Artykuły redakcyjne
Like

Zamach założycielski Związku Europejskiego

10/04/2014
1394 Wyświetlenia
13 Komentarze
30 minut czytania
Zamach założycielski Związku Europejskiego

Zamieszczony 4 lata temu w „Rossijskiej Gazietie” tekst Siergieja Karaganowa a  przedrukowany zaraz potem w skróconej formie w „Gazecie Wyborczej” nie doczekał się żadnej dyskusji w mediach, komentarzy ani analiz politologów pomimo, że była to przecież wypowiedź człowieka z  Kremla na temat nowej strategii Rosji. I nie tylko Rosji. Oraz zapowiedź geopolitycznych działań.

0


 

Ówcześnie tylko Piotr Skwieciński zauważył (no i autor niniejszego tekstu) że artykuł ten został kompletnie w Polsce przemilczany, jakby w dobrym tonie było o nim nie rozmawiać. No i nie dziwota 0 chciałoby się rzec Nerwosolkiem Baranowskiego: wszak ujawniono tam wizję przyszłości, jaka stoi za za przyjętą strategią Rosji i jaka rola Niemiec jest w tym planie.
Artykuł tak jasno demaskował ówczesne/obecne warunki i kierunki „rozwoju” Unii Europejskiej, okoliczności najnowszych wydarzeń dotyczących Polski oraz działania Tusk-Komorowskiego duetu, że dziwić się, co najwyżej należy, że „Gazeta Wyborcza” w ogóle Karaganowa przedrukowała.
Jak sądzę zrobiła to z rozpędu, bo prostu kolejny analityczny tekst Braci-Rosjan dotyczący UE. Potem jednak do środowiska salonowego dotarło jak jest niebezpieczny, ile pytań prowokuje i gdzie może prowadzić jego komentowanie. Jeszcze, nie daj Boże ktoś by zaczął kojarzyć fakty! Nie ma głupich! I tak właśnie nastała „morda w kubeł”. Nastała, bo musiała, po prostu takie są realia i polskie  media.
Przybliżę pokrótce czytelnikom co w 2010 r. (a jak sądzę kilka lat wcześniej) wykombinowali Moskale wraz z Berlińczykami (bo przecież nie z Brukselą), co już z tego dla nas wynikło oraz co jeszcze wyniknie. Pamiętajmy, że mowa o artykule doradcy i stratega Władymira Putina z 2010 r.
Wizja przedstawiona przez Karaganowa jest klarowna i genialna w swej prostocie: (tu cytat):
Rosja i Europa powinny dążyć do stworzenia wspólnego Związku Europy i do włączania do niego państw, które dotąd jeszcze nie określiły swej orientacji: Turcji, Ukrainy, Kazachstanu itp. Trzeba dążyć do Związku, a nie do biurokratycznych form partnerstwa, choćby strategicznego. Nie będzie łatwo, ale gra jest warta świeczki. W tym celu Rosja, jako jeden z dwóch przyszłych hegemonów Związku powinna występować jako obrońca praw człowieka etnicznych Rosjan mieszkających w „bliskiej zagranicy” w celu uzyskania wpływów politycznych w tych regionach.
Związek Europejski – podobnie jak UE – może zostać stworzony mocą jednego dużego traktatu oraz czterech umów regulujących główne sfery współpracy oraz wielu drobnych umów sektorowych. Pierwszy duży traktat może dotyczyć utworzenia wspólnego obszaru strategicznego zakładającego ścisłą koordynację polityk zagranicznych. Miękka siła Europy mogłaby się połączyć z twardą siłą niemałego potencjału strategicznego Rosji. Ktoś może powiedzieć, że UE nie jest dla nas partnerem. Ale zaraz odpowiem mu, że powinniśmy być zainteresowani wzrostem jego wpływów, i jednocześnie wzmacniać nasze. Słaba Europa będzie osłabiać Rosję.
Drugą kluczową umową mógłby być traktat energetyczny ustalający w Europie jednakowe warunki dostępu firm do złóż, dróg transportowych (czego chce UE) i sprzedaży (czego domaga się Rosja). Taki kompleks mógłby odegrać w dzisiejszej wielkiej Europie tę samą rolę, którą kilkadziesiąt lat temu odegrała Europejska Wspólnota Węgla i Stali.
 
Trzecia umowa powinna stworzyć wspólną przestrzeń gospodarczą i technologiczną z jasnymi zasadami przemieszczania się kapitałów, towarów i ludzi. Być może w perspektywie powinna się ona przekształcić we wspólny obszar celny.
 
I wreszcie – być może najważniejsze – utworzenie wspólnej przestrzeni humanitarnej, kulturalnej i edukacyjnej z ruchem bezwizowym, masową wymianą studentów i stworzeniem w perspektywie wspólnego rynku pracy. Taka perspektywa będzie wymagała dążenia do budowy podobnych instytucji politycznych oraz jednakowego szacunku dla praw człowieka. Ale jak pokazuje doświadczenie UE, unifikacji kultur nie będzie. Będzie za to wzrastać ich przenikanie. Być może trzeba będzie bardziej tolerancyjnie odnieść się do demonstracji gejów, ale zmniejszą się za to możliwości, żebyśmy mogli zachowywać się po świńsku.
Nie bacząc na ewidentny idealizm i trudność realizacji idei Związku Europy, uważam tę ideę za niezbędną i realistyczną. Jako rosyjski Europejczyk wierzę w wielkie wartości europejskie – w racjonalność i rozum. W świecie przyszłości Rosja i Europa (UE) działające wbrew sobie skazane są na degradację i osłabienie. To nieracjonalne i nierozumne.
Karaganow ujawnił tedy Ideę, która dziś się wydaje jak najbardziej realistyczna i wiele wyjaśnia, jeśli chodzi Ukrainę. Zresztą funkcjonuje już od lat jako Doktryna Karaganowa. Nie ulega kwestii, że zamysł ten realizują od lat nie tylko Rosjanie, ale i finansjera Europy Zachodniej. Trzeba bowiem sobie zdać sprawę z ekstraordynatoryjności obecnej sytuacji historycznej. Bodźcem i kopem rozwoju dla wielkich biznesów były od zawsze wojny. To one nakręcały przemysł, logistykę, innowacyjność, produkcję żywności i giełdy. Oczywiście tam, gdzie działania wojenne nie dotarły. To wojny były źródłem wielkich fortun i rozwojów całych branż, regionów oraz państw, które na nich robiły interesy. W obecnych czasach „niestety” mamy blisko 70-letnie status quo, gdy trzeba robić globalny biznes w czasach pokoju (lokalne wojenki to za mało). W tej sytuacji europejskie kraje obracające największym kapitałem takie jak Niemcy, Francja, Włochy czy Wielka Brytania (chociaż jej to dotyczy w mniejszym stopniu) łakomie patrzą na rynek rosyjski ponad 200 mln konsumentów, nieograniczone surowce i bezkresne przestrzenie, które można by zagospodarować. Perspektywa tym bardziej kusząca wobec groźby gospodarczej dominacji imperiów finansowych z USA i Chin.
Stworzenie Związku Europejskiego byłoby wprowadzeniem do globalnej rozgrywki wielkiego gracza o niesłychanym potencjale i dynamice rozwoju. Gra warta świeczki, zwłaszcza, że Rosji można ofiarować w zamian to, co chętnie się da, lub na czym finansistom z Niemiec i Francji najmniej zależy: swobodny dostęp do nowych wielkich rynków zbytu, nieograniczony dostęp do surowców; udział w przemyśle zbrojeniowym; nowe technologie; dominację polityczną nad przestrzenią Europy Środkowej, która to dopiero z tej dominacji się uwalnia i jeszcze nikogo nie przyzwyczaiła do swej niezależności: oraz ograniczenie demokracji poprzez implementację bizantyjskiej kultury prawno-politycznej polegającej na odejściu od wartości uniwersalnych i ograniczeniu wolności szarych obywateli w myśl zasady, iż ustalanie praw, racji stanu i obowiązujących zwyczajów to niezbywalne prerogatywy WŁADZY.
Aby jednak na taki układ pójść, trzeba mu stworzyć warunki formalne, przygotować mentalnie lud, by głupio się nie burzył a wcześniej oszukać lub spacyfikować Amerykanów z przyczyn geopolitycznych wrogo nastawionych do takiego rozwiązania.
W tym celu opracowano projekt konsolidacji władzy w Unii Europejskiej na zasadach megapaństwa, z własnym rządem, polityką zagraniczną, armią i prawem nadrzędnym. Tak powstała najpierw Konstytucja Europejska, a po jej odrzuceniu Traktat Lizboński. Proszę zwrócić uwagę, że wyparcie z tego aktu prawnego odwołania się do chrześcijańskich wartości i korzeni Europy, jest właśnie realizacją „przygotowania mentalnego”. Wartości mają pozostać puste, być swoistym wakatem, które wypełni Imperator. W tę pustkę wchodzą na razie lewackie zapateryzmy (to taktyczny ukłon w kierunku kosmopolitycznej socjaldemokracji, prężnie działających we wszystkich krajach i wspierających plany „rozwoju” Europy), ale tak będzie tylko do czasu.
Gdy powstanie Związek Europejski nowy gabinet władzy dzielonej głównie między Rosję a Niemcy, ustali fundamenty, na jakich należy budować nową, posłuszną, pracowitą i konsumpcyjną społeczność imperium.
Oczywiście, jeszcze nie wszystko jest podawane otwartym tekstem, ale należy zauważyć, iż ten misternie przygotowywany projekt nabrał przyspieszenia i jest dziś w fazie przedkońcowej realizacji.
Wystarczy znów sięgnąć do Karaganowa:
Na szczycie Rosja – UE w listopadzie zeszłego roku (ŁŁ: mowa o roku 2009) ogłoszono „partnerstwo dla modernizacji”. A 1 czerwca na szczycie w Rostowie nad Donem to „partnerstwo dla modernizacji” stało się przedmiotem głównego oświadczenia. Unia przestała pouczać Rosję, a Moskwa zrezygnowała z podejrzliwej ostrożności.
….
Kute jest, więc żelazo póki gorące. Warunki zewnętrzne dla powstania Związku Europejskiego są w latach 2009/2010 niezwykle sprzyjające, ale krótkotrwałe. Chiny jeszcze są zbyt słabe i zbyt mocno skoncentrowane na wewnętrznym rozwoju, natomiast USA – jedyny liczący się przeciwnik, który mógłby pomieszać szyki – odwróciły wtedy swoją afroamerykańską twarz od Europy. Barack Obama – wywindowany sprytnie na Prezydenta na fali niskiej popularności Busha, oraz lewackiej głupawce, stworzonym dzięki jeszcze sowieckiej, a potem rosyjskiej agenturze wpływu (Anna Chapman, nie była przecież ani jedyna ani najważniejsza) – uznał odmiennie niż wszyscy jego poprzednicy, że Ameryce się opłaca pokojowa konsolidacja europejska, ponieważ Rosja jako członek megapaństwa straci swoją uciążliwą nieobliczalność, a poza tym z Wielkim Eurobiznesem łatwiej jest grać i robić interesy niż z rozdrobnionymi słabymi państwami. Tym samym zarządzana głupio Ameryka włączyła wtedy swoje zielone światło i pozbawiła swego wsparcia uciążliwym i wciąż brużdżącym Projektowi Polakom.
Ten stan nie mógł trwać w nieskończoność, bo planowane przez Niemców i Rosję działania musiały w końcu Amerykę obudzić, a i Prezydent mógł się zmienić na bardziej kumatego już w 2012 r. a najpóźniej w 2016.
Mamy dziś 4 rocznicę Smoleńska, więc czas byśmy przeszli do meritum, czyli tezy zawartej w tytule artykułu.
Karaganow powiedział jeszcze rzecz następującą:
Rosję kryzys pozbawił naftogazowych iluzji. A zarazem nie doprowadził do wzrostu poczucia zagrożenia i poszukiwania nowych wrogów. To dość rzadkie dla naszego kraju zjawisko pewności siebie z rozumieniem własnych słabości. Nowy realizm doprowadził do sukcesów w polityce zagranicznej. Nikomu nie ustępując, w końcu uznaliśmy zbrodnię katyńską i zachowaliśmy się naprawdę wielkodusznie wobec Polski i jej bólu. Teraz wystarczy przyznać, że cały Związek Radziecki był ogromnym Katyniem dla naszych narodów.
Choć jeszcze 2 lata wcześniej: (12 Maj 2008)  Oficjalnych przeprosin za Katyń nie będzie, bo inaczej chcielibyście odszkodowań – mówi prof. Siergiej Karaganow, doradca Putina
I taka oto jest geneza zmian stanowiska Rosji. Mydlenie oczu i ukłony w imię realizacji tego, co najbardziej i ostatecznie się opłaca. A, że mydlenie przekonaliśmy się kilka lat później w Strasburgu odnośnie Katynia, a także wczoraj na Krymie i dziś w Doniecku.
….
Mamy też wyjaśnienie, dlaczego Moskwa zawsze traktuje Polaków jak wrogów i zawsze my jesteśmy celem jej cichej agresji (ostatnio sankcje na wieprzowinę, ale 4 lata temu było o wiele ostrzej).
Bo Polska jest i była – wbrew wciskanej nam propagandzie – istotnym elementem polityki Rosji, mającym na celu usunięcie ostatnich przeszkód w realizacji Wielkiego Planu. Musimy być atakowani, pacyfikowani, osłabiani i demotywowani ze strony wschodu, a jednocześnie kupowani, korumpowani, kolonizowani i asymilowani ze strony zachodu. Polska silna i samodzielna to krach owego Wielkiego Planu.
A jak wielki to plan musimy nareszcie sobie zdać sprawę. Związek Europejski to projekt wykraczający swym zasięgiem cywilizacyjnym poza wszystko to co się dzieje współcześnie, a nawet działo się w XX wieku. Siłowe pomysły Hitlera i Stalina, choć dla nas rzeczywistogenne to przy nim małe miki, gdyż mogły przebudować świat tylko na tyle, na ile zdążyłyby przy niewielkiej zdolności (oczywiście w skali historii, a nie pojedyńczego człowieka) do przetrwania. ZE to projekt na miarę trzeciego tysiąclecia. Pierwszy raz bowiem w historii zdarzyło się tak, że stworzenie euroazjatyckiego mocarstwa, od Giblartaru po Czukotkę, nie jest elementem sprzecznych interesów Rosji i Niemiec, ale jest głównym i forsowanym projektem zbieżnych interesów Nowej Rosji, Pokojowych Niemiec, Postępowej Francji, Mafijnych Włoch i wielu innych państw zachodnich. Przy takim froncie działań i gdy są już odpowiednie warunki by nową strukturę powołać na podstawie bilateralnego układu dwóch rządów Rosji i UE – nikt nie będzie zawracał sobie głowy negocjacjami z każdym z poszczególnych państw. Po prostu dokona się tego ponad głowami państw niechętnych i ich społeczeństw. Jest tylko jeden warunek, państwa niechętne – identyfikowane tutaj jako państwa środkowoeuropejskie – muszą być zatomizowane, rozgrywane pojedynczo, w konflikcie ze sobą i po kolei. Jeśli ktoś, będzie chciał tę grupę skonsolidować i prowadzić politykę zgodną z racją stanu ich narodów – to jest on głównym wrogiem, którego należy bezwzględnie zniszczyć.
Bo wprawdzie Wielki Plan Związku Europejskiego ma ziścić się bez podbojów i wojen, ale determinacja jego realizacji (ze względu na bliskość sukcesu) jest tak wielka, że kto stanie na drodze tego należy dezintegrować politycznie lub zabić.
Sęk w tym, że taki wróg rzeczywiście istniał. Był nim Prezydent Lech Kaczyński ze swoim zapleczem, proamerykańskim i proizraelskim bratem Jarosławem oraz niewielka grupa urzędników i wojskowych, przeszkadzająca w położeniu łapek GERRUS na wszystkich sprawach naszej geopolityki, finansach, teczkach, agenturze i wojsku. Spory problem stanowili bliźniacy bo nie było szans na ich poróżnienie. Nie można było politycznie oderwać od siebie coraz mocniejszego lidera międzynarodowego z pomysłem na region i potrafiącego prowadzić skuteczną politykę antyimperialną (kazus Gruzji) od szefa największej polskiej partii opozycyjnej, który jest nie tylko ośrodkiem stojącym na straży zwalczanych wartości chrześcijańskich, nie tylko pokazał na co go stać wetując w 2006 r. przyjęcie unijnego mandatu na negocjacje nowego porozumienia UE z Rosją, ale wręcz stanowi wciąż realne zagrożenie dla reprezentującego finansjersko-rosyjskie interesy Rządu Tuska. W przypadku tych braci sprawdzone metody agenturalne można było o kant dupy potłuc, bo sznurki już trzymał ktoś inny, uśpiony wprawdzie wtedy ale przyszły wróg Związku. Dlatego też ich tak nienawidzono od rosyjskiej strony (lewactwo) oraz zwalczano od niemieckiej (Tusk, media). Istniała jeszcze szansa, że dzięki urobionej opinii publicznej i farmazonom zachodnim stracą z czasem wpływy w polskim społeczeństwie. Takie działanie nie przyniosło jednak efektów zadowalających. Wbrew bowiem rozgłaszanym opiniom Lech Kaczyński umacniał swoja pozycję wpływowego gracza międzynarodowego, a mocodawcy Tuska po serii kompromitacji i afer swojego pupila zaczęli się obawiać o wybory w 2011 r.. Zresztą, co do wyborów prezydenckich też wcale nie byli spokojni. Kolejne afery (Tusk coś zrobił eliminując CBA, ale czy to wystarczy), nieznane konsekwencje ujawnienia zdrajców w Aneksie do Raportu z Likwidacji WSI, fatalna sytuacja finansowa zadłużonego państwa i wciąż silne propaństwowe ośrodki medialne – wszystko to mogło zrobić psikusa i oddalić Związek Europejski na wiele lat, lub święte nigdy.
W polityce na taka skalę nie może być miejsca na przypadek i poważne ryzyko. Kaczyńskich et Consortes trzeba się było pozbyć skutecznie, Wielki Projekt jest zbyt ważny by mieć skrupuły, należało ich Zabić!
Powstał, więc plan Zamachu, dzięki któremu nad niepokornym krajem zostanie przejęta kontrola przez dwa proeurozwiązkowe ośrodki decyzyjne, Prezydencki – Rosyjski i Rządowy-Niemiecki, a prokatolicka opozycja zostanie skutecznie wyeliminowana.
Zamach musiał być spektakularny, eliminujący wszystkie ośrodki zagrożenia (np. by przejąć Aneks dot. WSI musiał zginąć Szef Kancelarii Prezydenta i Szef BBN-u) i skutecznie zatuszowany poprzez niedopuszczenie do śledztwa polskich patriotów.
Przygotowano grunt. Po listopadowym szczycie „partnerstwo dla modernizacji” reprezentant Europy ustalił z reprezentantem Rosji datę i miejsce – postanowiono wykorzystać uroczystości Katyńskie, stanowiące swoista gwarancje takiego a nie innego składu „wystawionej” polskiej delegacji prezydenckiej. Tusk wycofał się z kandydowania na prezydenta oddając pałeczkę reprezentacji Moskwy a samemu pozostając na czele rządu. By uśpić na moment czujność Ameryki (wciąż niepewnej gdyż Obama okazał się zadziwiająco słaby) zrobiono szopkę z prawyborami i wystawieniem także Sikorskiego. Było to korzystne, ponieważ i media koncentrowały się na tej szopce zamiast na okolicznościach przygotowywania dwóch Katyniów. Wykorzystując okazję, Rosja postanowiła ugrać przy okazji swoje taktyczne interesy związane z penetracją NATO. Mieli już szyfranta Zielonkę, ale nie mieli urządzeń do deszyfracji i odpowiedniej wiedzy na temat siatki kontaktów. Upadek prezydenckiego samolotu dawało okazję by wypełnić tą lukę.
Było też parę wpadek, wyciek informacji i konieczność uciszenia Grzegorza Michniewicza, Dyrektora Generalnego Kancelarii Premiera, który w odróżnieniu od Tomasza Arabskiego nie był we wszystko wtajemniczony, ale generalnie Zamach się udał.
Nie zginął „niestety” Jarosław Kaczyński, który nie wsiadł na pokład, bo został przy chorej matce, ale dzięki temu zamachowcy mogli się przekonać jak potrzebny był ten plan. Ku ich, bowiem zdziwieniu, Jarosław, posiadający jeszcze gorszą niż brat prasę i dużo większy elektorat negatywny, był o krok od wygrania wyborów prezydenckich. Zaniepokoił ich też na początku fakt zabicia także Kandydata Lewicy na prezydenta, ale szybko się okazało, że śmierć Szmajdzińskiego jest tak naprawdę na rękę młodej, zapaterowskiej socjaldemokracji marzącej o nowych, partyjnych porządkach i chętnie zapomną o tym postkomuchu w zamian, za przychylne media, dopuszczenie ich do udziału w torcie, oraz pomoc w kompromitacji tradycji chrześcijańskich.
Teraz, po zamachu (przy czym samo słowo „zamach’ zostało w mediach głównego nurtu zakazane, a przez tzw. „media niezależne” niezwykle upolitycznione) Polska przestała przeszkadzać. Usłużny Komorowski rozpoczął antychrześcijańską krucjatę, poleciał pokłonić się w imieniu Rosji Szefowej Niemiec oraz urzędnikom z Brukseli (tylko dla polskiej opinii publicznej kolejność była inna), oraz oddał na pastwę Rosji Gruzję i zrezygnował oficjalnie z polityki Polski, jako regionalnego lidera.
W tej sytuacji, kolejne działania osłonowe dla misji Komorowskiego rozpoczęli też przedstawiciele Rosji, za pomocą dezinformacji:
„Komorowski nie jest oczywiście politykiem o nastawieniu prorosyjskim, ale jest to polityk-realista. Jest to polityk, dla którego tak samo, jak dla premiera Donalda Tuska kształtowanie stosunków z Rosją jest ważnym czynnikiem strategicznym. W danej sytuacji zwycięstwo Komorowskiego dla Rosji jest korzystniejsze”, powiedział Aleksiej Makarkin.
I jeszcze taki kwiatek, jeśli kogoś nie przekonałem.
Ze swej strony przewodniczący Prezydium Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej Siergiej Karaganow uważa, że do polepszenia stosunków rosyjsko-polskich doszłoby niezależnie od tego, kto zwyciężyłby w wyborach prezydenckich. „Nawet w przypadku przegranej Komorowskiego, polityka Polski byłaby bardziej pragmatyczna i wyważona, niż wcześniej. Przyczyna tkwi w tym, że Polska uświadamia sobie nieskuteczność polityki ugodowej wobec Stanów Zjednoczonych”, oświadczył Siergiej Karaganow w wywiadzie dla agencji Interfaks.
Ze swojej strony Tusk, będący kawalerem „Żelaznego Krzyża z Liśćmi Dębu” lub innego, równie znamiennego odznaczenia dla Niemieckich bohaterów, rozpoczął realizacje planu „Utrzymanie Się u Władzy”, który to jest kluczowy, by do powołania Związku Europejskiego doszło w ciągu najbliższych 5 lat. Kolejna wolta Polski byłaby, bowiem nie do zniesienia i dopuścić do niej nie można. Żadnych, więc reform nie będzie, by nie burzyć społeczeństwa, zamiast tego będzie za to nagonka polegająca na pozbawieniu opozycji twarzy, jej wartości znamion wartości uniwersalnych oraz stworzeniu takiego nastroju, że każda krytyka Prezydenta, Rządu lub wspominanie o Smoleńsku i jego ofiarach będzie nie tylko passé, ale wręcz interpretowane jako agresja, pieniactwo i chęć konfrontacji. To tak na wszelki wypadek, jakby rządy trzeba było utrzymać siłą.
Przy tym projektanci Euroazjatyckiego kołchozu nie maja obaw o lojalność Tuska i Komorowskiego. Jako udziałowcy i beneficjenci Zamachu stali się de facto nie tylko zakładnikami swoich mocodawców, ale także zakotwiczeni jako dobrowolni strażnicy swoich własnych interesów.
Stali się pionkami w grze, w której będą ustawiani raz jako przynęta, innym razem jako zasłona dymna lub elementy działań pozorowanych. A najczęściej będą narzędziem tam gdzie Merkel albo Putin osobiście nie mogą, lub gdy muszą udawać, że wchodzą w spór.
Tak to z grubsza wygląda.
Jeśli pytał ktoś o motyw Zamachu i motyw działań osłonowych względem zamachowców już po nim, od Rosji, przez Niemcy do obamowskiej USA – podaję je na tacy.
Dziś zapewne Amerykanie żałują, że tak się dali wkręcić, ale kto ich tam wie.
Nie miejmy jednak złudzeń, od II Wojny Światowej Polska nigdy nie była kierowana przez polityków realizujących Polską Rację Stanu, nawet Kaczyńscy realizowali jej Waszygtońsko-Nowojorską wersję, mówiąc oględnie. Fakt, że o wiele korzystniejszą dla nas niż propozycje z Berlina lub Moskwy, szkodliwą dla interesów obydwu wielkich sąsiadów ale z pewnością nie samodzielną i najwłaściwszą.
Tomasz Parol
Źródła i inspiracje:
0

Tomasz Parol

Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl

502 publikacje
2249 komentarze
 
Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758