Artykuły redakcyjne
Like

Integracja imigracji czy imigracja integracji?

12/02/2017
892 Wyświetlenia
1 Komentarze
9 minut czytania
Integracja imigracji czy imigracja integracji?

W wypowiedziach pani kanclerki powtarzają się bez przerwy dwa słowa: integracja i imigracja.

Nie wiem jak je interpretuje, ale sądząc z kontekstu – integracja to dla niej po prostu zwiększenie dyscypliny i podporządkowania w odniesieniu do jej dyspozycyjnego organu, jakim jest administracja UE.

Tymczasem słowo pochodzi z łaciny i oznacza scalanie lub stowarzyszenie, a to jest pojęcie zupełnie różne od wymuszonej unifikacji tak upragnionej przez niemieckie rządy.

Właściwie można wpaść w słowo i poprzeć jej propozycje, ale zgodnie z merytorycznym znaczeniem tego pojęcia, co bowiem oznacza „stowarzyszenie” w odniesieniu do krajów europejskich?

Z pewnością nie oznacza –podporządkowania, ale za to stworzenia warunków współżycia na zasadzie wyrównania pozycji.

0


I o to właśnie chodzi, żeby podobnie jak ma to miejsce w odniesieniu do upośledzonych w naszych społeczeństwach, również i w życiu międzynarodowym zastosować metodę realnej – „integracji”.
Piszę o tym od wielu lat, że podstawowym problemem Europy jest wynikła z przemocy i wyzysku historyczna nierówność zarówno w procesie wytwarzania jak i dystrybucji dóbr.
Zrozumieli to Amerykanie i dlatego powołali organizację NAFTA, która nie zmierza ani do tworzenia superpaństwa, ani do ograniczeń suwerenności członków, a jedynie do stworzenia wspólnego rynku, w którym każdy ma równe prawa i obowiązki.
Celem jego jest wzmożenie wytwórczości i wymiany, a w konsekwencji podniesienie poziomu dobrobytu szczególnie u najuboższych. Wprawdzie i oni nie ustrzegli się błędu, lub jak kto woli, rozmyślnej prowokacji w postaci mechanicznego promowania najwyższej wydajności, którą w określonych warunkach osiągają wyłącznie wielkie koncerny produkcyjne.
Wszystko zależy od tego, do czego się dąży, podstawą amerykańskiej potęgi gospodarczej jest dążenie per fas et ne fas do maksymalizacji produkcji.
Zapłacili za to olbrzymią cenę kryzysem w końcu lat dwudziestych ubiegłego wieku.
Mimo to nie zmienili zasad i to jest ich wewnętrzna sprawa, natomiast mają kolosalną przewagę nad Europą w tym, że nie czynią z gospodarki przedmiotu żonglerki politycznej, w czym celuje Europa.
I o to przede wszystkim chodzi, gdyby w Europie kontynuowano ideę wspólnoty to byłaby ona w zupełnie innym miejscu.
Z niemieckiej chciwości zawładnięcia i rozproszenia pozostałej Europy został stworzony rynek niemiecki z wyznaczaniem ról usługowych wobec niego dla pozostałych. Niektórzy, jak np. Czesi mogą być z tego zadowoleni, bowiem pod niemiecką protekcją utrzymują swój przemysł na wysokim poziomie.
Znacznie gorzej jest z Włochami, którzy nie zdołali dorównać niemieckim możliwościom i ponieśli ciężkie straty szczególnie w przemyśle samochodowym. Do poszkodowanych można zaliczyć też i Hiszpanię i Anglię.
Najbardziej poszkodowana okazała się Polska, której za pomocą kuglarskiej sztuczki zwanej „prywatyzacją” pozbawiono własnego przemysłu i odtąd funkcjonuje jedynie jako dostawca „dworu”. Niemcy wykorzystały też okazję dostaw chińskich i zawładnęły tym rynkiem na gruncie europejskim. Podobnie zresztą z dostawami rosyjskich surowców.
Nie kwestionując osiągnięć niemieckiej techniki, to nie ona jednak zdecydowała o niemieckiej hegemonii, ale poparcie banków i lobby sterującego handlem zagranicznym.
Po raz pierwszy ujawniło się to przy okazji światowej kariery „garbusa”, samochodu ani nowoczesnego, ani wygodnego, ani zbyt oszczędnego w zużyciu paliwa.
Jego niewątpliwą cechą była mała awaryjność i prosta obsługa przy umiarkowanej, ale przecież nie najniższej cenie.
Sprzedano go na świecie w ilości 40 mln sztuk, tylko dlatego, że „nastała taka moda”, ta sama moda decyduje, że zarówno BMW jak i Mercedes stanowią ciągle przedmiot snobistycznej zachcianki.
Można zwrócić uwagę, że we wszystkich popularnych filmach amerykańskich ich bohaterowie jeżdżą właśnie tymi markami. To nie jest przypadek, ale wynik zorganizowanej akcji.
Najwyraźniej ktoś władny postawił w swoim czasie na Niemcy i skutek jest taki, że gospodarka UE jest w zasadzie dodatkiem do gospodarki niemieckiej.

Zmiana tego układu przez zwiększenie udziału w wytwórczości pozostałych krajów europejskich, a szczególnie ze wschodniej ściany unijnej stworzy warunki dla przyśpieszenia rozwoju Europy.
Posiada ona nawet w samym unijnym wydaniu kolosalne zaległości w stopniu rozwoju cywilizacyjnego, a szczególnie wykorzystaniu już istniejącego potencjału.
Wymaga to nastawienia „antyimigracyjnego” – zamiast ściągać do Niemiec rzesze niezbędne dla obsługi skoncentrowanego nadmiernie przemysłu, znacznie lepiej i taniej jest lokować ten przemysł w krajach posiadających nadwyżki zatrudnienia.
Według danych eurostatu bezrobocie w UE sięga przynajmniej 25 mln ludzi stale osiedlonych, a nie żadnych imigrantów.
Zatrudnienie tej masy jest pierwszym zadaniem UE, ale władze unijne uchylają się od tego naciskając na imigrację zewnętrzną.
Z punktu widzenia interesów gospodarczych UE ta imigracja jest nie potrzebna, sprawa udzielania azylu prześladowanym i zagrożonym uchodźcom to zupełnie inny problem i nie powinien być łączony z imigracją.
Tymi uchodźcami są przede wszystkim prześladowani przez muzułmanów chrześcijanie i tą sprawą w różnych aspektach i rozwiązaniach powinna się zająć administracja unijna.
Jest zdumiewające, że bogate kraje muzułmańskie nie przyjmują swoich współwyznawców woląc wyrzucać wielkie pieniądze na sztuczne wyspy czy najwyższe budynki.
Jeżeli władze UE tak litują się nad muzułmanami to przynajmniej mogłyby zadbać o to żeby kraje Opec określoną część należności za ropę i gaz przeznaczyły na pomoc dla swoich współwyznawców i rodaków.

Nie trzeba wielkiego wysiłku umysłowego ażeby zorientować się, że cała ta sprawa jest zwykłym oszustwem i chodzi o dokonanie takich zmian w zaludnieniu Europy ażeby pozbawić ją jakiejkolwiek możliwości obrony swojej kultury osadzonej w chrześcijańskich korzeniach. A w to miejsce stworzyć bezkształtną masę poddaną całkowicie zabiegom manipulacyjnym.
Pani Merkel i inni zaangażowani w ten proceder wiedzą o tym doskonale, ale jest to zapewne zadanie związane z ich funkcją i niewypełnienie jego oznacza wyeliminowanie z życia politycznego.
Inaczej jej postawa byłaby zapewne inna, uwzględniająca jej osobisty interes polityczny. Trudno sobie wyobrazić samodzielnego polityka, który głosi nie tylko niepopularne, ale wręcz niebezpieczne dla swoich wyborców propozycje i to jeszcze w okresie przedwyborczym.

Zarówno „imigracja” jak i „integracja” to tylko zasłona dymna dla prawdziwego celu jaki za nimi się kryje, a jest nim uczynienie w jak najszybszym czasie i w jak najwyższym stopniu z dyspozycyjnej Europy całkowicie bezwolnego i podporządkowanego przedmiotu sterowania.
Stąd wściekłe ataki na każdy przejaw samodzielności niezależnie od źródeł jej inspiracji, nie chodzi bowiem o forsowanie konkretnych poglądów i postaw politycznych, ale wyłącznie o stworzenie stanu bezmyślnej konsumpcji wszystkiego tego co się zaoferuje.
Taką się nam szykuje przyszłość „zintegrowanej” Europy.
Zapomniano tylko o jednym, że „imigranci”, którzy mają być narzędziem wykonania tego zadania po skutecznym jego wykonaniu zabiorą się natychmiast za swoich dobrodziei i wyrżną ich w pierwszej kolejności.
Przypomina to rolę, jaką wyznaczył Stalin swoim agenturom w Europie zachodniej, a one wypełniły ją tak dokładnie, że obezwładniły całkowicie zachód wobec niemieckiej agresji i w konsekwencji to sam Stalin musiał stawić czoła całej potędze hitlerowskiej.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758