycznych, po których nie podniósłby się żaden inny polityk, otrzymuje stuprocentowe poparcie swojej partii i, co może dziwić, sojuszniczej CSU.
Jeżeli jednak uwzględni się fakt, że po kilkunastoletnich rządach, ani CSU ani CDU nie są w stanie zaprezentować jakiegokolwiek innego kandydata z szansami na sukces, to ta decyzja była nieunikniona.
Ponadto Niemcy lubią i umieją liczyć, a mają co zdominowawszy europejską gospodarkę i podporządkowując sobie bezwolny twór – UE.
CSU ze 150 tys. członków i 45 posłami w zestawieniu z CDU – ponad pół miliona członków i 180 posłami, nie może liczyć na sukces mimo chęci wprowadzenia zmian w niemieckiej polityce.
A zatem zimna kalkulacja spowodowała, wbrew logice, poparcie dla przegranej liderki.

Coś takiego może być do pomyślenia tylko w Niemczech, W Anglii zwycięski przywódca narodu – Churchill zostaje pozbawiony władzy niemal natychmiast po swoim triumfie, tylko ze względu na ocenę jego przydatności w pokojowej odbudowie powojennej.
Najnowsze sondaże wyborcze w Niemczech wskazują na możliwość wygrania wyborów przez połączone siły lewicy z CDU/CSU z ewentualnością stworzenia kuriozalnego „języczka u wagi” przez AfD /alternatywa dla Niemiec/.
Zarysowała się zatem szansa na powstanie „słabych rządów” w Niemczech, czego nie było przez ostatnie kilkadziesiąt lat.

I to jest zasadniczy powód, dla których niemieckie elity gospodarcze zdecydowały o „zwarciu szeregów” i lansowanie obecnej kanclerki.
Tym Niemcy różnią się od tego co dzieje się w Polsce, gdzie powstanie jakiejkolwiek szansy na mocniejszy i bardziej dbający o polskie interesy rząd, jest natychmiast z zaciekłością zwalczane.
Tylko kto to i w czyim interesie inicjuje?
Sądzę, że ci sami, którzy dbają o interes niemiecki dbają o to żeby w Polsce było akurat odwrotnie.

Z rozmów przeprowadzonych w Warszawie najważniejsza była z Kaczyńskim, pozostałe można nawet potraktować jako dekorację, a w przypadku aktu hołdowniczego w niemieckiej ambasadzie wyraźne lekceważenie rozmówców.
W zamian za uzyskane pośrednio przez dziennikarza uznanie swojej kandydatury na dalsze rządzenie Niemcami, Merkel musiała się zgodzić z ideą konieczności zmian polityki UE.
Jej osobista pozycja w swojej partii jest pewna, ale pozycja partii nie jest pewna, obawy że Schulz dla Polski byłby gorszym partnerem są nieco na wyrost.
Jeżeli miałby to być rząd chwiejny, a to wobec rozproszenia opozycji jest nieuniknione, to dla dalszych losów UE, Europy, a szczególnie dla Polski może być znakomitą okazją do przeprowadzenia tak daleko idących zmian jak tylko się da.

„Słabe rządy” w Niemczech to według niektórych marzenia ściętej głowy, ale przecież z historii ubiegłego wieku taka sytuacja już zaistniała na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych. Stworzenie „frontu ludowego” przez zwycięskie partie lewicowe pogrążyłoby Niemcy podobnie jak Francję.
Tylko że Niemcy przed tym uratował sam Stalin zabraniając komunistom tworzenia sojuszu z socjalistami, a zrobił to z całą perfidią torując drogę Hitlerowi do władzy i rozpętania krwawej jatki w Europie, która była celem stalinowskiej polityki.

Dzisiaj z osłabienia niemieckiej pozycji może skorzystać cała Europa, ale wbrew obawom wielu nie Putin. Jego relatywnie mocna pozycja zależy wyłącznie od możliwości niemieckich. To nie Putin zadecydował o bałtyckiej rurze i nie on spowodował niemiecką tolerancję wobec swoich wybryków.
Decydujące było uznanie przez silne Niemcy, że są zdolne do tworzenia niezależnego od Amerykanów układu europejskiego. Potęga gospodarcza Niemiec leży u podstaw ich ekspansywnej polityki.
Jednakże sama siła nie wystarcza, potrzebna jest stosowna pozycja rządu.
Zarówno poprzednie rządy SPD, jak i CDU/CSU oraz „wielkiej koalicji” posiadały odpowiedni autorytet, zarysowująca możliwość powstania rządów lewicowych, a raczej zbiorowiska wszelkiej „lewizny” oznaczają znaczny spadek autorytetu, nie mówiąc już o nieuchronnych w tym przypadku zaburzeniach wewnętrznych w Niemczech.

Kolejne zwycięstwo prawicy oznaczałoby szansę na kontynuację obecnej polityki polegającej na konsekwentnym podporządkowaniu sobie zbiorowiska unijnego. Pani Merkel niedwuznacznie dała o tym znać w trakcie rozmów warszawskich, nawet w sytuacji wymuszonej zgody na zmiany, stwierdzając niedopuszczalność tworzenia jakichkolwiek ugrupowań w ramach UE.
Niezależnie od jakichkolwiek perspektyw taka postawa jest nie do przyjęcia nie tylko dla Polski, ale właściwie dla losów samej Europy.
W tym przypadku nie może być żadnych kompromisów, dążenie do zmian musi przybierać na sile i stać się punktem wyjścia dla kształtowania nowej polityki europejskie.

Kraje unijne poza Niemcami, ale niestety bez Anglii – nie mają same szans na dokonanie tych zmian, jednakże przy uzyskaniu wsparcia Ameryki mogą je przeforsować.
Po pierwsze należy zerwać z lansowaniem „Europy dwóch prędkości”, przy których obstaje obecna kanclerka. Jest to zresztą merytorycznie wierutna bzdura, że kraje strefy euro są w stanie nadać większego tempa rozwoju.
Tylko zrównanie praw i umożliwienie przejęcia inicjatywy przez uboższą część Europy stwarza szansę na wykorzystanie w znacznie większym stopniu potencjału materialnego i intelektualnego na rzecz nie tylko wyrównania poziomów, ale przede wszystkim na zwiększenie udziału Europy w gospodarce światowej.
Ten stan przyrostu gospodarki, jaki reprezentuje obecnie UE jest po prostu żenujący.
Obsługa niemieckiej gospodarki i dławienie własnej inicjatywy przynoszą korzyści wyłącznie Niemcom kosztem utrzymywania kolosalnych różnic w poziomie życia poszczególnych krajów i malejących szans na rozwój.

Celem działania podporządkowanych krajów UE powinno być ostateczne obalenie hegemonii niemieckiej na rzecz wspólnoty.
I to jest zasadnicze zadanie, które musi przyświecać wszelkim negocjacjom na tematy europejskie.

Na tym tle wybór przewodniczącego UE ma wymiar krotochwilny, ale dla świętego spokoju można przyjąć ogólne zdanie: – jeżeli jakikolwiek kandydat, Polak, Niemiec czy Maltańczyk, ubiega się o ten urząd i zależy mu na poparciu polskiego rządu, to powinien się do tego rządu zwrócić o poparcie z jakąś ofertą.
I to by było na tyle, jak powiadał mój krajan –profesor mniemanologii stosowanej –Stanisławski.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758